— Chotto matte, Sasuke! — brunet odwrócił się, lecz nie wykonał prośby. Szedł nadal, lecz dla odmiany tyłem.
— Czego chcesz Naruto? — zapytał nieco opryskliwie.
— Matte! — warknął zirytowany blondyn. — Mam sprawę.
— No dobra, o co chodzi? Bo wiesz, trochę mi się śpieszy. Mam dzisiaj trening z Itachim — opowiedział krótkowłosy, stając wreszcie w miejscu. Uśmiechnął się pod nosem na wspomnienie, w jakich okolicznościach się na niego umówili. Sasuke kochał wyprowadzać brata z równowagi. Każdy jego wybuch czy nieadekwatne zachowanie, którego był sprawcą, traktował jako osobiste, ogromne zwycięstwo, bo przecież Itachi był taki opanowany i ułożony.
— Przełóż go! — potomek hokage uśmiechnął się zawadiacko, a błysk w jego oczach świadczył o tym, że zaplanował już coś innego niż ćwiczenia. Jeszcze bardziej roztrzepał dłonią niesforne, złote pukle i pomachał do Hinaty idącej drugą stroną ulicy. Na policzkach tej od razu pojawiły się czerwone plamy, a ona sama pobladła.
— Dziś jest jakaś narada w wiosce? Moi rodzice mówili, że gdzieś idą — zauważył Sasuke, ignorując nonszalanckie zachowanie chłopaka. Czasem zastanawiał się, czemu się z nim przyjaźni. Bo mimo rywalizacji, podkładania wzajemnie kłód pod nogi i wyśmiewania, można by przecież tę relację nazwać przyjaźnią.
— Właśnie o tę naradę mi chodzi. Moi rodzice też na niej będą! Dattebayo! — wykrzyknął uradowany.
Sasuke już wiedział, że to będzie coś głupiego. Z jednej strony miał ochotę od razu odwrócić się i uciec, zanim blondyn powie coś, co zniweczy jego plany. Z drugiej jednak pragnął wysłuchać propozycji.
— Przybliż się trochę. Nie mogę tego gadać tak publicznie — powiedział niedbale i za głośno, czyli jak zwykle.
— Młotku, przenieśmy się więc w bardziej ustronne miejsce — brunet złapał go za bluzę na karku i pociągnął na dach pobliskiego budynku.
— Zawinąłem ojcu sake — wyznał niby poważnie Naruto, ale dało się zauważyć w jego oczach niezwykle radosne ogniki.
— Nie wiem, czy to dobry pomysł — zawahał się Uchiha. Sytuacja w jego domu była ostatnio mocno napięta i trochę obawiał się konsekwencji podbierania alkoholu hokage, gdyby to jakimś cudem się wydało. No oczywiście był jeszcze jeden dość ważny szczegół, Sasuke nie ręczył za siebie pod wpływem procentów.
— Zaprosiłem już Kibę, Lee...
— Naprawdę nie wiem... — uniósł oczy ku niebu, jakby tam spodziewał się wypisanej odpowiedzi. — Niech będzie — jęknął średnio przekonany. Wiedział, że takie sprawy zazwyczaj kończą się aferami, ale pokusa była zbyt silna.
— Matka zawsze liczy flaszki. No wiecie, ojciec tego dużo znosi. Zawsze mówi, że nie chce, a ludzie i tak mu przynoszą. Dzisiaj nie policzyła, bo chyba ze trzy godziny szykowała się na to wyjście. Jak gdyby to była rewia mody, a nie jakieś spotkanie służbowe. — Naruto zawsze był wygadany i głośny, ale po sake buzia mu się wprost nie zamykała.
CZYTASZ
Piętno Rodu [ItaSasu]
أدب الهواةBracia Uchiha zawsze byli wyjątkowi, łączyło ich przeznaczenie. A co, gdyby sytuacja była inna? Gdyby Itachi nie został zmuszony do zaszlachtowania własnego klanu? Czy Sasuke i tak znalazłby powód, by go nienawidzić, czy może ich relacja przeistoczy...