EUFEMIA
– Co ty tu robisz? – spytałam, marszcząc brwi. Widok Sebastiana, stojącego tuż przed moim mieszkaniem, nie należał do codziennych. Wręcz przeciwnie, patrzyłam na niego z szeroko otwartymi ustami, czując jak wzbiera się na nie cały potok słów.
Nawet nie wiedziałam, kiedy minęła jesień i przyszedł grudzień. A raczej jego końcówka – już niedługo miała być ogłoszona kolejna zasada. A potem wielka ofensywa DNP na nasze państwo. Cudownie.
Całkowicie wyleciało mi z głowy, że oprócz Mai przybędzie jeszcze Sebastian – w końcu on też należał do sekty, a ci planowali jakąś durnowatą akcję. Maja miała osobiście wygłosić nową zasadę, a przy okazji zwinąć dziennik. W takim razie Iryta też tutaj była. I Iwan. O rany.
– Cześć, Eufi. Przyjmiesz swojego starego przyjaciela w swoje skromne progi? Musimy zatrzymać się gdzieś na noc – odparł i wyminął mnie, jak gdyby nic. Zmarszczyłam brwi, śledząc każdy jego najmniejszy ruch.
– „Musimy"? – powiedziałam zdezorientowana. Wtedy dostrzegłam kolejną osobę, która kryła się za ścianą.
Wytrzeszczałam oczy i rozdziawiłam usta. On też mnie rozpoznał. Cholera, dlaczego nie miałby? W końcu ładnie mu się przyznałam, że należę do PWŚ, a to go mocno zaniepokoiło. Tylko co on tu...
– Miło mi – powiedział sztywno Ariel. Kiwnęłam jedynie głową i zrobiłam miejsce, aby wszedł do środka. Cały czas miałam szeroko otwarte oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co się właśnie stało.
Co tu do cholery robił Ariel? Należał do sekty? Przepraszam, od kiedy? Do jasnej cholery, rozumiałam, że Sebastian mi nic nie powiedział, ale dlaczego nie zrobiła tego Maja? Zagryzłam wargę. Coś mi tu śmierdziało. Obiecałam sobie, że na razie nie zdradzę Sebastianowi o tym, że wiedziałam o jego kłamstwach. O spotkaniu i korespondowaniu z Mają. Ale doskonale zdawał sobie sprawę, że znałam Ariela, nawet o nim rozmawialiśmy. Co za kretyn! Jeszcze śmiał wpakować mi się do mieszkania, jak do własnego.
Sebastian, jak gdyby nic, klepnął na kanapę i odpakował lizaka. Papierek rzucił na podłogę, jednak się tym nie przejmowałam. Nerwowo patrzyłam na Ariela, który oparł się o ścianę, skrzyżował ręce na piersi i obserwował mnie zimnym spojrzeniem. Przełknęłam ślinę.
– Kto to w ogóle jest? – wymamrotał. Niemal podskoczyłam.
– Och, stara znajoma. – Wzruszył ramionami. Zmrużyłam oczy. Stara znajoma? Więc nie zamierzał się przyznawać, że jest chory, a ja byłam jego Powiernikiem? Fakt faktem, nie spotkaliśmy się od dawna, wszystkie paczki wysyłałam mu za pomocą metra. Nie miałam ochoty go widzieć. Zbyt mnie korciło, aby wykrzyczeć mu w twarz jak wielkim jest draniem. Musiałam trzymać się planu.
– Nie masz gdzie spać, Sebastian? – mruknęłam, podchodząc bliżej niego. Zaczęłam jeździć palcem po górnej krawędzi oparcia kanapy. Sebastian odchylił głowę do tyłu i spojrzał na mnie z niewinnym uśmiechem.
– Niby mam, ale to zawsze lepsza opcja. Nie, Arliś?
– Nie nazywaj mnie tak, kretynie. – Westchnął.
Teraz nie wyglądał aż tak strasznie jak wtedy. Zwykły, dziewiętnastoletni chłopak. A w swoich ludziach wzbudzał respekt, nawet ta psychopatka Zoja się go obawiała. Zresztą, po naszym ostatnim spotkaniu też nie miałam z nim zbyt miłych wspomnień.
– Nie chcesz się wykąpać? – wymamrotałam. – Pewnie jesteś zmęczony.
– Och, a kiedy się o mnie tak troszczysz?
– Daj spokój. – Spojrzałam uważnie na Ariela, który nie spuszczał ze mnie wzroku. Musiałam z nim porozmawiać na osobności. Nie mógł mi zrobić krzywdy. Nie przy Sebastianie. Nawet jeśli nie wiedział o tym, że okularnik zdaje sobie sprawy z jego członkostwa w DNP, to nie mógł ryzykować.
CZYTASZ
361 sekund
Science Fiction| DRUGA CZĘŚĆ ,,361 ZASAD"! | 01.01.3001, godzina 12:55 Mija właśnie trzysta sześćdziesiąt lat od zakończenia trzeciej wojny światowej. Dokładnie w 2641 roku, Polska poszerzyła swoje granice do siedmiu milionów kilometrów kwadratowych i postawiła mu...