2. Natura Uchihów

931 85 54
                                    

Sasuke zszedł do kuchni. Odwołał misję, zrzucając winę na swoją wyimaginowaną chorobę. Rozejrzał się czujnie po pomieszczeniu. Rodziców nie powinno tu być, ale przezorny zawsze ubezpieczony.

Zastanawiał się, gdzie wywiało Itachiego. Zaistniała sytuacja z obarczeniem go zarzutem zdrady wioski była interesująca, fascynująca i przerażająca zarazem. Ojciec poprzedniego dnia powiedział, że nikt nie śledzi domu. Sasuke zamierzał więc zostać z Itachim i wypytać go o wszystko. Jednak jak na złość nigdzie go nie dostrzegał. Czyżby ten nawrócił się i postanowił złożyć wyjaśnienia Hokage?

Brunet pokrzepiony tą myślą, postanowił mimo wszystko zostać w domu i poczekać na brata, korzystając ze swojego utworzonego wcześniej kłamstwa. Podszedł do lodówki, mając nadzieję znaleźć coś dobrego do podgrzania.

— Czemu jesteś w domu? — Usłyszał głęboki szept tuż przy swoim uchu i poczuł chłód metalu na szyi.

— Cholera, Itachi! — warknął, usiłując spowolnić zbyt szybki rytm serca, czemu winny był strach, który go ogarnął.

Nie miał pojęcia, jak chłopak zdołał do niego podejść niezauważony. Co tam podejść! On przyłożył mu kunai do szyi! Gdzie się niby chował przedtem? W innym wymiarze? Przecież Sasuke nie miał najmniejszego problemu z wykrywaniem wrogów, więc jak to się niby stało?

No, chyba że umiejętności starszego Uchihy były na tak niewyobrażalnym poziomie.

Nie ma kurwa opcji! Sasuke rozważając, jak mógł go nie wykryć, zapomniał chyba o ostrzu tuż przy swoim gardle. Najwidoczniej uznał, że nie musi już na niego uważać, skoro oprawcą jest jego aniki. Tylko że Itachi przecież się zmienił i nie wiadomo było, czego się po nim spodziewać.

— Aniki? — zapytał zdezorientowany chłopak.

— Żałosne — podsumował długowłosy, chowając broń.

— Widziałem cię przecież kretynie, ale nie sądziłem, że zaczniesz mnie atakować.

Młodszy Uchiha odwrócił się i zakładając ręce na piersi, patrzył hardo w oczy brata. Nie chciał okazać przed nim słabości.

Nie mówili nic, prowadząc między sobą walkę na spojrzenia. Wyraz twarzy starszego chłopaka nie zmienił się ani trochę. Powaga, wymieszana z pogardą i rozczarowaniem.

Sasuke w końcu wzdrygnął się i opuścił wzrok. Przegrał. Nie był w stanie dłużej patrzeć w te mroczne, hebanowe oczy. Miał wrażenie, że pochłaniają jego duszę wraz z całym znajdującym się w pomieszczeniu światłem, że sprowadzają go na złą drogę, czymkolwiek by ona nie była.

— No dobra, nie wykryłem cię — przyznał w końcu.

Powinien powiedzieć mu prawdę, skoro przegrał w grę, którą sam rozpoczął.

— Przeceniłeś swoje umiejętności, nie znając moich — Itachi stwierdził gorzko i zmrużył wściekle oczy.

Jego otouto był wciąż zbyt słaby. To Uchiha, jego brat. Już te dwa tytuły nakładały na Sasuke piętno przymusu bycia potężnym. Gdyby komuś to nie wystarczało, można by dodać kolejne dwa: uczeń Kakashiego i syn dowódcy klanu.

— Więc ucz mnie — niemal zażądał młodszy, znów zbierając się na odwagę spojrzenia w jego oczy.

— Dobrze. — Nie spodziewał się tak szybkiej zgody. — Ale pod jednym warunkiem — zastrzegł Itachi.

Nic nigdy nie było jasne i klarowne, zawsze musiało być coś.

— Jakim? — zniecierpliwił się nastolatek.

Piętno Rodu [ItaSasu]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz