Sasuke otworzył na oścież drzwi do pokoju brata. Nie trudził się uprzednim pukaniem i czekaniem na zaproszenie. Któż marnowałby na to czas?
Itachi spojrzał na niego zza miotełki do kurzu i nie wyrzekłszy ani słowa, powrócił do przerwanego zajęcia, jakim było oczyszczanie mebli z szarawej otoczki.
— Wyglądasz jak dziewczynka — zakpił młodszy, bezczelnie lustrując wzrokiem luźno związane, hebanowe włosy brata, sięgające aż za łopatki. — Ściąłbyś te kudły, są pedalskie.
— Chciałeś coś? — zapytał spokojnie Itachi, nie dając się sprowokować.
— Nie, nie przerywaj sobie, popatrzę — zakpił Sasu i z zawadiackim uśmieszkiem na ustach podszedł do okna, otworzył je na oścież i położył się na łóżku, uprzednio zaplatając ze sobą dłonie i podkładając pod głowę niby poduszkę.
Łasica kontynuował więc zaburzoną przez otouto czynność, zbliżając się coraz bardziej do jej ukończenia. W pewnym momencie obrócił się bardzo szybko i chwycił między palce lecący w jego stronę shuriken.
— Mogłeś zarysować mi meble — zauważył sucho, zachowując stoicki spokój i odrzucając narzędzie przez okno, tak by trafiło stojącego tam klona Sasuke, który natychmiast zamienił się w obłoczek dymu.
— Musiałem jakoś sprawdzić, czy jesteś godny, by mnie uczyć — prychnął krótkowłosy i sprężyście wstał z łóżka. — Okazałeś się wystarczający. Ćwicz ze mną! — niemal rozkazał.
— Mistrzu — poprawił go aniki.
— Co?! — Zrobił minę, jak gdyby kazano mu pocałować karalucha.
— Jeśli chcesz, żebym cię trenował, zwracaj się do mnie z szacunkiem.
— Kpisz sobie? — Oczy młodszego rozszerzyły się w niedowierzaniu.
— Nie. Mówiłem ci o rozróżnianiu treningu od życia, nie uszanowałeś tego — Jego głos wciąż był spokojny i głęboki.
— Nie będę tak do ciebie mówił — syknął Sasu, wściekle mrużąc oczy.
— Pamiętaj, że to ja mam umiejętności, które pragniesz zdobyć, nie odwrotnie — przypomniał mu dobitnie Itachi. — W sali treningowej za pół godziny, będę czekał, zdecyduj się na coś.
Sasuke nie odpowiedział. Wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami tak mocno, aż huknęło w całym domu. Byli w nim jednak tylko oni obaj. Kipiał ze wściekłości, nie mogąc pojąć za kogo, ten dureń, jego starszy brat, się uważa. To, że lepiej panował nad Sharinganem, wcale nie czyniło z niego boga.
Młodszy Uchiha odkrył w owym momencie, że nie potrafi przejść koło niczego, co robi Itachi, zupełnie obojętnie. Zawsze to wywołuje w nim niechciane, silne emocje. Zazwyczaj była to zazdrość, do której po dobroci raczej by się nie przyznał. Przecież jego brat jest kapitanem Anbu, dziedzicem głowy klanu, pierdolonym geniuszem, który ukończył akademię po roku uczęszczania do niej. Zawsze był lepszy, a Sasuke nie umiał się z tym pogodzić. W niektórych momentach życia wręcz go nienawidził, bo stał w jego cieniu, co tylko go irytowało i topiło jego serce w mroku.
Kiedy nie miał dla niego czasu — bolało, kiedy go zbywał — bolało, kiedy okazało się, że jest potępiony przez wszystkich i nie może opuszczać domu — Sasuke się ucieszył, że wreszcie spędzi z nim czas. Kiedy kazał nazywać siebie mistrzem, coś w nim pękło.
CZYTASZ
Piętno Rodu [ItaSasu]
FanfictionBracia Uchiha zawsze byli wyjątkowi, łączyło ich przeznaczenie. A co, gdyby sytuacja była inna? Gdyby Itachi nie został zmuszony do zaszlachtowania własnego klanu? Czy Sasuke i tak znalazłby powód, by go nienawidzić, czy może ich relacja przeistoczy...