26. Inni, ale tacy sami

455 29 20
                                    

— Kogóż ja widzę? Następcę Uchihów, przybywającego do mnie z zaświatów? — zaśmiał się ironicznie Kakashi, ujrzawszy przyjaciela. To w końcu on na prośbę długowłosego opatentował intrygę, która sugerowała śmierć starszego dziedzica.

— We własnej osobie — odrzekł brunet, z manierą czyniąc teatralny ukłon.

— Jak udała się wizyta? Spotkałeś jakieś anielice?

Itachi prychnął tak mocno, że zadławił się śliną. Zgiął się wpół i uderzając pięścią w klatkę piersiową, usiłował odkrztusić wydzielinę uniemożliwiającą mu oddychanie.

— Anielice... — wychrypiał rozbawiony z załzawionymi oczami, kiedy wreszcie udało mu się opanować sytuację. — Mógłbym o to samo spytać ciebie — odbił piłeczkę, usiłując wyrzucić z głowy wdzierające się wspomnienie Noemi. — Poza tym, przecież dobrze wiesz, że z miejsca śmierci od razu zostałbym potępiony.

— Nic straconego. Diablice ponoć się bardziej interesujące. — Kakashi zaśmiewał się w najlepsze z reakcji przyjaciela.

— Takich nie brak nawet na ziemi. A jednak nadal jesteś sam — wytknął niezwykle brutalnie czarnowłosy.

— Jestem z tobą. — Posłał mu niewinny, lekko głupkowaty uśmiech.

Itachi popatrzył na przyjaciela z ni to z rozbawieniem, ni zażenowaniem.

— Czasem spotykam Gaia... — dodał białowłosy, komentując nietęgi wyraz twarzy Uchihy.

— Zaczynam dostrzegać źródło twojego problemu. — Głęboki głos brzmiał jak wszystkowiedząca wyrocznia, usiłująca zachować powagę i nie wyśmiać pretendenta, który postanowił zwierzyć się jej z życiowego problemu, takiego pokroju jak to, czy zjeść pączka z bitą śmietaną, czy może z marmoladą.

— Nie pierdol. Też jesteś sam.

— Mam Izumi.

Białowłosy spojrzał na towarzysza, jakby chciał zaoponować, albo chociaż wyczytać z jego twarzy czy nie ironizuje. Nie wydawało mu się bowiem, żeby Ita kiedykolwiek darzył Izumi mocniejszym uczuciem niż szacunek i sympatia. Ostatecznie postanowił jednak nie drążyć tego, niewątpliwie trudnego tematu, jako jednego z pierwszych po tak długiej rozłące.

Skrzętnie usiłował więc zmienić wątek.

— Pewnie jesteś ciekawy, jak dokonałem tego przekrętu? — zapytał, mając na myśli sfingowanie śmierci.

— Ani trochę. — Ita bezradnie rozłożył ręce. — Wyobrażanie sobie okoliczności własnej śmierci, pogrzebu, grobu... Jakoś nie mam na to ochoty, no i mamy inną, ważną kwestię do obgadania.

Błysk przeciął powietrze między nimi, przerywając dialog. Aż dziw bierze, że burza tak długo się wstrzymywała.

— O cholera! Właź do środka, zbiera się na ulewę.

Nim Uchiha wygodnie się rozsiadł, Kakashi zdążył już postawić na stoliku szklanki i dwie butelki sake.

— Ludzka natura się nie zmienia. Od zawsze załatwianie spraw przy alkoholu szło nam znacznie lepiej niż bez niego — wyjaśnił Hatake, wyłapawszy rozbawione spojrzenie Ity.

— Nie da się nie zgodzić — przytaknął ten.

Syn Białego Kła Konohy usiadł naprzeciw przyjaciela i napełnił naczynia aż po brzegi. Od razu wypili po dwie porcje, żeby było do pary i nalali kolejne.

Uchiha popatrzył na szklaneczki i ilość sake dość sceptycznie, wszak po niemal czterech latach przerwy nie posiadał absolutnie żadnej kondycji, ani odporności alkoholowej. Te znikome procenty, jakie wypił z Sasuke poprzedniego wieczoru na rozgrzanie, w żadnym stopniu nie umywały się do chlania z Kakashim.

Piętno Rodu [ItaSasu]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz