17

149 26 13
                                    

Lou Marie Glapion, czuła się na cmentarzu Sant Louis jak u siebie w domu. Odwiedziła już grób prababki, Marie Philome Glapion, oraz "pra ciotki", Marie Laveau, by w końcu posiedzieć przy grobie praprababki, Marie Laveau. To tu przesiadywała zawsze najdłużej. Czasem rozmawiała z turystami, którzy chcieli zobaczyć grobowiec najsławniejszej kapłanki - Voodoo Quin, jak zwano już za życia jej praprababkę. Opowiadała odwiedzającym zasłyszane podczas spotkań rodzinnych anegdoty, które czasem ubarwiała, nigdy jednak nie fałszowała historii. Gdy nie było przy grobowcu nikogo, zamykała się w swoim świecie pełnym marzeń i magii. Rozmyślała nad swoim życiem, nad drogą, którą chciała wybrać, gdy w przyszłym roku skończy studia. Matka marzyła, by Lou zajęła miejsce w rodzinnej firmie w Los Angeles, ale ona od zawsze czuła związek z pra, pra babką, z kolorowym światem Nowego Orleanu, z duchami, wampirami i czarownicami z których słynął. Kochała klimat French Quarter, kochała jazz, kochała Ann Rice i jej powieści, a miłość do tego miasta rosła z każdym dniem coraz bardziej. Gdy Nowy Orlean został zniszczony przez huragan Kathrina, płakała jak dziecko, oglądając w telewizji czy na YouTub'e reportaże ukazujące rozmiar zniszczeń. I choć po tylu latach miasto nie zostało całkiem odbudowane, dla Lou i tak było najpiękniejszym miejscem na ziemi.

Słońce stało w zenicie, gdy podniosła się z ziemi i otrzepała barwne, szerokie spodnie, a utkaną przez prababcię, kolorową torbę na szerokim pasku, przezuciła przez ramię i klatkę piersiową. Powiedziała
- Do jutra, Królowo! - i skierowała się w stronę bramy cmentarza.
Czując na sobie czyjeś spojrzenie odwróciła się w prawo i ujrzała mała dziewczynkę, która wyglądała na przerażoną i zagubioną.

- Hej - odezwała się najłagodniej jak potrafiła i zrobiła krok w stronę dziecka - potrzebujesz pomocy?

Dziewczynka pokiwała głową.
- Nie bój się mnie, pomogę Ci. Jak masz na imię?
Dziewczynka bezgłośnie poruszyła ustami, a Lou zrozumiała, że mała nie mówi. Ale dziewczynka wzięła patyk i napisała coś na suchej ziemi. Były to jedyne litery, które mała umiała napisać. Lou podeszła i przeczytała.

- Masz na imię Nadian? - spytała zdziwiona, ale dziewczynka zaprzeczyła głową,
wyciągnęła za to rękę i wskazała palcem na odległe obrzeża Nowego Orleanu.
-Tam mieszkasz? - Lou próbowała dowiedzieć się czegoś konkretnego, zanim zaprowadzi dziecko na posterunek policji, gdy nagle dziewczynka wygięła usteczka w podkówkę i zaczęła płakać.
- Dasz mi rączkę? - Lou wyciągnęła rękę, a dziewczynka złapała ją za nią i zaczęła ciągnąć do tylnego wyjścia z cmentarza.
- Gdzie idziemy? - spytała, ale nie uzyskała odpowiedzi. Gdy chciała wyrwać rękę, poczuła się tak, jakby siłowała się z nieznaną mocą, silniejszą niż wszystko inne. I choć zaczęła zapierać się nogami, drugą ręką próbując chwytać się nagrobków, dziecko miało nadzwyczajną siłę i po chwili już były poza terenem cmentarza, a dziewczynka ciągnęła ja w stronę krańców miasta, na które dama nigdy by się nie zapuściła.

Atmosfera w kwaterze pozostawiała wiele do życzenia. Ostatnie tygodnie nie należały do beztroskich, wojownicy mieli pełne ręce roboty, do tego dzisiaj jeden z nich stracił nogę, a zły stan Maisy nie zmienił się od kilku godzin.
Sara siedziała przed monitorami i co chwilę zerkała na ulice miasta. Nowy Orlean tetnił życiem o każdej godzinie, ale późnym popołudniem rozpoczynało się istne szaleństwo, niezależnie czy był to dzień pracy czy dzień wolny.

Słysząc kroki odwróciła się i zobaczyła Lonuca, który miał ją zmienić o 18.

- Jak tam rudziaszku? - spytał pieszczotliwie, Sara od zawsze była ich dziewczynką, siostrą, córką i przyjaciółką. Zanim pojawiła się w kwaterze Carolyn, a po niej pozostałe kobiety, przez kilka set lat była jedyną dziewczyną w klanie.

- Nawet spokojnie, miasto wiadomo, a nasz teren...
Zaalarmowana wyrazem twarzy Lonuca, odwróciła się zpowrotem do pulpitu i popatrzyła na obraz z kamery, w który wpayrywał się mężczyzna.
- A nasz teren odwiedził intruz - mruknął Lonuc przyglądając się postaci, która podeszła właśnie pod tytanową bramę otaczającą całą posiadłość. Wygladała tak, jakby szła po omacku, gdyż jedną rękę miała wyciągniętą przed siebie.
- To jakaś kobieta - powiedziała Sara - kim ona jest? I kto jej powiedział o tych terenach?
- Musimy to sprawdzić, zostań tu, pójdę z Constantinem, a potem Cię zmienię.

Sara pokiwała głową, wpatrujac się cały czas w kobietę, która nagle opadła na kolana. Jeśli przyszła na przedmieścia z centrum - zastanawiała się partnerka Aleksieja - musiała być bardzo zmęczona.

Gdy wojownik przekazywał w myślach bratu, co się dzieje, Sara powiedziała:
- Lonuc, coś jej się stało, biegnij do niej, tylko uważaj, nie wiadomo czy to nie podstęp Arcanosa.

Lonuc opuścił kamienicę, zrównując się już na alei z Constantinem. Z innej strony biegł Nikolaj. Mężczyźni popatrzyli na siebie i w mgnieniu oka przyjęli taktykę, którą najczęściej posługiwali się podczas zagrożeń pochodzących z zewnątrz. Constantin i Nikolaj osłonili się, by po otwarciu bramy, człowiek ich nie zobaczył. Natomiast Lonuc przybrał lekki uśmiech na usta i mocą Vi, bo tylko w ten sposób można było otworzyć tytanową bramę, odsunął prawe skrzydło.

Jego oczom ukazała się dziewczyna o śniadej cerze i długich, zafarbowanych na czerwony kolor włosach. Z kilku pasm, miała splecione drobne warkoczyki, a kolorowy strój świadczył o tym, że ceniła sobie tradycję i folklor Nowego Orleanu. Lonuc nie wyczuwając niczego złego od przybyłej pod ich kwaterę kobiety, wyciągnął ręce i chwycił ją pod ramiona, pomagajac wstać. Gdy tylko dotknął jej skóry, poczuł jakby uderzenie piorunem. Serce zaczęło mu walić, na jego skórze wystąpiła gęsia skórka, a gdy dziewczyna uniosła powieki i popatrzyła na niego bursztynowymi oczami, wiedział, że jest zgubiony.

- Jestem Lonuc - odezwał się tuż przy jej uchu.
Kolorowa dziewczyna, jak nazwał ją w myślach, patrzyła w niego przez chwilę, po czym wyszeptała tylko:

- Nadian - i straciła przytomność.

Osłonięci wojownicy, po przeskanowaniu terenu przed bramą i wokół posiadłości, podeszli w tym momencie do Lonuca.
- Zemdlała - rzucił Nikolaj przyglądając się właścicielce czerwonych włosów.
- Ta, Julian ma dziś cholerne wzięcie - mruknął Lonuc i biorąc dziewczynę na ręce, skierował sie w strone kamienicy.
Wojownicy zasunęli bramę i gdy wzmocnili zabezpieczenia, ruszyli za nimi do kwatery.

Kochani, ten rozdział miał być dłuższy, ale niechcący zamiast tylko go zapisać i jutro go kończyć - opublikowałam. Dopiero gdy został napisany komentarz, zauważyłam pomyłkę, ale skoro sam się opublikował, to niech już zostanie, skoro sam tak bardzo chciał 😄

Inteligentna krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz