11. Dzieci we mgle

738 58 57
                                    

— Jesteś dziś jakiś zamyślony — zauważył Kakashi, uważnie obserwując przyjaciela.

— Ostatnio neguje wszystko, co kiedyś uznawałem za oczywiste — odpowiedział Itachi i dalej tępo patrzył przed siebie. Coraz częściej zdarzało mu się zatapiać w myślach i nie dochodzić do żadnego konsensusu ani wniosku, ani nawet przypuszczenia.

— Sasuke mi się skarżył, że nie chcesz, żeby drużyna 7 została jouninami — zagadał, nie bardzo chcąc dzielić się swoimi bezowocnymi przemyśleniami.

— Mają talent, ale to nie wystarczy. Trenowałeś z Sasuke? Zauważyłem przy rzucaniu shurikenów, że trzyma je dokładnie jak ty i jest przy tym dużo skuteczniejszy niż wcześniej.

— Tak — Itachi uśmiechnął się pod nosem. Cieszył się, że treningi coś dają.

— Hmm, wyobraź sobie, że masz podopiecznych. Jak szybko byś ich awansował na taki poziom jounina? Jaki test wyznaczył?

Długowłosy zaśmiał się.

— Obydwaj wiemy, że nie nadaję się na nauczyciela.

— Nie wiadomo, co cię czeka — zaśmiał się białowłosy.

— No więc myślę, że musieliby mnie pokonać.

— Drużyną?

Itachi wydawał się zaskoczony — Oczywiście, że nie. Każdy pojedynczo.

— Nikt z dzieciaków nie przeszedłby takiego testu. Poza tym, test współpracy jest bardzo ważny.

— Ich problem. Lepiej nie dostać takiego tytułu, niż zginąć na pierwszej lepszej misji. — Ita prychnął. — Widziałem takich, którzy liczyli na swoich towarzyszy, byli żałośni. Nie zawsze znajdzie się ktoś, by ich łaskawie uratować. W zagrożeniu ostatecznie każdy zostaje sam. — Pamiętał zbyt dobrze, jak patrzyli na niego niby na ostatnią nadzieję, jak niemo błagali o pomoc, a potem umierali, obwiniając go, że nie ruszył im na ratunek.

Kakashi pokręcił głową. Długowłosy od zawsze był indywidualistą. Nie miał nic przeciwko, żeby pomagać, ale sam pomocy nie przyjmował. To mogło wziąć się ze zbyt dużego potencjału. Rówieśnicy Uchihy nawet nie mieli do niego startu i w żaden sposób nie mogli mu pomóc ze względu na niekompetencję, od zawsze mógł liczyć tylko i wyłącznie na siebie.

Kiedyś, kilka lat temu, gdy jeszcze obaj byli w jednym oddziale Anbu, Itachi zamyślił się, był smutny. Powiedział wtedy do Kakashiego: „Jeśli masz siłę, w końcu staniesz się samotny, a w ostateczności arogancki. Nawet jeśli byłeś wszystkim, czego ludzie życzyli ci od początku".

Białowłosy to zapamiętał, ale nie do końca rozumiał kontekst. Później domyślił się, że Itachi mówił o sobie.

Gdy głębiej się nad tym zastanawiał, było w tym dużo prawdy o długowłosym. Na początku pracy w Anbu był pokorny i usłużny, jakby przestraszony, ale potem stawał się z dnia na dzień coraz bardziej cyniczny i samotny. Jednak na końcu coś poszło nie tak, teraz nie wydawał się arogancki, ale zagubiony.

— Tak czy inaczej Itachi, to ciekawe doświadczenie, szkolić swoją drużynę. Mógłbyś się wiele od tych dzieci nauczyć.

— Taa, niby czego? — w głosie Ity dało się wyczuć delikatne rozdrażnienie. Trzeba mieć tupet, żeby mówić geniuszowi genjutsu, że mógłby się wiele nauczyć od ledwo odrastających od gleby smarków.

Może jednak był trochę arogancki.

— Chociażby beztroski i pracy drużynowej — Itachi zmrużył oczy i z irytacją spojrzał na przyjaciela.

Piętno Rodu [ItaSasu]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz