- Stój! - warknął strażnik siedziby hokage do Itachiego. - Nie wyglądasz na shinobi.
Łasica zatrzymał się, odgarnął włosy spadające mu na twarz i westchnął.
- Itachi Uchiha - wylegitymował się i błysnął zwykłym sharinganem na potwierdzenie swojej natury ninja.
- Itachi sama, najmocniej przepraszam - zestresował się strażnik. - Proszę, wejdź.
Jego reputacja zdecydowanie go wyprzedzała. Skinął głową i przekroczył próg siedziby.
- Itachi, co cię do mnie sprowadza? - Minato uśmiechnął się na jego widok. Ten chłopak go intrygował, miał ogromny talent, przeznaczone mu było zostać przyszłą głową klanu, ale z całą pewnością nie mógł pominąć czegoś, co zauważył już, gdy przyjmował go do Anbu - mroku w sercu. Wtedy ledwo się tlił, był jedynie niewinną zaszczepką, ale rozrósł się w zastraszającym tempie i teraz nie można było tego ignorować.
- Chciałbym wyjaśnić kilka spraw, hokage-sama - Długowłosy mówił spokojnie, patrzył na twarz blondyna i ani trochę nie podobało mu się spojrzenie błękitnych oczu, jakim ten go zaszczycał. Jakby usiłował rozczytać jego duszę. Między innymi dlatego nie chciał tłumaczyć się z wydarzeń tamtej nocy, nie był pewien czy zdoła się wyłgać. Minato nie bez powodu został hokage. Pomijając już jego potęgę jako shinobi, miał niezwykły dar do zaglądania ludziom w serca, to czyniło go niepodważalnym i niezastąpionym władcą wioski.
- Słucham - zachęcił go do mówienia. Tak oto w jednym gabinecie spotkali się geniusz kłamstwa i najbardziej wyczulony na nie shinobi z Konohy.
- Czyżbyś chciał opowiedzieć mi o wydarzeniach z nocy, gdzie wioska straciła w tajemniczych okolicznościach cały oddział Anbu z wyjątkiem ciebie? - Itachi spiął się, był pod ostrzałem. Nie tak wyobrażał sobie to spotkanie. Te jasne oczy wydawały się wywierać na nim dziwny rodzaj presji.
- Jeśli tak, oszczędzę ci sztabu specjalistów i osobiście przyjmę zeznania - ta propozycja wydawała się dobra. Zamiast kilkunastu wyszkolonych ninja, oszukać tylko jednego. Itachi wiedział, że to jego okazja. Wystarczyło wymyślić coś wiarygodnego i nie dać się sprowokować. Mógłby nawet powiedzieć, że wiedząc, że przegrają, uciekł. Cokolwiek, byle nie prawdę.
Przymknął oczy, skupił się na owej nocy, która wciąż tak bardzo na niego wpływała.
Czemu za wszelką cenę ukrywał prawdę, czy była ona na tyle straszna? Na ostatnie pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Prawda sama w sobie była niczym szczególnym w tym wypadku, ale torowała drogę do wątku, którego wypłynięcie na wierzch, mogłoby, chociaż wcale nie musiało, mieć opłakane skutki.
Grupę Anbu bowiem zaatakowało Akatsuki. Uchiha był wybitnym shinobi i szybko przekalkulował szanse, a raczej ich brak. Wiedział też, że gdyby zdecydował się na użycie Mangekyou, ocaliłby swoich towarzyszy. Tu zaczyna się jego wina. Nie zrobił tego, mimo iż doskonale wiedział, jaką rzezią to się zakończy.
Dopiero gdy poległ ostatni ninja z jego wioski, użył mocy, by samemu ujść z życiem. Ten ciemny, usłany trupami las nie był miejscem jego przeznaczenia. Było jeszcze za wcześnie, by złożył tam swoje istnienie.
Poległo wtedy naprawdę wielu shinobi. Itachiemu możnaby zarzucać samolubność i egoizm. Ale o sobie pomyślał jedynie przez chwilę.
Gdyby uratował swoich towarzyszy misji, z wielkim prawdopodobieństwem pogrążyłby całą wioskę.
Podsłuchał kiedyś rozmowę ojca z innymi ludźmi z klanu. Oni chcieli buntu, a Fugaku przyciśnięty do ściany postawił warunek: Jeśli ktoś z Uchihów obudzi Mangekyou. Zaznaczył też, że mocy uzyskanej przez celowe zabójstwo członków rodziny nie bierze pod uwagę.
CZYTASZ
Piętno Rodu [ItaSasu]
Fiksi PenggemarBracia Uchiha zawsze byli wyjątkowi, łączyło ich przeznaczenie. A co, gdyby sytuacja była inna? Gdyby Itachi nie został zmuszony do zaszlachtowania własnego klanu? Czy Sasuke i tak znalazłby powód, by go nienawidzić, czy może ich relacja przeistoczy...