EUFEMIA
– No tak, faktycznie jestem sama. Nawet gęby nie mam do kogo otworzyć – wymamrotałam, wpatrując się beznamiętnie w sufit.
Zostałam sama. I dlaczego do cholery zaczęło mi to przeszkadzać? Brak ludzi nigdy nie był dla mnie utrapieniem, wręcz przeciwnie – uwielbiałam chwilę, gdy mogłam pobyć sama ze sobą. Raise wygnano, Iryte też, rodzice mieli mnie w dupie, Krystina zwiała, Elif się odkochała, Sebastian ewidentnie mnie okłamywał. Z kim ja miałam się porozumieć – z matką Iryty, czy może z nieznajomą mi osobą, prawdopodobnie królową? Obie opcje brzmiały co najmniej śmiesznie.
Wszyscy Oczyszczacze mnie nienawidzili. Czemu to było dla mnie kłopotliwe? Ja też ich cholera nienawidziłam. Chciałam się wypisać z tej idiotycznej grupy od kiedy do niej dołączyłam.
Przewróciłam się na bok. Sięgnęłam ręką po nowy nadafon i spojrzałam na godzinę. Leżałam tak bezsensownie od rana i nie miałam pojęcia, co zrobić dalej. Zastanawiałam się, czy dać Sebastianowi próbkę leku, którą otrzymałam od Bereniki. Tylko byłam pewna na sto procent, że on coś przede mną ukrywał. Nie wierzyłam w zbieg okoliczności.
Nagle mój nadafon zadzwonił. Wydałam z siebie okrzyk, nie spodziewając się połączenia i puściłam urządzenie na podłogę. Przecież nikt do mnie nie dzwonił. Położyłam się na brzuch i ręką sięgnęłam po nadafon.
Amir.
Zmarszczyłam brwi i odpięłam słuchawkę, po czym włożyłam ją do uszu. „Bądź miła, pamiętaj co zrobił jego brat" – pomyślałam i wzięłam głęboki oddech.
– Czego? – burknęłam.
– Nie mam czasu się z tobą kłócić, Eufemia – powiedział zdenerwowanym głosem. – Masz jakiś kontakt z Benicją?
– Ja miałabym mieć z nią jakikolwiek kontakt?
– Pytam serio.
– A ja ci niby jak odpowiadam, żartem?
– Cholera, byłem pewien, że to matka znowu ją zamknęła, tylko ona wyjechała na miesiąc do stolicy. Kontaktowałem się ze Strażnikami, ale mnie olali. Martwię się, możesz mi pomóc, bez zbędnych złośliwości?
– Dlaczego ja? Przecież mnie nienawidzisz.
– A co, mam może prosić Elif, która jest teraz niesamowicie zajęta Cynitą, a może Bastiana, który nienawidzi Benicji, ze wzajemnością? – powiedział zniecierpliwiony. „Nienawidzi to chyba za dużo powiedziane" – pomyślałam ponuro.
Odgarnęłam dłonią niesforne kosmyki, które zaczęły wpadać mi do oczu. Zaczęłam stukać palcem o brodę, głęboko zastanawiając się, czy faktycznie powinnam mu pomoc. Szczerze, miałam w dupie Benicje, ale sam fakt, że Amir zniżył się do tego poziomu, by mnie prosić o pomoc... wydawał się interesujący.
– Niech ci będzie, skoro tak ładnie prosisz – odparłam prześmiewczym tonem. Amir prychnął. – Wiesz, gdzie mogła pójść?
– Jak się żegnaliśmy powiedziała, że idzie do Kaspra. Chwilę pisaliśmy do siebie w metrze, ale potem kontakt się urwał.
„Do Kaspra?" – pomyślałam podejrzliwie. Cóż, Bastian w te dni miał wizyty u kardiologa, więc nie musiałam się martwić. Kasper też nie wydawał się za bardzo podejrzany. Gdzie ta dziewczyna mogła iść, do kościoła?
– Byłeś tam?
– Nie, właśnie się zbieram. Nie chcesz pojechać ze mną? Masz blisko.
CZYTASZ
361 sekund
Science Fiction| DRUGA CZĘŚĆ ,,361 ZASAD"! | 01.01.3001, godzina 12:55 Mija właśnie trzysta sześćdziesiąt lat od zakończenia trzeciej wojny światowej. Dokładnie w 2641 roku, Polska poszerzyła swoje granice do siedmiu milionów kilometrów kwadratowych i postawiła mu...