[19] Wspólny ból

243 27 29
                                    

BENICJA

- Mnie się pytasz? – burknęła zła Eufemia, wpakowując do ust smażonego kraba. Wywróciłam oczami.

- Pytam najrozsądniejszą osobę w naszej grupie – powiedziałam, przedrzeźniając ją. Spojrzała na mnie niezadowolona.

- Do liderki. Skoro przyjęła tamtą idiotkę do naszej grupy, to pewnie się zgodzi na wypuszczenie jej. Szczerze? Mam nadzieję, że stąd wyfrunie. Oduczy to Elif ufania pierwszej lepszej osobie, która opowie jej klawą historyjkę, a poza tym pozbędziemy się wroga – mruknęła. – W sumie, to nawet dobry pomysł! – Zeskoczyła z łóżka i spojrzała na mnie. – Zgódź się na to oprowadzanie.

- Zwariowałaś? Bez wiedzy Elif?

- Jeśli typ zwieje, to zawsze można jej powiedzieć, że sama uciekła. Mi to na rękę, nie ufam jej – odparła, zbliżając się do okna. Oparła o niego bokiem, patrząc kątem oka na wieżowce, których była masa. Westchnęła ciężko. – Elif jest łatwowierna, to fakt. Ale mam wrażenie, że coś się za tym kryje. Widziałaś, jak się przy niej czerwieni?

Zamrugałam kilkanaście razy pod rząd, spoglądając na szatynkę z czystym niedowierzaniem.

- Chyba żartujesz.

- Ktoś wpadł w oko naszej liderce! – zawołała z udawanym żalem. – Jeśli tak, to rzeczywiście mamy przesrane – mruknęła. Wzruszyłam ramionami.

- Wiem, że jej nie ufasz, ale mi się wydaję, że mówiła, mówił całkiem szczerze. DNP nie jest dobrą organizacją, chociaż pewnie taka się maluje w oczach Legionistów. Pamiętaj, że ja też dołączyłam przez szantaż – powiedziałam mrukliwym tonem. Dziewczyna odwróciła głowę w moim kierunku z szerokim uśmiechem na twarzy.

- No, już nie narzekaj jak ci źle – powiedziała. Ponownie wywróciłam oczami, biorąc do ręki bluzę.

- Nie, nie jest mi źle. Powiem ci, że wolę być w Oczyszczaczach, przynajmniej rzadko bywam w domu i nie myślę o matce.

Nie odezwała się. Zresztą, jak zawsze gdy wspominałam o swojej rodzicielce. Najwyraźniej nie komentowała, gdyż nie chciała powiedzieć czegoś, co mogło mnie urazić. Nie żeby mi to nie przeszkadzało. Wolałam tego unikać.

- Rób jak uważasz, Benicja. Jak dla mnie to jest dobry pomysł, naprawdę. Sprawdzimy, czy koleś rzeczywiście ściemniał, czy naprawdę jest pokrzywdzoną osóbką przez DNP. Ale bądź czujna. Ja lecę – zawołała i zeskoczyła z łóżka. Zerknęła na mnie z lekka zatroskana. – Idę na randkę.

- Co? – bąknęłam. Parsknęła śmiechem.

- Żartuję. Idę się spotkać z Bastianem, mamy coś do obgadania. Na razie! – powiedziała, po czym wyszła z mojego pokoju. Nawet nie wstawałam z łóżka. Dopóki nie usłyszałam, jak szatynka wychodzi z mojego mieszkania, opadłam na łóżko. Skuliłam się, zwijając się w kulkę. „Chyba dam radę..." pomyślałam i, zagryzając nerwowo wargę, sięgnęłam po nadafon.

EUFEMIA

- A ty tu czego? – spytał zaspanym głosem Bastian, stając w progu drzwi. Wywróciłam oczami i odepchnęłam go ramieniem, by ten mnie przepuścił. To najwyraźniej szybko go postawiło na nogi, bo złapał mnie za przedramię. – Zwariowałaś?! Moja matka jest w mieszkaniu – szepnął zdenerwowany. Wzruszyłam ramionami.

- To się grzecznie przywitam. Poza tym, jest osiemnasta, dlaczego ty śpisz? – wymamrotałam, po czym zdjęłam swoje buty. Szatyn jedynie westchnął, wiedząc, że nie ulegnę.

- To tylko koleżanka, mamo! – zawołał chłopak. Wkrótce po zdjęciu zimowych ubrań, podążyłam za szesnastolatkiem. Chwilę później znajdowaliśmy się w jadalni. Na krześle, przy stole, dostrzegłam siedzącą postać. W jednej dłoni trzymała zapalony papieros z którego ulatywał jasnoniebieski dym, a druga ręką ułożona była na stole. Palcami trzymała dół kieliszka, gdzie wlana była różowa substancja, najpewniej alkohol. Jej ciemne, kręcone włosy, nieco zaniedbane, opadały na ramiona. Kobieta patrzyła w dal, pustym wzrokiem, co chwilę wkładając papierosa do ust, jednak nie zaciągając się jego trującym dymem. Nawet nie uraczyła mnie jakimkolwiek spojrzeniem.

361 sekundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz