33. Zanim nastanie ciemność

364 23 35
                                    

Dzień był zdecydowanie zbyt słoneczny i ciepły. Itachi spodziewał się raczej chmur burzowych i ziejących pustką ulic, co pasowałoby do jego nastroju. Zamiast tego Konoha tętniła życiem, pachniała świeżym pieczywem i kwitnącymi roślinami z przydomowych ogródków. Dzieci ganiały się po ulicznym bruku, drzwi sklepów dzwoniły przy każdym wejściu i wyjściu gospodyń załatwiających sprawunki na resztę dnia dla całej rodziny. Dwie młode kobiety uśmiechnęły się do niego, gdy przechodziły obok, a potem zaczęły chichotać.

Uchiha niespiesznie zmierzał do knajpy, w której umówił się na zjedzenie lunchu z Izumi podczas jej przerwy w szpitalnym dyżurze. Mógł oczywiście pomknąć dachami i dotrzeć na miejsce w przeciągu jednej chwili, ale mimo to zdecydował się na spacer. Potrzebował przypomnieć sobie, za co jutro będzie walczył z Danzo. Oprócz oczywistego, głównego powodu — dla dobra Sasuke, chodziło przecież o coś więcej, o tych wszystkich cywilów, ludzi niezamieszanych w brudne machlojki i zabójstwa, którzy chcieli jedynie żyć bezpiecznie wraz ze swoimi rodzinami.

Cały uprzedni dzień spędził na treningu, wieczorem zachodząc do gorących źródeł, by dać napiętemu ciału potrzebne odprężenie. Gdy wrócił do posiadłości Uchihów, był zbyt zmęczony, żeby zastanawiać się, gdzie czas może spędzać jego młodszy braciszek. Runął więc w pościel, po wcześniejszym zrzuceniu z siebie zbędnych ciuchów i usnął niemal od razu po zetknięciu policzka z bordową satyną.

Gdy wszedł do baru, Izumi już na niego czekała, siedząc przy jednym ze stolików.

— Wybacz za strój, mamy ostatnio dużo pracy — powiedziała w wytłumaczeniu na swój kitel.

— Nic nie szkodzi — Ita uśmiechnął się do niej.

Zamówili jedzenie i zaległa między nimi ciężka, lepka cisza. Wdzierała się w nozdrza i uszy, dusząc ich oboje niewypowiedzianymi słowami.

Izumi odchrząknęła.

— Jak przygotowania do jutrzejszej walki? — zapytała w końcu.

— Trenowałem, gdy mnie nie było. Prawdopodobnie to moja najlepsza forma, jaką kiedykolwiek miałem.

— To dobrze, bardzo dobrze. Danzo nie jest odpowiednim człowiekiem, żeby władać klanem. Doprowadziłby nas do zguby. — Spuściła wzrok na serwetkę, którą miętoliła w dłoniach. — Twój brat zresztą też — mruknęła pod nosem.

Itachi usłyszał. Spojrzał na kobietę uważnie i zastanowił się, czy powinien dopytać, dlaczego tak uważa, czy może lepiej zrobi, odpuszczając wątek.

— Masz rację, Danzo to zły człowiek, a Sasuke nie odnajduje się w konwenansach. Dlatego muszę zwyciężyć. Nie ma opcji pomiędzy. Albo wygram, albo zginę. — oznajmił, uśmiechając się pocieszająco do Izumi, jakby przypuszczenie opcji własnej śmierci miało być równie pozytywnym co wygrana zakończeniem konfliktu.

Dziewczyna pragnęła przerwać mu, powiedzieć, że nie zginie i wcale nie chodzi o to, że Sasu nie odnajduje się w powinnościach, lecz po prostu jest najobrzydliwszym sadystą, egoistą i zwyrodnialcem, jaki kiedykolwiek znalazł się pośród Uchihów. Była obecnie tak wściekła na młodego mściciela, że przysięgłaby na własną duszę, gdyby tylko ktoś przyjmował zakłady, że Madara był lepszym i bardziej empatycznym człowiekiem od niego.

— Masz przeżyć! — odparła zamiast tego, z pasją w oczach koloru mlecznej czekolady i jednocześnie przestała na chwilę bawić się białym materiałem spoczywającym w jej dłoniach.

Nie wiedziała, czy zdobędzie się kiedyś na wybaczenie Itachiemu tych paskudnych kłamstw, jakimi ją obdarzył. W końcu śmiał łgać, gdy patrzyli sobie w oczy. Takie zachowanie było przecież szkaradne i niedopuszczalne. Ale ona w pewnym sensie to rozumiała. I to tworzyło sytuację w jej głowie jeszcze bardziej skomplikowaną i porażającą. Nie potrafiła winić Itachiego, że obiekt jego miłości nie znajduje się w granicach społecznej akceptacji. Nie mogła dziwić się, że zachowuje to w tajemnicy, ani tego, że nie zerwał zaręczyn, wyplątując się tym samym z bycia podejrzanym. Żal miała o co innego. Raniła ją świadomość, że obdarzył zaufaniem Sasuke, który sabotuje ich tajemnicę, a jej nie zdradził ani grama ze swoich planów, mimo że milczałaby jak grób. Oczywiście nie mógł o tym wiedzieć. Podejrzewała, że nie zdawał sobie sprawy również z tego, jak jego ukochany braciszek najpierw odrzucił jej propozycję bycia przykrywką nielegalnego związku cztery lata temu, a teraz to on poruszył ten temat, podtykając jej równocześnie dowody kłamstw narzeczonego.

Piętno Rodu [ItaSasu]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz