[6] Układ

426 47 47
                                    

BENICJA

Obudziłam się około czternastej. Gdy tylko matka mnie wypuściła, całkowicie wyczerpana, poszłam spać. Wtedy moi rodzice od razu mnie usprawiedliwiali w szkole – w końcu nikt nie mógł się dowiedzieć, że całą noc nie mogłam spać z ich powodów.

Zaraz po wstaniu, zerknęłam do tabletu, by przejrzeć wszystkie, dzisiejsze notatki. Było ich bardzo mało, ponieważ z moją grupą miało się więcej praktyki niż teorii. Niestety, miałam jeszcze dwa lata, by rozwinąć w sobie jakiś „talent". Inaczej, zaraz po ukończeniu dwudziestu lat, byłabym kontrolerką alkoholów, papierosów w sklepie (by nie sprzedano te rzeczy nastolatkom) albo kelnerką, mimo że było prawdopodobieństwo, że w ciągu kilku lat ten drugi zawód zastąpiłby roboty.

Lecz ja nie miałam żadnego talentu. Ani nie umiałam malować, ani nie chciałam brać się za gotowanie, ponieważ trudno było o tę pracę – coraz więcej robotów było w stanie samodzielnie gotować, choćby Anastazja. Grupa 0 była powszechna, przez co czasem nie starczyło miejsc pracy. Jeśli nie znalazłabym jej, od razu wyleciałabym za mury. Kelner? Również odpadał. Ci z minusem przy zerze mieli pierwszeństwo, gdyż mieli o wiele rzadszą grupę, więc dzięki temu trochę się pocieszałam.

Gdy wzięłam kąpiel, która nieco mnie orzeźwiła, zerknęłam do mojego nadafonu, którego migawka świeciła się na czerwono, co znaczyło, że miałam nieodebrane połączenia. Po włączeniu urządzenia, zauważyłam imię Kaspra. Od razu zadzwoniłam do chłopaka, wcześniej wkładając słuchawkę do ucha.

- Hej. Co tam? Nie było cię dzisiaj w szkole.

Usiadłam na łóżku, założywszy nogę na nogę.

- Cześć. Ta, nie czułam się za dobrze. Wiesz, że mój organizm trochę gorzej przyjmuje leki...

Akurat to nie było kłamstwem. Istniało wiele leków na świecie, jednak niektórzy mieli problem z ich przyjmowaniem. I tu chodziło bardziej o to, że ich działanie było nieskuteczne. Na przykład mi kompletnie nie pomagały leki chorobowe na grypę, czy na ból głowy.

- To przez tą wczorajszą akcję?

- Chyba tak. - Jedną dłonią odgarnęłam mokre włosy z twarzy. Poprawiłam ręcznik, który prawie zsunął mi się z klatki piersiowej.

- Słuchaj, dzwonię bo jest jedna sprawa. Dzisiaj wygnano Irytę.

Zmarszczywszy brwi, poruszyłam się niespokojnie. Na początku wzięłam to za żart, jednak Kasper nigdy nie żartowałby w takiej sytuacji. Zaczęło mi się robić niedobrze na samą myśl o Eufemii.

- Wygnano? Jak to się stało? - spytałam po chwili zdenerwowanym głosem.

- Nie założyła szkolnego mundurka... - odparł mrukliwym tonem. Rozchyliłam lekko wargi ze zdziwienia. Byłam niezwykle zaskoczona tym, że dziewczyna złamała zasadę, dwa dni po jej wygłoszeniu.

- Myślisz, że zrobiła to specjalnie? - mruknęłam. Ze słuchawki wydobyło się ciężko westchnięcie.

- Nie wiem, ale Eufemia podobno nieźle spanikowała. W ogóle nie można było jej uspokoić. Pojechała do szpitala, bo była w takim stanie, że nie daj Boże, mogłaby sobie coś zrobić.

- Nie dziwię się... - odparłam. - Mój Boże, cholernie współczuję Irycie... trafić do Legionów i to jeszcze w taką porę roku... - Skrzywiłam się. Usłyszałam pogardliwe prychnięcie.

- Zasłużyła sobie. Do cholery, kto normalny tak szybko łamie zasadę? Na bank zrobiła to specjalnie...

- A skąd wiesz? - warknęłam, przerywając mu. - Wiem, że za nią nie przepadasz, ale bez przesady! Może to nie było zależne od niej...

361 sekundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz