BENICJA
- Mam jedzenie i picie. Uznałem, że skoro mamy spędzić tu cały dzień, lepiej zaopatrzyć się w coś takiego, nie? – odparł Kasper, wchodząc do pomieszczenia z pełnymi torbami. Odwróciłam się za pomocą krzesła i posłałam mu sympatyczny uśmiech.
- Nie pomyślałam o tym – przyznałam. Chłopak usiadł obok mnie. Znajdowaliśmy się w jednym z pomieszczeń naszego „podziemia". Nie było ono zbyt duże i mogło pomieścić maksymalnie dwie-trzy osoby. Jedyne, co się tu znajdowało, to biurko z czterema monitorami z których najczęściej korzystała Elif. My musieliśmy czekać, aż pozostała piątka zainstaluje kamery, by ja i Kasper mogli swobodnie obserwować otoczenie. Bałam się jak cholera – w końcu po raz kolejny spadała na mnie ogromna odpowiedzialność. Ale myśl, że mój przyjaciel był obok, dodawała mi otuchy.
Kasper odchylił się do tyłu i uniósł głowę, patrząc na jasnoszary sufit. Westchnął ciężko i poprawił swoją białą opaskę.
- Bałem się, że nie będziesz chciała ze mną rozmawiać.
Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Ty? Znaczy... bo... t-to ja się bałam! Wiesz, ostatnia sytuacja... – Zagryzłam wargę ze zdenerwowaniem. Przekręcił głowę w moją stronę, a na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Przepraszam. Mój brat kretyn trochę namieszał mi w głowie. Nie gniewałem się, czy coś. Masz prawo spotykać się z Amirem, przecież ci nie zabronię – odparł. Założyłam kosmyk za ucho i zerknęłam w bok, nieco speszona całą sytuacją.
- Nie, nie, nie, nie spotykam się z nim, ani nic. Ale mam do ciebie pytanie – on ci się podoba? – mruknął. Z niewiadomych mi przyczyn, chłopak parsknął śmiechem. Uznałam, że była to po prostu jego reakcja obronna w kłopotliwych sprawach. Często tak miał.
- Widać? Tak, od roku. Ale nie przejmuj się tym. Przecież nie zmienisz nikomu orientacji.
Mówił to wszystko tak spokojnie, a jednak jego twarz wykrzywiała się w bólu. Nie mogłam wyobrazić sobie, jak ciężko musiało się mówić o nieodwzajemnionej miłości. Pewnie dlatego, że nigdy tego nie doświadczyłam. I miałam wrażenie, że nie chciałam tego w żaden sposób doświadczać.
- Nie martw się. Pamiętaj, że nigdy bym tego tobie nie zrobiła. Przecież się przyjaźnimy, prawda? – Uśmiechnęłam się ciepło. Chłopak nagle wstał z krzesła i rzucił mi się na szyję. Nieco się zachwiałam, ale udało mi się pozostać na swoim miejscu. Szatyn przyłożył swój policzek do mojego, cały czas się śmiejąc.
- Dziękuję Beni! Jesteś najlepsza – zawołał radośnie. Poczułam, jak moje policzki oblewa intensywny rumieniec.
- B-bez przesady... – wymamrotałam, gdy ten w końcu mnie puścił. Trochę pożałowałam swoich słów – przecież okłamywałam swojego przyjaciela. Z Amirem spotykałam się regularnie, a on coraz częściej zachowywał się... zbyt bezpośrednio. Nienawidziłam kłamać, ale nie miałam wyjścia. Kaspra najwyraźniej ucieszył fakt, że zrezygnowałam z piętnastolatka. Uznałam, że muszę nadal w to brnąć, nie chcąc nikogo zranić, a tym bardziej jego.
- W ogóle, wreszcie znalazłem chirurga, który załatwi mi operacje oka. Za cztery miesiące, niska cena. Zdążę uzbierać. Muszę się tylko wziąć do nauki – odparł.
- Przepraszam, gdybym miała normalną matkę to ją bym poprosiła... - powiedziałam cicho. Ten jedynie machnął ręką.
- Przecież to nie twoja wina. Zresztą, chyba długo bym nie pożył na tym stole operacyjnym, gdyby dowiedziała się, że jestem gejem – mruknął ponuro, a ja mimowolnie parsknęłam śmiechem.
CZYTASZ
361 sekund
Science-Fiction| DRUGA CZĘŚĆ ,,361 ZASAD"! | 01.01.3001, godzina 12:55 Mija właśnie trzysta sześćdziesiąt lat od zakończenia trzeciej wojny światowej. Dokładnie w 2641 roku, Polska poszerzyła swoje granice do siedmiu milionów kilometrów kwadratowych i postawiła mu...