Kawa, papierosy i poranne słońce towarzyszyły siedzącemu na tarasie posiadłości Uchihów Itachiemu. Delektował się on idealnie wyważonym aromatem małej czarnej, bawił dymem, puszczając szare obręcze i przymykał oczy, gdy wciąż nasilające się promyki igrały mu po twarzy. Rodziców nie było w domu. Chłopak nie został zmuszony do wstania o tak wczesnej porze, chciał po prostu na spokojnie pomyśleć przy swoich dwóch ulubionych używkach.
Tematem najbardziej zaprzątającym mu głowę, była polityka. Długo zastanawiał się na tym, dlaczego Minato okazał się dla niego tak wspaniałomyślny. Gdy głębiej to analizował, doszedł do wniosku, że jego śmierć — dziedzica klanu, z ręki władz wioski, słuszna czy też nie, to nie miało większego znaczenia, mogłaby wywołać bunt i wojnę domową. Uśmiechnął się ironicznie, jakąż to bezprecedensową personą był. Nie podejrzewał, że stanie się aż tak ważnym pionkiem politycznym. Tak czy inaczej, pomysł, żeby zmuszać go do założenia rodziny, wydawał mu się nieadekwatny i niemający większego zastosowania. Postanowił, że uda się do biura hokage i osobiście wyjaśni z nim najważniejsze kwestie. Jednak jeszcze nie teraz, jego oskarżenia były zbyt świeże, musiał poczekać, aż wszystko przycichnie i Danzo przestanie dybać na jego rychłą śmierć. Uporządkowawszy sobie wszystko w tym wątku, mógł płynnie przejść do następnego.
Zazwyczaj świetnie maskował emocje, nie potrafił więc pojąć, jakim cudem Izumi zdołała wyczuć, że nie wszystkie jego słowa były zgodne z prawdą. Miał nadzieję, że ostatecznie udało mu się uśpić jej czujność. To nie tak, że jej nie ufał. Chronił ją w ten sposób. Jeśli chodziło o kalejdoskopową moc, niewiedza była najlepszą z opcji. Dlaczego więc pokazał ją Sasuke?
Nie zdążył odpowiedzieć sobie na to pytanie, gdyż na taras wszedł właśnie podmiot jego myśli. Krótkowłosy przeciągnął się, mamrocząc międzyczasie przywitanie, które zlało się z ziewnięciem.
— Ohayo — odpowiedział Itachi, kątem oka obserwując poczynania brata. Ten powtórnie ziewnął i klapnął obok długowłosego.
— Mogę? — zapytał po chwili, wskazując na napoczętą paczkę papierosów.
— Bierz — odpowiedział Itachi, pogrzebał w kieszeni, wyciągnął z niej czarną zapalniczkę, poczekał, aż Sasu ulokuje rulonik między wargami i dał mu ogień.
Biorąc pod uwagę niedawne, zażarte walki, ich relacji znacznie się ociepliły. Sasuke nie rzucał na każdym kroku wyzwań Itachiemu, a ten nie używał już na nim Mangekyou Sharingana.
Krótkowłosy zaciągnął się i zakasłał. Prawdę mówiąc, bardziej chciał sprawdzić, jak zareaguje Itachi, niż faktycznie zapalić. Zerknął na brata, by upewnić się, że ten się z niego nie śmieje.
Nie śmiał się. Patrzył na włosy Sasuke, w których igrało słońce i cholera, on naprawdę widział w tej czerni niebieskie przebłyski.
— Będziesz coś chciał? Bo nie wiem, czy zajmować się własnymi sprawami — zapytał w końcu długowłosy, odchylając głowę do tyłu i z niechęcią przymykając oczy. Słońce z każdą chwilą stawało się coraz bardziej dokuczliwe.
— Poćwiczmy dziś — zaproponował młodszy. Oczywiście wątpił, żeby trening z nim dawał cokolwiek Itachiemu, ale użycie liczby mnogiej lepiej brzmiało i budziło cieplejsze uczucia.
Sasuke ugasił peta o drewnianą balustradę, na której powstał brzydki ślad.
— Jadłeś śniadanie? — zapytał Itachi spokojnie, nic nie robiąc sobie z poczynań Sasu.
— Nie
— Chodźmy więc na ramen do Ichiraku — zarządził.
— A jeśli kogoś spotkamy? — zaniepokoił się młodszy.
CZYTASZ
Piętno Rodu [ItaSasu]
Hayran KurguBracia Uchiha zawsze byli wyjątkowi, łączyło ich przeznaczenie. A co, gdyby sytuacja była inna? Gdyby Itachi nie został zmuszony do zaszlachtowania własnego klanu? Czy Sasuke i tak znalazłby powód, by go nienawidzić, czy może ich relacja przeistoczy...