Drzwi gabinetu hokage zamknęły się z trzaskiem. Blondyn nawet nie drgnął, czekał na tę wizytę i tak już zbyt długo. Patrzył jeszcze chwilę przez ogromne okno na panoramę Konohy. Kochał to miejsce, tych ludzi i atmosferę. Niestety wioska, za którą oddałby życie, gdyby zaszła taka potrzeba, coraz bardziej przypominała kawałek mięsa szarpany przez żądne władzy hieny. To, co wyprawiało się tu ostatnio, przechodziło granice przyzwoitości i etyki. Synowie zabijający własnych ojców i wszechobecna rozpusta.
— Na warcie stali dziś moi najlepsi ludzie. Odkąd zginął twój ojciec, wioska jest narażona na dodatkowe ataki, Itachi — Minato westchnął ciężko i odwrócił się do chłopaka. Mierzyli się przez chwilę spojrzeniami. Czysty lazur przeciwko smolistej czerni.
— Użyłem na nich genjutsu, nic im nie jest — wyjaśnił brunet spokojnie, nie spuszczając wzroku.
Kiedyś nie potrafił kontrować tych przenikliwych oczu. Bał się, że rozczytają jego duszę, wyczują każde kłamstwo, każdą nawet nutę fałszu. Rezygnował więc z potyczek, uznając swoją słabość, tak jak wtedy, gdy nie mógł zebrać się na manipulację prawdą odnośnie do rzekomej zdrady wioski.
Teraz było inaczej. Mógłby patrzeć w ten błękit i kłamać jak z nut bez choćby odrobiny strachu czy niepewności. Nie chciał tego robić, nie czuł potrzeby, ale wiedział, że bez problemu mógłby.
— Zmieniłeś się — Minato również to zrozumiał, a kąciki jego ust uniosły się odrobinę. — Masz w sobie więcej spokoju.
Itachi milczał. Może w innych okolicznościach chętnie uciąłby sobie pogawędkę z Uzumakim, ale nie teraz, kiedy dopiero wrócił do wioski. Chciał wreszcie dokładnie dowiedzieć się, co tutaj zaszło pod jego nieobecność.
— Jesteś wyjątkowo żywy jak na kogoś, czyje epitafium stoi na cmentarzu — nie odpuszczał Hokage, nie mogąc powstrzymać się od ironii. Podszedł jednak do biurka i wyjął nowy ochraniacz na czoło, charakterystyczny dla Konohy.
Ita uśmiechnął się nikle na wieść, że wszyscy uważają go za zmarłego. Kakashi wywiązał się z prośby, będzie musiał mu za to podziękować.
— Musiałem umrzeć dla Sasuke — odezwał się niespodziewanie ciepłym tonem.
Minato ledwo stłumił prychnięcie. Młodemu Uchiha nie wyszła na dobre utrata Ity, ale o tym długowłosy miał przekonać się osobiście.
— Witaj w domu — powiedział zamiast tego, sugerując tym samym akceptację i poparcie. Podał Itachiemu oznakowany metal i obserwował, jak chłopak z namaszczeniem i tęsknotą zakłada ochraniacz na czoło.
— Wróciłem — odpowiedział poważnie.
Na dobrą sprawę Minato mógłby pozwolić mu już odejść, zobaczyć się z matką, bratem i narzeczoną. W końcu nie widział ich aż cztery lata. Czuł jednak wewnętrzną potrzebę przetestowania tego chłopaka, postawienia go pod ścianą i czekania na reakcję. Był niepomiernie ciekaw, jak daleko Itachi zaszedł w swoim treningu. W końcu jako kandydat na przywódcę Uchihów musiał być silny i opanowany.
— To Sasuke zabił Fugaku — padł cios.
W pierwszej chwili Itachi odebrał to jako żart mający go przetestować, jednak uświadomił sobie, że Hokage nie zdecydowałby się na taki cynizm.
Westchnął ciężko. Sasu jak zwykle musiał narozrabiać, nie licząc się z żadnymi normami społecznymi i etyką. Co go do tego skłoniło? Czym ojciec aż tak mógł mu zawinić? Czyżby chodziło o władzę?
— Ktoś jeszcze wie? — zapytał wypranym z emocji głosem.
To nie tak, że ojciec był obojętny Itachiemu. Wręcz przeciwnie, żałował, że nie może o kilka kwestii go dopytać i mimo wszystko Fugaku był jego rodzicem, na swój dziwny, pokręcony sposób zapewne go kochał. Poza tym dowiedzenie się, że młodszy brat był w stanie zabić ojca, chyba każdym by wstrząsnęło. Ita po prostu stawiał dobro Sasuke ponad wszystko inne i stąd wzięło się to pytanie.
CZYTASZ
Piętno Rodu [ItaSasu]
FanfictionBracia Uchiha zawsze byli wyjątkowi, łączyło ich przeznaczenie. A co, gdyby sytuacja była inna? Gdyby Itachi nie został zmuszony do zaszlachtowania własnego klanu? Czy Sasuke i tak znalazłby powód, by go nienawidzić, czy może ich relacja przeistoczy...