36. Czy będziemy szczęśliwi?

450 50 20
                                    

Praca oceniona: 06.11.18

Parę słów wstępu

Cóż, jestem prostym człowiekiem

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Cóż, jestem prostym człowiekiem. Nie będę kłamać i szczerze przyznam, iż ładna okładka potrafi przykuć moje oko, być może zainteresować do tego stopnia, że bez namysłu dodam historię do biblioteki, nie upewniwszy się co do gatunku. Bardzo lubię minimalizm, ale to nie oznacza, iż okładki wzbogacone o różnorodne detale mnie odrzucają.

Okładka tej historii niestety nie przykuła mojej uwagi. Jest zachowana w ciemnych kolorach, do czego tak naprawdę nie mam zarzutów, bo nigdy nie wybrzydzam, jeśli chodzi o kolorystykę. To, co mi nie pasuje, to sposób, w jaki prezentuje się całość — pojawia się tutaj zbyt wiele rodzajów czcionek, większa część napisów jest nieczytelna przez źle dobraną wielkość liter, rozstawienie tekstu kuleje. Tutaj tak naprawdę wystarczy trochę pokombinować z wyglądem czcionki i jej rozmiarem, co od razu pozytywnie wpłynie na całość. Od siebie mogę polecić „Felix Titling", choć minus jest taki, że nie śmiga z polskimi znakami.

Opis natomiast... no, jest dość typowy. Mamy przedstawienie postaci z perspektywy ona/on, a także parę pytań retorycznych, które mają skłonić czytelnika do refleksji. Ale czy rzeczywiście tak działają? Mnie to na przykład od razu mówi o schematach. Dziewczyna wpada na bogatego przystojniaka i się w nim zakochuje. „Czy zderzenie dwóch światów źle się skończy?" — pewnie nie. Pewnie po drodze wystąpi masa dram, zdrad i wypadków, ale bohaterowie i tak doczekają się happy endu. Czy to źle? Nie wiem. Nie mówię, że schematy są złe. One mogą wypaść dobrze, a nawet interesująco, o ile podejdzie się do nich od dobrej strony. W tym przypadku nic mnie niestety nie skłania ku wierze, że historia mnie porwie.

Czy zwróciłabym uwagę na tę lekturę, gdybym na nią wpadła w wyszukiwarce? Wątpię. Okładka nie przyciąga uwagi, a opis nie zachęca. Wręcz przeciwnie — jego typowość aż razi, co z góry narzuca mi myśl, iż w środku nie zastanę niczego zniewalającego.

To moja pierwsza uwaga — aby bardziej zadbać o pierwsze wrażenie, bo wbrew wielu pozorom ma ono znaczenie.

Bohaterowie i historia

Pierwszy post, na jaki trafiamy, to „Postacie". Dostajemy serię zdjęć i nazwisk, jak zgaduję, związanych z główną obsadą tejże historii. No i już przy pierwszym nazwisku widzę literówkę — ,,Anderosn". Jak podejrzewam, powinno być Anderson, ale jeśli to nie pomyłka, zwracam honor.

Mamy Anę, młodą projektantkę, a także Dawida — pana biznesmena, który wypada dość dziwnie na tle postaci z zagranicznymi imionami. Reszta, jak z początku obstawiałam, to bohaterowie poboczni, na których autorka i tak się nie skupia.

Co jest największym rozczarowaniem? Może nie tyle wstawienie zdjęć bohaterów, co swoją drogą jest typowym pójściem na łatwiznę, ale brak jakiegokolwiek rozwinięcia, kto kim jest. Dostajemy po prostu imię, nazwisko i zdjęcie. No, niżej są jeszcze jakieś dodatki typu „siostra Any", „brat Any" i tak dalej. Nie jest to zbyt przemyślane i na pewno nie świadczy dobrze o historii. Czytelnik nie spamięta tych wszystkich twarzy, cech urody i nie powiąże ich z imionami. A na pewno nikt nie zapamięta, że właśnie ta dziewczyna jest miłą panią z warzywniaka, a ten przystojniak to kuzyn cioci od strony babci ojca wujka bratanka... No, wiecie, co mam na myśli.

Recenzje na miarę - zakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz