EUFEMIA
– Dalej jej ufasz? – wymamrotałam. Elif, bez słowa, schowała dokumenty do swojej torby. – Kurwa, mówię do ciebie.
– Nie będę ci się tłumaczyć – wymamrotała, nawet na mnie nie patrząc. Prychnęłam.
– Jasne, laska ma kontakty z kimś z DNP. Nie dziwię się, jak zaraz wpadnie cała zgraja Legionistów i nas powypierdala.
– Jesteś do niego uprzedzona i tyle. Myślisz, że po tym wszystkim co zrobiłaś, to ci zaufam? Nie rozśmieszaj mnie – warknęła i się wyprostowała. Zarzuciła torbę na ramię i wyminęła mnie, przy okazji popychając. Złapałam ją za przedramię.
– Jesteś tępa. Dajesz sobą tak łatwo manipulować, że aż przykro mi się patrzy, jak ktoś robi to za mnie – odparłam z udawaną skruchą. Starała się wyrwać, jednak trzymałam ją mocno. – Cynita wykorzystała okazję, gdy Nauczycie umarł. Nie miałam nic wspólnego z waszą porażką. Przestań wierzyć w jej każde słowo – warknęłam. Zobaczyłam, jak do jej oczu napłynęły łzy. – Przestań wreszcie zachowywać się jak lalka, którą każdy ubiera jak mu się podoba. – Puściłam ją.
Elif zacisnęła dłonie za ramiączku torby. Zaczęła drżeć. Nie wiedziałam, czy to przez moje słowa, czy ze wzgląd na Nauczyciela. Ale mnie to specjalnie nie obchodziło. Musiałam jedynie uważać na Cynitę. Ostatnio jak próbowałam namieszać między nią a Elif, skończyło się to dla mnie dość... boleśnie.
– Cynit... Cynit otworzył mi oczy – wymamrotałam, nieco łamiącym się głosem.
Nie odpowiedziałam. Nie chciałam patrzeć na nią w tak żałosnym stanie.
Wkrótce znalazłam się w metrze i zmierzałam w stronę domu. Dla zabicia czasu postanowiłam zadzwonić do Benicji, uważając, że pewnie od dawna nie śpi.
– Halo, halo, halo? – wymamrotałam, wybrawszy odpowiednie połączenie.
– Cześć, Eufemia – odparła niepewnie, nieco zmęczonym głosem.
– Dawno nie śpisz?
– Od dwóch godzin. Trochę sobie podrzemałam. – Ziewnęła. Skrzywiłam się.
– Ta... słuchaj, potrzebujesz czegoś? W domu mam jakieś obiady do odgrzania, ale jeśli coś chcesz to...
– Nie, nie, spokojnie. Coś sobie odgrzałam. Masz do dupy gust kulinarny.
Wywróciłam oczami.
– A ty chyba jesteś z Irytą w zmowie. Ona też nigdy nie lubiła – wymamrotałam, chociaż coraz ciszej, bo nie chciałam mówić o dziewczynie. To wciąż nie było dla mnie... przyjemne.
– Najwidoczniej to rodzinne – odparła żartobliwie. – O której będziesz?
– Za półgodziny.
– To dobrze. Musimy o czymś porozmawiać.
– O Bastianie?
– Nie, o tobie. Do zobaczenia!
Zmarszczyłam brwi, patrząc z niedowierzaniem na nadafon. O mnie? Co ona ode mnie znowu chciała? Chodziło jej o to, czy wiem coś o Bastianie? Rany, dlaczego zaczęłam się tak stresować?
Potrząsnęłam głową. To nie mogło być nic poważnego, przecież to tylko Benicja. Jej głos nie zdradzał niczego podejrzanego...
Cholera. Miałam jedynie nadzieję, że nie zacznę niczego żałować.
▄ ▄ ▄
– Dzień doberek! – zawołałam, zdejmując buty z prędkością światła. Benicja nie odwróciła głowy w moją stronę, a ja zdążyłam się rzucić brzuchem na kanapę obok niej. Niemal podskoczyła z zaskoczenia. Przeciągnęłam się i skrzyżowałam ręce na jej udach. Uniosłam głowę, by spojrzeć na nią z zadziornym uśmieszkiem. Zmarszczyła brwi.
CZYTASZ
361 sekund
Science Fiction| DRUGA CZĘŚĆ ,,361 ZASAD"! | 01.01.3001, godzina 12:55 Mija właśnie trzysta sześćdziesiąt lat od zakończenia trzeciej wojny światowej. Dokładnie w 2641 roku, Polska poszerzyła swoje granice do siedmiu milionów kilometrów kwadratowych i postawiła mu...