1

255 23 28
                                    

Julian wysiadł z prywatnego samolotu należącego do klanu i gdy pożegnał się z Mariadem skierował się na Kazimierz, gdzie wczoraj zarezerwował sobie pokój.
Szedł spokojnym krokiem wzdłuż Wisły podziwiając okolice. Wiele tych miejsc doskonale pamiętał z przeszłości, ponieważ zmieniły się tylko pozornie. Inne kolory elewacji odbudowanych po wojnie kamienic, zmienione nazwy uliczek, nowe sklepy, lodziarnie czy kawiarnie. Rozpoznał też wiele drzew, które trwały na tej ziemi jak niemi strażnicy i pamiętały doskonale dawne czasy.

Julian ostatni raz w Polsce, był w czasie II wojny światowej, więc znał Kraków z czasów okupacji. Jednak gdy w 1943 roku Niemcy zabili jego rodziców, postanowił dołączyć do Nadiana. Być może nie podjął by tej decyzji, gdyby nie to, że wcześniej ona...
Potrząsnął głową do swoich myśli.

O nie, nie będzie tego rozpamiętywał.

Siedemdziesiąt pięć lat temu, zepchnął wszystko na dno serca i teraz nie pozwoli by cokolwiek wypłynęło na powierzchnię.
Skręcił w prawo i znalazł się na Starym Mieście. Uliczna przekupka sprzedająca krakowskie obwarzanki zawiązywała właśnie wokół głowy czarną chustę w kolorowe kwiaty, chroniąc się w ten sposób od wiatru. Julian nie czuł chłodu późnej jesieni, która zagościła w Krakowie. Umiał jak każdy z Sargassów regulować temperaturę swojego ciała, choć dla nie poznaki miał na sobie czarny płaszcz i cienką czapkę.

Nagle dotarło do niego w jakim okresie przyleciał do Polski. Była połowa października czyli kilkanaście dni do Wszystkich Świętych i Święta Zmarłych. Postanowił, że gdy tylko się rozpakuje i w końcu zapadnie wieczór, odwiedzi cmentarz na Podgórzu. To nie tak, że wierzył w Boga, ale było to jedyne miejsce, z którym w tym kraju coś go teraz łączyło. A dokładniej "ktoś".

Gdy Julian dotarł do hostelu na Starym mieście, ruch na ulicach dopiero się zaczynał. Zameldował się pod innym imieniem i nazwiskiem i nie obrzucając nawet najmniejszym spojrzeniem młodej dziewczyny obsługującej recepcję, zgarnął z blatu klucz od pokoju numer 7 i udał się po schodach na piętro do swojego pokoju.

Dziewczyna śledziła go wzrokiem, wiedział o tym nawet się nie odwracając, bo odczuwał to zawsze, gdy ktoś się na niego gapił. Nie było się co dziwić, bowiem Julian był bardzo przystojny, dobrze zbudowany, a długie jasne włosy w im większym były nieładzie, tym bardziej przyciągały uwagę. Niebieskie, seksowne oczy o inteligentnym spojrzeniu zza szkieł czarnych okularów z cienkimi oprawkami, kazały wszystkim zatrzymać się na nim na dłużej, ale on, naukowiec, już dawno przestał zwracać uwagę na obcych. Mogło się nawet wydawać, że jest cyniczny, chamski i gburowaty. Ale to nie tak. Julian po prostu, teraz już nie tracił swojej energii, na ludzi z którymi nie był mocno związany.

- Kiedyś byłem inny - mruknął pod nosem, po czym znowu zganił się w myślach. Przecież miał nie wracać do tych wydarzeń. Decydując się na podróż do Polski był pewien, że jest na tyle silny, że ma to wszystko już za sobą.

Wszedł do pokoju, rzucił płaszcz na łóżko i zsunął czarne sztyblety.
Westchnął głęboko wyciągając z czarnego plecaka laptop najnowszej generacji, który był tak naprawdę jedynym takim komputerem na świecie. Sam go zaprojektował i złożył, dlatego miał pewność, że jest najlepszy. Postanowił, że ten dzień spędzi szukając informacji na temat krewnych Carolyn w internecie, a jeśli nic dziś nie znajdzie, ruszy jutro w teren. Włamanie się do danych urzędu skarbowego, ZUSu czy innych baz danych, było dla niego drobnostką. Mógł oczywiście udać się w odpowiednie miejsca i wyciągnąć potrzebne informacje wpływając energią Vi na konkretnych ludzi, ale Julian wolał pracować sam. Nie przepadał za kontaktami z innymi, czy to ludźmi, czy Sargassami, poza tymi, z którymi mieszkał lub z którymi łączyło go coś prawdziwego.

Usiadł, sięgnął do plecaka po hermetycznie zamkniętą butelkę z krwią i odpalił swojego najlepszego przyjaciela, po czym zalogował sie do programu, który oczywiście również sam zaprogramował. Czekał go długi dzień...

Kilka godzin później...

Z reguły realizował się w tym, co robił i nie nudził się pracując, jednak dziś nic mu nie szło. Mijała już 17 , a on nie miał praktycznie nic. Znalazł co prawda kilku krewnych Carolyn w małej podtatrzańskiej wiosce, ale po ojcu nie było ani śladu.

Niestety dotarł również do dokumentów policji na temat Carolyn. Wiedział oczywiście, co ją spotkało w dzieciństwie już wcześniej, ale gdy czytał szczegółowe opisy molestowania, gdy oglądał zdjęcia siniaków po uderzeniach jej ojczyma, włos jeżył mu się na głowie.

Gdyby tylko moją córkę ktoś tak potraktował... - pomyślał i zaklął.

- Kurwa mać - wybuchnął zrzucając laptopa ze stołu na podłogę. Chwycił dłońmi włosy i mocno ścisnął próbując się uspokoić. Naprawdę był pewien, że da radę, tymczasem wszystko na nowo powróciło.

Zerwał się z krzesła nie podnosząc sprzętu z podłogi i zarzuciwszy na ramiona płaszcz wybiegł z pokoju.

Akurat zamykali Stary Cmentarz na Podgórzu, gdy dotarł na miejsce. A raczej to, co z niego zostało. Ponad 75 procent powierzchni zniknęło. Pamiętał, że Niemcy go zdewastowali, ale musiał tu zawinić ktoś jeszcze. Miał tylko nadzieję, że znajdzie jej nagrobek. Rodziców pochował obok. Cmentarz zamknięto z braku miejsc w 1900 roku, ale dla niego nie było to problemem. Wybrał wówczas najbardziej wysuniętą część cmentarza, po czym osłonił ją mocą Vi by nikt nie mógł jej odnaleźć. Teraz widział, że przetrwała tylko wybrana przez niego część, choć działanie mocy było juz słabe i nietrwałe.

Poczekał jeszcze kilkadziesiąt minut, aż zrobiło się już całkowicie ciemno i pokonując jednym skokiem ogrodzenie znalazł się na pozostałościach nekropolii. Skierował się w miejsce, które było wciąż
żywe w jego pamięci. Szedł szybko jednocześnie chcą odciągnąć to w czasie. Ale dotarł po kilkunastu sekundach. Stanął i patrzył. Znalazł ją. Była tam. Nagrobek oczywiście był zniszczony przez wojnę i czas, który przeżył bez niej, ale to nic nie znaczyło, bo dziś na nowo ją odzyskał. Poczuł jak łzy zbierają się pod jego powiekami i opadł na kolana.
Popatrzył na maleńki grób, którego nadal pilnował mały aniołek z oberwany uchem i rączką. Spojrzał na porośnięte mchem litery, układające się w jej imię.

Emilka

I postanowił

- Zabiorę Cię stąd, obiecuję.

Inteligentna krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz