[42.5] Prawdziwy świat Sebastiana

91 7 17
                                    

Sebastian

– Dziewczyna nie żyje.

Cóż, nie spodziewałbym się niczego innego – skok z kilkudziesięciu metrów raczej nie kończy się jedynie na kilku złamaniach. Nawet taka maszyna jak Eufemia nie dałaby sobie rady z takim upadkiem.

– Zrozumiałem. – Sunąłem palcem po kciuku, czując miły w dotyku materiał czarnej rękawiczki. – Jak już ją wyskrobią z ziemi, to zrób to, o co cię wcześniej prosiłem. A potem wyślij zegarek w bezpieczne miejsce – wymamrotałem. W odbiciu szyby dostrzegłem, jak doktor porusza się niespokojnie.

– Jesteś pewien, że połknęła ten zegarek?

– Nie była głupia. – Westchnąłem ciężko. – Wie, że tylko w taki sposób ukryjemy zegarek przed Mają.

– Mam nadzieję, że wiesz co robisz, Sebastianie.

Po tych słowach dziewięćdziesięcioletni mężczyzna opuścił pokój, w którym obecnie przesiadywałem, zostawiając mnie kompletnie samego. Z własnymi myślami. I własnym poczuciem winy, który bardzo chciałbym poczuć, ale choroba w takich momentach bywała bezlitosna.

Nie chciałem okłamywać Eufemii, ale wolałem, żeby nie wiedziała, że „nieznana nam krew" tak naprawdę należała do Mai i znamy jej właściwości perfekcyjnie. Tylko skąd DNP miałby mieć ją w swoim posiadaniu? „Blefują" – pomyślałem, poprawiając zmarszczone miejsce na rękawie płaszcza. Cóż, kto w tych czasach tego nie robił?

Wyszedłem z pomieszczenia, z zamiarem spotkania się z Mają. Szczerze, po tym całym zamieszaniu, nie miałem ochoty jej widzieć. W sumie, to rzadko kiedykolwiek miałem na to ochotę.

– Siadaj – poleciła mi, gdy tylko znalazłem się w pokoju, w którym zastałem królową. Posłusznie spełniłem jej polecenie, zajmując miejsce naprzeciwko niej. Ułożyłem łokieć o oparcie krzesła i patrzyłem na nią, dość intensywnie. Po tym całym kilkuletnim udawaniu nie mogłem uwierzyć, że raz na zawsze wyszła z roli milutkiej, starszej siostrzyczki. Będąc w Sekcie aż mdliło mnie na widok tego teatrzyku.

– Co tak długo?

Wzruszyłem ramionami.

– Rozmawiałem z doktorem na temat mojego stanu. Przez jakiś czas będę w Legionach, później wrócę do murów. W każdym razie rękawiczka pozwala mi na uniknięcie zarażenia kogokolwiek – odpowiedziałem, biorąc do ręki kubek z parującym napojem. Obróciłem go kilka razy w dłoni, a następnie upiłem spory łyk.

– Czyżbyś kompletnie nie przejął się śmiercią swojej przyjaciółki? Rany, choroba naprawdę odbiera ci wyrzuty sumienia – zachichotała. Zaczęło się. Posłałem w jej kierunku uśmiech, pełen politowania.

– Więc równie dobrze nie miałbym oporów, by mój pocisk wtopił się w twoje ciało, królowo.

– Spróbuj, a będziesz kolejnym, który trafi na stryczek – odparła, całkiem spokojnie, a ja odpowiedziałem na to jedynie śmiechem. No tak, miała przecież solidne zabezpieczenie w postaci Eufemii. Czegóż mogłaby się obawiać? Nie bała się śmierci, bała się zostawienia świata, który nie został pogrążony przez chaos i cierpienie. – Co z pozostałymi?

Kolejny łyk. Co to za świństwo?

– Iwan trafi na szkolenie Strażników, z wyczyszczoną pamięcią, a Hektor już prawdopodobnie jest w murach. W Irinie cały mechanizm się zepsuł, więc najlepiej ją po prostu wywieźć gdzieś i wyrzucić, a Nastia – cóż, nie żyje. Ariel i Aleksja uciekli. A Iryta...

– Nie żyje, prawdopodobnie spadła z murów – odparła.

„Wiem, ty jebana suko" – pomyślałem, zachowując dość zobojętniały wyraz twarzy.

361 sekundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz