23. Pod niebem żądzy

1K 60 64
                                    

Itachi błyskawicznie posprzątał w swoim pokoju. Nie mógł znieść kurzu i pajęczyn, jakie nagromadziły się podczas jego nieobecności. Co ciekawe, rozmieszczenie mebli było identyczne, jak kiedy opuszczał dom. Wszystko zostało zachowane w niezmienionym stanie. Widocznie nikt tu nawet nie zaglądał, by chociażby posprzątać.

Dziwił się, że na wieść o jego śmierci po prostu nie przeznaczyli tego pomieszczenia na jakiś składzik, czy cokolwiek innego. Zupełnie jakby przeklął je swoją wcześniejszą obecnością i do niczego innego nie było już w stanie służyć.

Nie był obecnie zły na Sasuke. Przeszedł mu ten pierwotny gniew, który z taką zawziętością musiał tłumić.

Rozumiał, że w znacznym stopniu sam go takim uczynił. Pozwolił mu się zbliżyć, nawet sam prowokował dwuznaczne sytuacje, a potem nie zatrzymał tego w porę. Teraz było już za późno na większe sentymenty.

O tę obietnicę również mógł mieć pretensje jedynie do siebie. Nie musiał jej składać ani tym bardziej potwierdzać.

Jednak zrobił to, a więc nie pozostawił sobie wyboru — musiał jej dotrzymać. W końcu sam mocno naskoczył na Sasu jeszcze przed ucieczką, gdy ten próbował się od jednej wyłgać. Zrobił wtedy wykład, że można kłamać, ile tylko się da odnośnie do przeszłości, ale obietnic, gdy ktoś je pamięta, należy bezwzględnie dotrzymywać. Kimże byłby więc, łamiąc te słowa?

Oh, do cholery, każde wyjście z tej sytuacji zdawało się ślepą uliczką, ale czy tak naprawdę to mu przeszkadzało?

Starał odciąć się od myśli, choć nie było to proste. Jednocześnie odczuwał podekscytowanie i palącą winę. Pragnął Sasuke, ale nie potrafił pogodzić tego chorego upodobania z funkcją odpowiedzialnej głowy klanu, jaką miał pełnić. Nie potrafił też tej fascynacji zignorować lub pogrzebać jej na rzecz braterstwa. To było tak szalenie skomplikowane i trudne.

Po części liczył na to, że Sasuke po prostu po tym tygodniu, albo i szybciej, znudzi się nim. W końcu gonienie króliczka jest o wiele bardziej zabawne niż samo jego złapanie i trzymanie w klatce.

Jeśli jego brat miał chorą fantazję, bez której spełnienia sobie nie poradzi, on pomoże mu ją osiągnąć. W końcu i tak Sasu jest związany z Naruto, więc to zapewne tylko wyskok, zastrzyk adrenaliny, pragnienie czegoś nieosiągalnego.

Jeśli tak, Itachi zamierzał stać się dla niego osiągalny, zwykły, przyziemny, zdjąć tę aureolę, która narosła mu w oczach brata.

Kiedyś, co prawda przekroczyli granicę, jednak teraz to miało być coś więcej, ryzykowne przedsięwzięcie takie jak skok na bungee bez uprzedniego sprawdzenia liny. Coś, co może się udać i przynieść nieopisane emocje pomieszane z adrenaliną, lub z dużym prawdopodobieństwem zakończyć się katastrofą w każdym względzie tego słowa.

Czyż nie będą przeklęci, jeśli to zrobią? Są braćmi, to nigdy nie powinno się wydarzyć. Samo myślenie o tym dla zwykłych ludzi było oznaką wynaturzenia, a co dopiero realizowanie tychże planów.

Zresztą, Sasuke i tak zabił własnego ojca. Czy to nie było jeszcze gorsze? Jeśli miał zostać potępiony, już tym zabójstwem skazał się na drogę niełaski moralnej.

Wszyscy Uchiha byli mocno poharatani psychicznie. Wszyscy mieli źle w głowach.

Fugaku nie potrafił być ojcem, nie okazywał dumy wobec synów, a istnienie młodszego z nich niemal zupełnie ignorował.

Mikoto nie zasługiwała na tyle cierpienia, ile jej przysporzyli, ale i tak nie była aniołem. Jak każdy Uchiha miała swoje za uszami. Chociażby ukrywanie kazirodczego związku swoich synów, czy kłamstwa wobec męża.

Piętno Rodu [ItaSasu]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz