39

67 12 11
                                    

Kochani, za dużo zawirowań w moim życiu, problemów zdrowotnych najbliższych... i tak... chciałam już usunąć tę powieść, zwłaszcza po bardzo nieprzychylnych opiniach w konkursie Moment. Straciłam i chęci i wenę. Miałam nawet usunąć wszytkie powieści i profil, ale pomyślałam, że skończę dla tych osób, które tu zaglądają i kiedyś zajrzą. To Wam sie należy  zakończenie, bo tylko dla Was piszę.  Dziękuję za czytanie, za to że byliście i jesteście 🥰

Biała klacz dumnie kroczyła środkiem ogrodu niosąc na grzbiecie swoją przyjaciółkę Tomiłę. Dziewczyna ufnie wtulała się w jej szyję głaszcząc z czułością zapleciony warkocz grzywy. Gdy poczuły na sobie wzrok Juliana obie podniosły na niego oczy. Tak naprawdę obie zakochały się w Julianie już w Polsce i obie dzięki niemu otrzymały nowe życie. Dlatego, gdy tylko Śnieżka podeszła do Juliana, wtuliła ufnie pysk w jego dłonie, a on odwzajemnił czułości. A potem klacz się odsunęła i Julian pomógł swojej kobiecie zsiąść z grzbietu zwierzęcia.
I gdy miał ją już w ramionach pocałował ją tak, jakby nic wokół nie istniało.

- Uuuuu - zawył ktoś z tyłu, na co  Julian wyciągnął rękę z wyprostowanym środkowym palcem. Ale to wywołało jeszcze więcej okrzyków i dopiero gdy zagrzmiał Nadian zapadła cisza. Aleksiej, który był świadkiem Juliana, gdy tylko para przestała się całować chrząknął przypominająco, wyciągając do brata piękną wiązankę kwiatów. Były to rumianki i maki, oraz bławatki, których pełne były polskie łąki. Już wtedy Tomi zapiekły oczy ze wzruszenia, a miłość która ją wypełniała chciała się wyrwać z jej piersi na samą myśl o tym, że Julian zrobił to wszystko dla niej. Nadian wpatrywał się z kolei w siostrę panny młodej i rozpierała go duma. Carolyn przez dotychczasowe życie tyle przeszła, a i ostatnie tygodnie obfitowały w koszmarne wydarzenia, a ona stała tam piękna i rozpromieniona, nosząc pod swoim sercem ich wspólne  dziecko. Niedaleko siedział Mariad z Kathą, szczęśliwy jak nigdy  wcześniej oraz Stuppborn. Dali i Catalin z Maisy, Sara,  Lonuc i Lou, Martha i Gregory. Tylko Eili siedziała na końcu z zaciętą miną, zła na cały świat i na wszystkich z kwatery, że nie chcieli jej dać księgi. Jej serce krwawiło, a gdy patrzyła na Tomi i Juliana, była wściekła i miała tylko ochotę wstać i rozwalić krzesła, stoły i dekoracje. Jej świat kilka dni temu nabrał barw, ale dziś dopołudnia runął za sprawą kilku słów wypowiedzianych przez Constantina. Przypominając sobie jego twarz, oczy, dotyk... czuła się  tak, jakby sama sobie wbijała ostrze w serce. Ale nie umiała inaczej. Straciła Constantina, bo czekała. Bo chciała, by wszystko było tak jak powinno. Bo marzyła o głupich randkach i odprowadzaniu  do domu.  Bo chciała, by było jak w tych wszystkich romantycznych filmach czy piosenkach. Po kolei. Gdyby tylko wiedziała, że Constantin nie ma tyle czasu, nie staciłaby go. Tego sobie nigdy nie wybaczy. Nigdy. Pomyślała, że nie da rady żyć bez niego, tu w Nowym Orleanie. Że rzuci studia i wyjedzie. Chyba, że uda jej się po ceremoni zniknąć niezauważoną i przeszukać kwaterę, by znaleźć ksiegę z przysięga. Była w jednej chwili zdeterminowana, by po kilku minutach czuć  ogromne zrezygnowanie. I tak na zmianę. Raz pełna nadziei, a po chwili bez wiary, że może jeszcze go uratować.

I nagle usłyszała Juliana.

- By połączyć klasyczną ceremonię z tradycją Sargassów, powtórzymy teraz przed wami przysiegę naszego rodu, która połączyła nas w Polsce, ale chcemy, by stała się przysiegą małżeńską.

Eili patrzyła jak Tomi oddaje kwiaty Carolyn i splata ręce z Julianem. Patrzyła i słuchała jak Julian słowo po słowie recytuje przysięgę i zaczeła się do siebie uśmiechać. Gdy Julian skończył skupiła wszystkie swoje myśli na wyobrażaniu sobie twarzy Constantina i jego czarnych oczu, które, gdy ostatnio je widziała przed kilkoma godzinnami nie  wyrażały kompletnie nic. A gdy miała juz przed sobą jego twarz,  zaczęła powtarzać szeptem za Tomi.

Jesteś moim na wieki. Nikt nie może nas rozdzielić, nawet śmierć. Zawsze dam się ochraniać i kierować twemu mężnemu i mądremu sercu. Moje ciało należy tylko do ciebie. Tylko ty możesz czerpać ze mnie siłę i witalność. Tylko ja mogę się tobą karmić. Tylko z tobą mogę dać początek nowemu życiu.

Gdy tylko skończyła, rozległy się brawa i okrzyki, a ona poczuła rozpaczliwą potrzebę Constantina. Każda komórka jej ciała, wyrywała się do niego, jej serce biło tylko dla niego, oddychała dla niego. Gdziekolwiek teraz był, wszystkie jej myśli szybowały do niego. Ktoś włączył muzykę. Ktoś się głośno roześmiał. Ktoś mówił coś o jakiejś akcji. Ale do niej docierała tylko  siła pragnienia Constantina. Niewyobrażalna i nie do opisania. Wiedziała, że musi go odnaleźć. Za wszelką cenę. Znajdzie go i zostanie z nim, czy będzie tego chciał czy nie. Czy jest zbuntowanym czy nie.

Constantin nie odszedł daleko, zaledwie sto sześćdziesiąt kilometrów od kwatery. Wzmacniając swoją siłę mocą VI, przebył ten dystans w niecałą godzinę. Siedział teraz od kilku godzin w lesie w Iowa i kompletnie nie wiedział co ma ze sobą zrobić. Powoli się zmierzchało, a jego myśli co rusz szybowały do Nowego Orleanu. I nie tylko po to, by wyobrażać sobie ślub Juliana, ale przede wszystkim do niej. Od kilku chwil ogromny ból rozdzierał jego serce, umysł torturował go wspomnieniami i mógł tylko przypuszczać, że przyczyną tego cierpienia jest fakt, że stracił ją na zawsze. To nie ulegało wątpliwości. Stracił ją nie przez swoje zachowanie, tylko przez dziwne zjawisko, które polegało na tym, że Sargassów ogarniał mrok, gdy zbyt długo żyli bez swojej Ariadny. Stracił ją przez pieprzony mrok, który ogarnął go całego, przeniknął każdą cząstkę jego ciała, każdą komórkę nerwową, każde naczynie krwionośne i każdy organ. Każdy.

Nawet oczy.
Zwłaszcza oczy, poprawił się w myślach. Choć rozciągał się przed nim piękny, zielony las, widział tylko szary zarys pni i jaśniejszych zielonych traw. Już po kilku godzinach zatęsknił za żywymi barwami przyrody i ciepłem słońca, które zawsze kochał. Teraz, czego nie wiedział, nim mrok nie zagarnął we władanie jego duszy, nie czuł ciepła. Nie było mu zimno, ale skórę miał poszarzałą i chłodną. Stracił to co czyniło go żywą i dobrą istotą. Mrok już teraz zabrał mu wszystko, dając w zamian czulsze instynkty przetrwania, silniejszą i pełną agresji wolę życia i walki, ale jednocześnie mniejsze opanowanie i zupełny brak wrażliwości.

Ale to właśnie owy instynkt przetrwania w jednej chwili uderzył na alarm. Constantin obrócił się bezszelestnie wokół własnej osi, ale nikogo nie zauważył. Wciągnął w nozdrza powietrze, chcą wyłapać zapach, który budziłby niepokój, ale nic konkretnego nie wyczuł. Podniósł wzrok do góry i wskoczył cicho na pień, wspinając się błyskawicznie po sam wierzchołek i jeszcze raz rozejrzał się po okolicy. I nagle poczuł zapach Jelkiela. Tu wysoko, zapachy lasu nie maskowały ochydnej woni zbuntowanego, którą wojownik czuł od kilku godzin również od siebie. Wytężył wzrok i w jednej chwili zamarł.

Jednostki armii Stanów Zjednoczonych zmierzały w stronę, z której przybył. Pod dowództwem Jelkiela i jego świty, tego był pewien, bo im bliżej byli, tym mocniej rozponawał kolejne zapachy. Tylko przez chwilę, zastanawiał się dokąd zmierzają, a potem prawie brakło mu tchu, gdy odnalazł tak bardzo oczywistą odpowiedź. Jadą na kwaterę. To była jedyna możliwość.

Ale przecież on był teraz zbuntowanym i mógł zrobić tylko jedno.

Inteligentna krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz