[5] Wygnana

425 47 168
                                    

EUFEMIA

Nie miałam pojęcia, dlaczego czułam taką bezsilność. Ból towarzyszył mi od kilku minut, a miałam wrażenie, że jest ze mną od samego początku istnienia. Coś mokrego spłynęło po mojej brodzie – najprawdopodobniej ślina, która wydostała się z moich ust, gdy mężczyzna uderzył mnie w brzuch. Powstrzymałam chęć zwymiotowania. Oprócz tego, cały czas trzymałam się za ranę, chcąc w jakiś sposób zatamować krwawienie. Szkarłatna ciecz spływała wolno po moich palcach. Wiedziałam, że nie jest to poważna rana i nie umrę jeszcze tego dnia, ale nienawidziłam być bezbronna. A pieprzona Benicja nic z tym nie robiła. Dobrze znałam powód – ona tego pragnęła, chciała zobaczyć mnie w takim stanie, do której ja z łatwością ją doprowadzałam. Zagryzłam wargę i mocno ją zassałam, chcąc się uspokoić. „Amir jest w drodze, pomoże mi" - pomyślałam, oddychając ciężko.

- No, to kto cię przysłał? - Kucnął nade mną, opierając łokcie o kolana. Prychnęłam jedynie, nie zamierzając niczego zdradzać. Złapał mnie za podbródek i zmusił, bym na niego spojrzała. Z bliska zauważyłam, jak zimny kolor mają jego szare oczy i jak szorstkie spojrzenie posiada. - Mam zasadę, że nie krzywdzę dzieci i kobiet, ale dla ciebie złociutka muszę ją złamać. Chyba, że grzecznie powiesz, kto cię tu przysłał.

- Nikt – warknęłam. Zmarszczył brwi.

- Czyżby? Nie okłamuj mnie, że tędy przechodziłaś lub tutaj mieszkasz. Nie uwierzę, że dziecko paraduje z bronią po Vitasie, jak z zabawką.

Nie odezwałam się. Mierzyłam go jedynie przenikliwym spojrzeniem. Po pewnym czasie mężczyzna westchnął ciężko i mnie puścił. Wstał i rozglądnął się.

- Nie mam czasu. Nie chcesz gadać, to nie. - Wystawił palec wskazujący w moim kierunku. Nadal nie wiedziałam, jakim cudem znajdował się tam pocisk, który we mnie trafił. Dopiero po chwili lepiej się przyjrzałam i zauważyłam niewielki otwór, który z pewnością mógłby zmieścić nabój. Syknęłam pod nosem. - Och, czyżby zaintrygowało cię to, jak do ciebie strzeliłem? - Jego brwi uniosły się. Uśmiechnęłam się z drwiną.

- Poniekąd.

Uznałam, że im dłużej będę przedłużać rozmowę z oprawcą, tym dam więcej czasu Amirowi na dotarcie tu. Nie miałam pojęcia jak daleko znajdował się chłopak, jednak byłam pewna, że będzie tu niebawem.

- Żartujesz? Nie zdradzę ci tego. - Uśmiechnął się krzywo. Spojrzałam na niego znudzona.

- I tak zamierzasz mnie zabić. Co ci szkodzi?

- Wiesz, mogłabyś być robotem. One uwielbiają mieć podsłuchy.

Otworzyłam oczy szerzej. Roboty?

Nie było mi dane dowiedzieć się więcej, ponieważ w tym momencie nastąpił odgłos strzału. Mężczyzna syknął łapiąc się za rękę, z której we mnie strzelił. Jednak szybko się otrząsnął i gdy chciał uciec, usłyszałam następny wystrzał. Moja głowa bezwładnie opadła na ziemie. W mój policzek nieprzyjemnie wbiły się malutkie odłamki kamieni, jednak zignorowałam to. Miałam ochotę po prostu iść do domu, wykąpać się, zjeść coś i iść spać. Nie ma to jak pocieszające myśli o przyszłości, gdy prawie umierasz.

W końcu mężczyzna, po dostaniu pociskiem w nogę, upadł. Mimo że korzystanie z pistoletów nie wydawało się być takie skomplikowane, to niełatwą rzeczą było spowodowanie, że dana część ciała drętwieje. Trzeba dobrze wycelować i strzelić w to „wrażliwe" miejsce. Choćby jeśli chciałoby się sprawić, żeby ręka zdrętwiała – to w okolice łokcia. Na szczęście, Krystina była na tyle dobra i podszkoliła nas w tej, niezwykle trudnej, technice. Ale, jeśli miałam przyznać, Benicja radziła sobie o wiele lepiej niż ja, chociaż nie umiała korzystać ze swojego talentu.

361 sekundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz