24

85 15 15
                                    

- Widzę madame Delphine LaLaurie - wyszeptała zszokowana Lou.

Patrzyła na kobietę, która rzekomo zmarła w 1849 roku w Paryżu. Szczupła, z twarzą poszarzałą i pomarszczoną, zdawała się nie być tą, przed którą drżeli niegdyś mieszkańcy Nowego Orleanu. Nie mogła być duchem, bo tych Lou nie widywała, tylko wyczuwała.
- Jaja sobie robisz? - zapytał Lonuc.
- Siedź  tu - wyskoczyła z wozu i stanęła przed kobietą od razu łapiąc Maisy za rękę, wyrwała ją i przesuneła za siebie. Lonuc widział tylko dziwne ruchy dziewczyny.
- Jak to zrobiłaś? Oddaj mi ją! - powiedziała kobieta, ale bardziej niż zła wydawała się być zdziwiona.
- Nie ma mowy - warkneła Lou.

Kobieta zmierzyła ją oraz jej towarzysza wzrokiem i rozpoznając w nim wampira, postanowiła opuścić osłonę, by i Sargass ją zobaczył.
Lonuc, gdy ją ujrzał, wyszedł z auta i błyskawicznie stanął przy Lou. Nie mógł uwierzyć, że Delphi stoi przed nimi żywa. Słyszeli o niej już w XIX wieku, gdy odwiedzali Nowy Orlean, ale nie mieli pojęcia, że była jedną z nich. Objął Lou ramieniem dając tym znać LaLaurie, by nie ważyła się skrzywdzić dziewczyny.

Kobieta widząc, że tych dwoje łączy uczucie, zmieniła taktykę, zakładając, że zrozumieją tęsknotę za ukochanym. Przybrała na twarz smutek i zdławionym głosem powiedziała.
- Błagam, to jedyne co mi po nim pozostało - jęknęła upadając na kolana.
Lou nie dała się nabrać, ale nie dała też tego po sobie poznać, ciągnęła rozmowę zamiast uciekać, bo skoro LaLaurie też widziała Maisy, może uda jej się zdobyć jakieś informacje.
- Po kim?
- Po moim mężu - zapłakała.
- Miałaś trzech mężów - odpowiedziała jej dziewczyna.
- Tamci się nie liczyli, po nich nadszedł ten, który był moją jedyną prawdziwą miłością.
Niestety on nie kochał mnie tak mocno jak ja jego -  teatralnym gestem przetarła suche policzki, próbowała uronić choć kilka łez, ale jej nie wyszło.
Lou prychnęła i zapytała:
- Po co Ci Maisy?

Gdy dziewczyna rozmawiała, Lonuc skupił w sobie energię Vi i posłał wiązkę niezauważalnie, ku tej jednej z najokrutniejszych kobiet w historii Stanów Zjednoczonych. I nagle to poczuł. Madame LaLaurie była pełna Mroku, choć do tej pory nigdy nie słyszał, by kobiety z ich rodu ogarniał Mrok. Popatrzył w jej oczy i faktycznie to dostrzegł.

- Jest córką mojego czwartego męża, Arcanosa, skoro już jesteś taka drobiazgowa - kontynuowała Madame, a widząc, że Lou jest nieustępliwa, podniosła się z kolan wściekła.
-Arcanosa? - Spytał zdumiony Lonuc.
- Tak! Tego łajdaka, który mnie tu  zostawił na pastwę ludzi, niewolników i ich przeklętych duchów, gdy odkryto nasze eksperymenty. Obiecałam sobie wtedy, że zniszczę wszystko co stworzył. Zgładzę każdego, w kim płynie jego krew. Chciałam co prawda, by na to patrzył i widział jak nad nim triumfuje, ale skoro zagryzły go na Alasce wilki, zostaje mi tylko frajda i satysfakcja.
- Arcanos nie żyje? Skąd wiesz? - spytał z niedowierzaniem.
- Mam swoje źródła - warknęla zniecierpliwiona - a teraz oddajcie mi Maisy, a wzamian obiecuje, że zniknę z Nowego Orleanu.
-  Przecież jej tu nie ma - Lou spojrzała na dziewczynkę, którą trzymała za rękę, a która jednocześnie jakimś cudem leżała nieprzytomna w kwaterze.

Madame LaLaurie zaśmiała się przeraźliwie.
- Nie wiem, gdzie zostawiła energię swojej duszy, ale tu jest prawdziwa Maisy, gdzieś tam jest tylko jej namiastka.

- Lonuc - wyszeptała cicho Lou - jeśli to prawda co ona mówi, wystarczy, że zabierzemy Maisy do domu, wtedy się połączy ze swoją energią.
- Po moim trupie -  Delphina nagle wysunęła kły i rzuciła się w stronę Lou, która nie mogła oderwać od niej oczu. Lonuc błyskawicznie porwał Maisy na ręce  i zaniosł do samochodu, znajdujac się ponownie przy dziewczynie po dwóch sekundach i pchnął ją na chodnik. Nie myślał co robi, zresztą było i tak już za późno. Skoczył na LaLaurie i wgryzł się w jej gardło. Nagle zza zakrętu z piskiem opon wyjechało czarne BMW z przyciemnionymi szybami i prawie wjechało w Lonuc'a, który  na szczęście przeturlał się bliżej Lou. Dobrze, że wcześniej dziewczyna upadła, bo gdyby stała, zapewne zemdlałaby właśnie w tej chwili. Lonuc zobaczył przed sobą jej przerażone oczy i zdał sobie dopiero sprawę co zobaczyła chwilę wcześniej i na co teraz patrzy. Patrzyła na kły Lonuca i krew Delphiny, która poplamiła jego ubranie.

Tymczasem z samochodu wyskoczył barczysty facet i nie patrząc na nikogo tylko na Madame, wziął ją na rece i szybko wsiadł na tylne siedzenie. Samochód ruszył z miejsca i odjechał jeszcze szybciej niż przyjechał. Ale wojownika to nie obchodziło. Wyciągnął rękę w stronę Lou, ale dziewczyna zerwała się  na nogi.
- Nie dotykaj mnie - krzyknęła i puściła się pędem do domu.

Lonuc odwrócił się i patrząc na zapłakaną Maisy, wiedział, że nie może teraz pobiec za kobietą, która skradła jego serce.
Teraz wnuczka Nadiana była najważniejsza.
Wsiadł do samochodu i rozczulił się, gdy Maisy wgramoliła się na jego kolana i mocno do niego przylgneła. Objął ją ramionami i odpalił silnik.
- Wujku? Gdzie mnie zabierasz?- spytała słodkim głosikiem.
- Jedziemy do domu aniołku.

Gdy wojownik wjechał na teren kwatery, otworzyły się drzwi kamienicy i wypadła z nich Dali, a za nią jeszcze kilka osób. Powstrzymała się by biec, ale gdy tylko Lonuc podjechał i wysiadł z małą wczepioną w niego, Maisy wyciągnęła do mamy rączki.
- Moje słoneczko -  Dali zamknęła ją w uścisku.

Lonuc spojrzał na Catalina i pomimo bólu, który gościł w jego oczach, poczuł radość, że udało się uratować jego brata.
Podszedł do niego i zamknął w swoich ramionach.

Witaj z powrotem braciszku.

Dziękuję. To co zrobiłem...

Cati, to Mrok.

Ale przyjdzie mi za to płacić codziennie. Luke był dopiero na początku naszej drogi.

Cati, nie mamy na to wpływu, naprawdę.

Gdy Dali już się uspokoiła i przestała płakać,  podszedł Nadian i wziął od niej Maisy.
- Dziadku?
- Tak kochanie? - Nadian ruszył z małą do środka i skierował się do królestwa Juliana. Reszta poszła z nimi.
- Coś mnie wołało, dlatego Was zostawiłam. Czułam blisko tego złego Sargassa co był na wyspach, zresztą dalej go trochę czuję, ale wtedy jeszcze wołała mnie ta pani, przy której znalazła mnie Lou i Lonuc.
- Już dobrze kotku, odpoczniesz i wszystko nam opowiesz, dobrze? -
Spytał Nadian, a mała pokiwała  główką na zgodę.

Gdy weszli do pomieszczeń szpitalnych i pokoju, w którym znajdowała się postać Maisy, dziewczynka zeskoczyła z rąk Nadiana i podeszła do łóżka.
Zamknęła oczy i spieła mięśnie w skupieniu, a po chwili obecni zobaczyli jak postać na łóżku blednie, zmienia się w migocące światełko, które kieruje się wprost ku wnętrzu dziewczynki. Wszyscy patrzyli jak urzeczeni, bo widok był jak z bajki. Gdy energia połączyła się z ciałem, Maisy dostała rumieńców, jej oczy zaczęły błyszczeć, ona sama rozluźniła się.  Odwróciła się i spytała z uśmiechem.
- Na co się tak gapicie? Gdzie jest Li? Cati, uczeszesz mnie dziś w warkoczyki? - Zasypała ich gradem pytań, na co wszyscy wybuchnęli śmiechem. To była ich Maisy.

- Lonuc, gdzie ją znalazłeś? - spytał Nadian gdy wojownicy zebrali się w południe na naradzie.
- Skoro już o tym mowa
... zaczął  Lonuc i z każdym słowem, które wypowiadał widział, jak na twarzy współbraci pojawia się szok.

Inteligentna krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz