31. Teatr

420 53 13
                                    

Tytuł: Teatr (w pracy Zbiór one-shotów)

Autor: LirycznaLucinda

Kategoria: Opowiadanie, one-shot


Literackie hula hop

Są takie chwile, kiedy ludzkość zdaje się dzielić na dwa obozy. Czasem wobec rozwiązania spraw błahych, czasem przy dużo bardziej skomplikowanych, takich jak interpretacja tekstu literackiego. Utarło się już w naszych głowach, że na myśl o niej od razu przypominamy sobie wiersze, których „jedyną słuszną interpretacją" katowani byliśmy na lekcjach. A przecież kto powiedział, że i proza nie może dawać nam całego pola do popisu? Bądź co bądź niektórzy wspominają lekcje polskiego z trwogą na obliczu, a owo magiczne słowo na „i" powoduje u nich gęsią skórkę, inni zaś odnajdują w nim prawdziwą radość. I wśród nich, całe szczęście, jestem ja.

Całe szczęście, bo gdyby inna osoba zasiadła do Teatru, zapewne uciekłaby w połowie przed mnogością rozwiązań lub padła wyczerpana na klawiaturę po samym przejściu przez tekst. Niestety (a może stety), one-shot Lirycznej dla jednych będzie prawdziwą torturą, dla innych gratką jakich mało. Niewiele jest bowiem tekstów, szczególnie pisanych prozą, które oferują nam tak wielką pulę interpretacji, z których każda zdaje się mieć ręce i nogi. Aż prosi się, by przeanalizować tekst kawałek po kawałku, bo jest tak naszpikowany możliwymi rozgałęzieniami. Ciężko bez tego obronić moje stanowisko. Dlatego teraz, Czytelniku, poproszę Cię o coś niespotykanego.

Wyłącz ten rozdział i przeczytaj Teatr. Zajmie Ci to trzy minuty, a udowodni moją rację.

Nie chcę psuć Wam zabawy, a właśnie to zrobię, analizując tekst. Nie mogę się powstrzymać od podzielenia się własną interpretacją, dlatego zachęcam, byście wpierw poszukali swojej. Gdybym bowiem chciała skupić się jedynie na docenieniu strony technicznej czy ogólnego zamysłu, zamknęłabym recenzję w następnym akapicie. A przecież nie o to w tym chodzi, prawda? Dlatego pozwólcie, że szybko odbębnię przykry obowiązek i napiszę: praca jest nienaganna. Już? Możemy?

To lecimy.

Mały świat zamknięty w wielkim staje się sceną dla kolejnej sztuki teatralnej [...]

I właściwie w tym zamyka się cała forma Teatru. Klamrowa kompozycja, osiągnięta przez niemal dosłowne (bo ubarwione o myśl końcową) powtórzenie pierwszego akapitu na samym końcu, „zamyka" nam tekst, spina. Wrażenie niewielkiej, ale dopiętej i pozbawionej dziur całości wzmacnia rozmiar (nie jest to długi tekst, podejrzewam, że mieści się w tysiącu słów) i idealna faktura powierzchni. Wspomogę się tutaj wyobrażeniem... może okręgu? Czy to będzie wyjątkowo nieładne, jeśli przyrównam Teatr do hula hop? Oby autorka mi to wybaczyła.

Więc proszę, wyobraźmy sobie hula hop, takie standardowe. Bez wypustek, bez dodatkowych obciążeń ani innych bajerów, bo wtedy moja unikalna teoria zjedzie nam z biodra. Zastanówmy się. Nasze hula hop musi w każdym miejscu ważyć tyle samo, przy czym nie może ważyć ani za mało, ani za dużo, byśmy mogli nim kręcić. Jego powierzchnia musi być gładka, by nie zatrzymała się na ubraniu, z tego samego powodu musi być też idealnie równa. Jakakolwiek skaza czy nieprawidłowość poskutkują zsunięciem się przedmiotu i koniecznością zapomnienia o wyćwiczonej talii.

A teraz przenosimy się na tekst. I choć jestem pewna, że większość z Was już doskonale wie, po co kazałam mu wyobrazić sobie kawałek plastiku, to na wszelki wypadek wyjaśnię –Teatr nie jest ani przesadnie ubarwiony, ani przesadnie pusty. Jest idealnie gładki, bo pozbawiony błędów, idealnie równy, bo w żadnym momencie autorka nie zmienia ani stylu, ani nastroju, ani nie wprowadza niepasujących elementów. Jedynym momentem, który według mnie jest skazą (choć zapewne ma być spuszczeniem z czytelnika powietrza), jest ten fragment:

Recenzje na miarę - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz