34. Spojrzenie Sharingana

316 27 17
                                    

Sasuke patrzył na śpiące oblicze swego długowłosego kochanka i nie wyobrażał sobie, by ten piękny obraz nie towarzyszył mu już do końca życia. Opuszkami palców musnął linię jego szczęki, nim wyswobodził się z ciepłego schronienia bordowej pościeli.

Zdążył przemyśleć swoje wczorajsze słowa i zrozumieć powód gniewu Itachiego. Starszy Uchiha miał rację, Sasu czynił wyznania tylko w stanie umysłowej nietrzeźwości. Dziś postanowił to zmienić, póki nie było za późno i zawalczyć o ich wspólną przyszłość.

 Dziś postanowił to zmienić, póki nie było za późno i zawalczyć o ich wspólną przyszłość

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

— Obudź się — mruknął, muskając usta długowłosego swoimi. Ten, nie otwierając oczu, złapał go w pasie i przyciągnął do siebie, chciwie pogłębiając pocałunek.

— Co za miła pobudka — powiedział Ita, gdy wreszcie się od siebie oderwali.

Sasuke spojrzał mu głęboko w oczy, jakby chciał się przekonać, czy mówi prawdę i upewnić się co do swojej, podjętej nieco wcześniej, decyzji.

— Ucieknijmy stąd, teraz! — Jego zlewające się ze źrenicami tęczówki błyszczały czystą ekscytacją. — Na ulicach jest pusto, ruch zacznie się dopiero za godzinę. Spakowałem nas. Wystarczy wyjść i już nigdy nie wrócić.

— Nie możemy — uciął Itachi od razu, przecierając twarz dłonią. Nie miał ochoty po raz enty tłumaczyć bratu, jak ważną funkcję dla przyszłości świata ninja pełnią.

— Niech wybuchnie ta wojna, którą ciągle straszysz — sarknął. — Niech będą sobie odważni ze swoimi zasadami i ideałami. Niech giną jak głupcy za obronę wyimaginowanych wartości. A my zostaniemy wyklęci, ale będziemy razem. — Jego głos lekko drżał. Bał się, że nie przekona brata do swojej racji. Nie wiedział jakiego argumentu użyć, by wywrzeć na niego oczekiwany wpływ. — Co mi po tym wszystkim? Na co mi pochodzenie z klanu Uchiha, jeśli nie mogę być z tobą? — zapytał niemal rozpaczliwie.

— Nie wiesz, o czym mówisz — odparł Itachi szorstko. — Konsekwencje i tak by nas dosięgnęły.

— Tak, wiem, że pamiętasz wojnę, ale teraz byłoby inaczej. Jesteśmy silni, obaj uzyskaliśmy Mangekyou.

Sasuke nie odpuszczał. Nie chciał, by cokolwiek stało się długowłosemu. Nie wiedział przecież, jak do walki przygotowany jest Danzo. Ani tego, co będzie z nimi, gdy całe zamieszanie się skończy. W końcu starszy Uchiha miał niesamowicie wysokie poczucie obowiązku wobec własnego klanu i wioski.

— Ile razy będziemy do tego wracać? — prychnął Itachi, nerwowo zrzucając z siebie kołdrę. Wstał, przeciągnął się i zaczął dreptać po pokoju. — Jak sobie to wyobrażasz? Siedzielibyśmy zabunkrowani, polując na zwierzynę w lasach, bez przerwy ze sobą i patrzyli, jak świat płonie? Po tygodniu mielibyśmy dość i siebie nawzajem, i tej sytuacji. Świat nie kończy się na naszej dwójce. Cztery lata przebywałem w odizolowaniu od ludzi. To sprzyja nadmiernym rozmyślaniom i schizom. — Energicznie szarpnął zasłonkę, wpuszczając do pomieszczenia pierwsze promienie dopiero wschodzącego słońca. — Nie chcę być znów w tej sytuacji — westchnął i obrócił się w stronę brata. Spojrzał na niego z powagą. — Tak bardzo nienawidzisz tej wioski?

Piętno Rodu [ItaSasu]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz