Rozdział trzynasty

232 19 0
                                    


Pov Ruggero

Jej usta na moich, zapomniałem jak Candelaria dobrze całuje. Ale, kurwa, nie tego chcę. Coś jest nie tak.

Kończę pocałunek i odsuwam się od niej. Patrzy na mnie całkowicie zdezorientowana.

-Coś nie tak?-uśmiech, który zwykle ma zmienił się w grymas.

-Wystarczy-brzmi to prawie jak rozkaz.

-Co?-podnosi brwi-Posłuchaj, jeśli się martwisz, że ktoś nas zobaczy to spokojnie. Wszyscy nauczyciele są w klasach-uśmiecha się prowokacyjnie podchodząc do mnie.

-To nie to-mówię, robiąc parę kroków w tył-Po prostu już starczy.

-Jest ktoś inny, prawda?-krzyżuje ręce-Próbujesz pieprzyć kogoś innego .Powinnam się domyślić.

-To nie twoja sprawa-ostro reaguję i szybko odchodzę.

Nie potraktowałem jej odpowiednio. Chciałem, ale nie zabrzmiało dobrze.

Wcześniej czy później Sevilla się podda.

                                                                                          (...)

Cholerne słońce, które teraz świeci najmocniej. Jestem na boisku czekając na gwizdek trenera, który rozpocznie trening.

Pojawia się także grupa idioty Michaela. Każdy z nich jest zwierzęciem, które nie wie jak kopie się piłkę, bo oczywiście mi to wychodzi fantastycznie.

-Mam nadzieję, że te mistrzostwa wygramy-mówi Agustin biorąc długi łyk wody z butelki-W zeszłym roku zrobiliśmy z siebie idiotów.

-I to wszystko, przez głupiego Lionela-kończę jego myśl.

Patrzę na blondyna. Rozciąga się w miejscu. Jego oczy spotykają się z moimi, uśmiecha się kpiąco i znowu kieruje wzrok w ziemię.

-Ale w tym roku wygramy-praktycznie krzyczę, przyciągając uwagę reszty chłopaków.

-Oczywiście, że wygramy-mówi Michael ,robiąc kilka kroków w przód-Tylko wtedy, gdy wy nie będziecie tak kiepsko grać jak zawsze.

-Zamknij się idioto-uciszam go-Przypominam ci, że ostatnio przegraliśmy przez jednego z twoich głupich przyjaciół. Więc milcz i nie mów głupot.

Szatyn zaciska pięści. Gaston chwyta go za ramię uniemożliwiając mu ruch do przodu. Uśmiecham się prowokująco. Chciałbym ,aby odważył się mnie dotknąć, wtedy zostałby wyrzucony z zespołu raz na zawsze.

-Kto tym razem będzie kapitanem?-odzywa się Jorge z zamiarem zmienienia tematu.

-Oczywiście, że ja-odpowiadam rozciągając ramiona.

-Chyba w twoich snach-ponownie wtrąca się Michael, odrzucając uchwyt swojego przyjaciela-Ja nim będę.

-O tym kto zdobędzie tytuł kapitana decyduje ja panowie, więc uciszcie się-rozkazuje trener niskim głosem- Ach, zapomniałem: Każdy kto będzie się bił czy kłócił bez powodu zostanie wyrzucony. Jesteście ostrzeżeni, więc nie chcę później słyszeć żadnych skarg.

Wszyscy kiwamy głową. Mężczyzna dmucha w gwizdek, oznaczający, że mamy biegać. Odkładam butelkę na krzesło i robię to co kazał. Idę na boisko, a inni za mną.

Lionel stara się mnie wyprzedzić. Zawsze stara się wyróżnić, ale mu to nie wychodzi. Przyspieszam i biegnę koło niego. On również przyspiesza zachowując małą przewagę. Doganiam go i wyprzedzam , po czym pokazuje mu język, demonstrując ,że nigdy nie będzie w stanie mnie pokonać.

Rozlega się kolejny gwizdek. Wszyscy się zatrzymujemy i podchodzimy do trenera, który zapisuje coś w swoim zeszycie i patrzy na nas.

-Dobrze. Widzę, że wasza kondycja się poprawiła, ale to nie wystarczy-patrzy na notatnik-Potrzebujemy jednej osoby .Ja wiecie drużyna musi składać się z jedenastu graczy, a was jest tylko dziesięciu. Musimy znaleźć zawodnika.

-Chcę spróbować-odwracamy się, by usłyszeć zbliżający się głos. Szybko rozpoznaje w nim Erica, kretyna, który swój czas zawsze spędza przy komputerze. Czego chcesz?-Chciałbym być w drużynie. Mam doświadczenie w tym sporcie.

Carlos, trener, patrzy na niego do stóp do głów, badając każdy szczegół.

-Ty?-mówi, pocierając podbródek-Nie wiedziałam, że jesteś sportowcem.

-Tak. Nie pokazuje tego, ale jestem fanem piłki nożnej i chciałbym dostać możliwość zagrania w  nią-patrzę na niego kpiąco.

-Cóż, spróbujemy. Przyjdź jutro na trening i jeśli sobie poradzisz dostaniesz się do składu.

Erick kiwa głową z uśmiechem i opuszcza boisko. Nadal nie mogę uwierzyć, że Carlos daje mu szansę, ale nie mogę sprzeciwić się jego słowom.

                                                                                       (...)

-Powodzenia. Będziesz go potrzebował-mówię Erickowi patrząc jak wkłada swoje zeszyty do szafki.

-Nie jestem w nastroju, więc zostaw mnie w spokoju-odpowiada wyzywająco.

-Bo co? Uderzysz mnie?-mówię gorzko-Obaj wiemy, że nie masz odwagi, aby to zrobić. Powinieneś zostać przy fotografii, ponieważ to jedyne co ci wychodzi, mimo że ja tak nie uważam.

Wyraz jego twarzy się zmienił. Na miejscu pewnej i stanowczej  miny pojawił się smutny i potulny wyraz twarzy. Zraniłem go.

-Zostaw go-wzdrygam się, słysząc za sobą głos Karol.

Odwracam się i widzę ją. Ma zaciśnięte pięści i widzę jak promieniuje gniewem.

Staje koło Ericka. Patrzy na niego czule, a potem swój wzrok kieruje na mnie. Właśnie zdaję sobie sprawę że między nimi jest jakaś więź, której nie potrafię nazwać.

-Nie wiedziałem, że jesteś jego adwokatem-mówię ironicznie-Powinien sam nauczyć się bronić.

Nic nie mówi. Chwyta dłoń tego idioty i ciągnie go, aby szedł koło niej. Widząc ich trzymających się za ręce  przez moje ciało przechodzi fala chłodu.

Niech ten chłopczyk uważa ,bo nie wie co jestem w stanie zrobić.

EL CHICO MALO | RUGGAROL PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz