[40] Zwłoki

54 6 19
                                    

BENICJA

Spoglądałam przez dość obszerne okno na zmierzających do szkoły uczniów. Oparłam policzek o szklaną powierzchnie i wzięłam głęboki oddech. Wygnanie do Legionów o tej porze roku nie należało do najlepszych pomysłów. Na szczęście mieliśmy tam spędzić maksymalnie dwa dni. Nie bałam się, bo przecież Amir miał być ze mną, prawda? Z nim czułam się jak najbardziej bezpiecznie.

– Słyszałaś? Ten chłopak, z 17J, wczoraj popełnił samobójstwo.

– Może zbyt przejął się tą wczorajszą wiadomością?

I śmiech. Śmierć Kaspra nie wzbudzała z nikim współczucia. Mogłabym przysiąść, że nawet Bastiana to obeszło. Szkoda, bo kilka miesięcy temu naprawdę mogłam go nazwać moim przyjacielem. Ale cóż, najwidoczniej żyłam w bańce, pełnej miłości, radości i słodyczy.

Mimo że spałam u Amira, ten wyszedł z domu nieco później. Musiał porozmawiać z matką. Może nie zamierzał informować jej dosłownie o tym, co postanowiliśmy, ale chciał się z nią pożegnać. Współczułam kobiecie – w końcu to jej trzecie dziecko i ponownie wygnane za mury. Teoretycznie po raz drugi za nic. Obiecałam sobie, że jak tylko wszystko się skończy, zapewnię bezpieczne życie i jej. Pod warunkiem, że kobieta przeżyje w ciągu tych czterech tygodni.

– Benicja?

Odwróciłam leniwie głowę w stronę chłopaka. Patrzył na mnie z lekką przekrzywioną głową i pełną troskliwością w oczach. Nie wyglądał, jakby się czegoś obawiał. Tymczasem moje serce buzowało w piersi jak oszalałe, a ja bardzo szybko pożałowałam, że nie zażyłam leków uspakajających. To naprawdę pomagało w takich sytuacjach.

Nie wiedziałam, co zrobić. Złapałam go jedynie za dłoń i wbiłam w nią swoje oczy. Kilka osób zwróciło na nas uwagę – wyśmiewając, zazdroszcząc albo niepokojąc się, że zaraz staną się świadkiem łamania zasady, więc prędko pognali w swoje strony. A ja naprawdę cieszyłam się z tego, że wiele osób to ujrzy. Chyba przede wszystkim dlatego, że Amir cieszył się sporą popularnością wśród dziewcząt, nawet tych, których rodzice zdecydowali o ich przyszłych zamążpójściach. Wreszcie nie musieli patrzeć na mnie jak na cnotkę. Wreszcie przestali postrzegać mnie jako kogoś słabego.

Tak w ogóle, widziałam wczoraj Amira z tą ofiarą. Jak jej tam było? Benicja.

Amir ujął mój podbródek i nieznacznie po podniósł, patrząc intensywnie w moje oczy. W jego malowało się wyraźne pytanie – „Gotowa?"

Prędzej zakochałabym się w Kasprze niż w tym idiocie!

Kiwnęłam niepewnie głową.

Benicja, jeśli mam być szczery, myślałem, że chociaż w połowie odbudujemy to, co dawno utraciliśmy. Zależy mi na tobie, naprawdę.

W sumie, chciałabym cofnąć czas. Chciałabym wykorzystać te dni, które straciliśmy na nieustannych kłótniach i obwinianiu siebie nawzajem.

Jednak jestem pewna, że nienawidzę mojej matki, mojego ojca, Bastiana. I Amir... ciebie...

Chłopak, kompletnie nie przejmując się otaczającym nas tłumem, zaczął bardzo powoli zbliżać swoją twarz do mojej. Bardzo lekko pociągnęłam za kołnierz jego śnieżnobiałej koszuli i przymknęłam oczy.

Kocham cię, Benicja.

W końcu nasze usta złączyły się w delikatnym i niesamowitym pocałunku. Kompletnie nie przypominał naszego pierwszego – wtedy byliśmy sami, zamknięci na basenie, nie musieliśmy obawiać się konsekwencji. Teraz tych konsekwencji oczekiwaliśmy, najbardziej na świecie. I nie żałowałam. Mimo że moje serce łopotało w piersi, jakby chciało się z niej wydostać, to tylko napędzało mnie do dalszego działania. Oczywiście, że czułam strach przed tym, co nas czeka. Strach przed nieznanym. Ale doskonale wiedziałam, że później będzie tylko lepiej. Że wreszcie otrzymamy życie, na które zasługujemy.

361 sekundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz