13. Million little things

649 58 24
                                    

Tytuł: Million little things [HUNCWOCI]

Autor: Vhiteraven

Kategoria: Fanfiction


Opis: „Kiedy dostałam list z Hogwartu spodziewałam się wielu rzeczy, naprawdę.

Latające miotły, skutki uboczne zaklęć i eliksirów, gadające obrazy, a nawet nie do końca normalny dyrektor. Wszystko zaplanowałam.

No, prawie wszystko.

Mój idealny plan nie zakładał jedynie czterech nieistotnych szczegółów o nazwiskach Black, Potter, Lupin i Pettergrew."

Nieco magii, uczuć i życia szkolnego, czyli o fanfiction rozgrywającym się w murach Hogwartu.

Akcja powieści rozgrywa się jeszcze przed narodzinami Harrego Pottera, a na świat patrzymy oczami Rosemary Wheeler. Co oferuje nam autor?

Ano nieco codziennych wydarzeń, trochę młodzieńczych wygłupów i miłosnych perypetii... Tak, tych w tekście akurat nie brakuje. Można to ująć w jakże niewyszukanych, prostych słowach „kto się czubi, ten się lubi", bo rzeczywiście sporą część tekstu zajmują opisy relacji pomiędzy Rosemary, Lily i Huncwotami. Oczywiście jesteśmy też karmieni opisami poszczególnych lekcji, z tego co pamiętam, była obrona przed czarną magią, eliksiry i (ogrodnictwo?). Nie wiem, czy jest taki przedmiot, bynajmniej podczas tej lekcji zdarza się wypadek, przez który Rosemary i Syriusz trafiają do pani Pomfrey - pielęgniarki szkolnej.

Bohaterowie uczęszczają właśnie na ostatni - piąty rok szkoły. Pomimo tego, zapalczywość, żądza przygód i lekkomyślność wkładają ich umysłami bez najmniejszego problemu. Lily Evans – prefekt – już na początku dostaje razem z przyjaciółmi karę: wyszorowanie nocników ze Skrzydła Szpitalnego bez użycia magii. Uczniowie na wykonanie zadania mają zaledwie dwie godziny, w czasie których, no cóż, zajmują się zaledwie dwoma, a na wściekłego Filcha rzucają zaklęcie modyfikujące pamięć, uprzednio nasławszy na niego chmarę latających nocników.

Pomimo tego, że podana powyżej sytuacja wydaje się być całkiem zabawna, to historia tak naprawdę zaczyna się dopiero około rozdziału szóstego, co jest właściwie bardzo dobre, bo nie każdy lubi rzucać się na tak zwaną „głęboką wodę". W pierwszych częściach pojawiają się również wplecione w tekst retrospekcje, które, choć zaznaczone kursywą, wyraźnie mieszają się ze zwykłym tekstem i przyznam, że aby zrozumieć fragment, w którym się takowe pojawiały, musiałam przeczytać go kilkukrotnie.

No dobrze, ale co tak naprawdę zdarzyło się w tym rozdziale, że uważam go za właściwy początek historii?

Ciężko byłoby udzielić odpowiedzi na to pytanie, jednocześnie nie zdradzając zbyt wielu treści, w końcu to rozdział szósty z jedenastu, czyli poza połową i informacje te mogłyby skutecznie odebrać przyjemność lektury potencjalnemu czytelnikowi.

Po ogólnikowym przedstawieniu sytuacji, muszę przyznać, że co prawda historii nie zakwalifikowałabym do wattpadowych „perełek", ale skategoryzowałabym jako dobrą, wartą uwagi. Wszystkie wydarzenia są ze sobą luźno powiązane, a relacje pomiędzy bohaterami całkiem sprawnie wykreowane.

Można by powiedzieć, że relacje pomiędzy bohaterami zostały wyśmienicie nakreślone, a sami bohaterowie zdecydowanie sprawiali, że na ustach mimowolnie kwitł szeroki uśmiech. Nie od początku jednak tak było – w pierwszych rozdziałach powstała notatka z informacją, że relacje bohaterów i dialogi są nieco sztampowe. W pewnym momencie zauważyłam również, że przy czytaniu ich pojawiają się niewielkie trudności. Kilka razy zdarzyło się, że przy wypowiedzi nie było ani pauz, ani nawet dywizów. Słowa bohatera były po prostu zapisane od nowej linijki. Kolejnym problemem był niedobór wtrąceń narratora, przez który często szło się pogubić – nie było wiadomo, po pierwsze - kto mówi, po drugie – jak mówi.

Recenzje na miarę - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz