Chyba każdy znał opis takiej kochanej, słodkiej babci, którą bez względu na wszystko, po prostu się uwielbiało. Jeśli nie z autopsji, to z opowieści innych ludzi. To była ta typowa, przeurocza staruszka, która karmiła swoje wnuki do upadłego, wmawiając im, że za mało zjedli i dalej są głodni, chociaż opróżnili już trzy miski rosołu i zjedli sześć schabowych. Jednak mimo tego dokarmiała ich, bo przecież „tak słabo wyglądasz, a w dodatku jesteś taki chudy". Oprócz tego, zawsze broniła ich przed rodzicami, a kiedy ci nie widzieli, wsuwała im do kieszeni sto dolarów, aby kupili sobie coś ładnego. Do tej właśnie babci jeździło się na nocowania, rozmawiało i po prostu czuło dobrze w jej towarzystwie, bo ten ciepły uśmiech i kubek gorącej czekolady oraz ciasteczka domowej roboty, leczyły każde zmartwienia. Większość ludzi chciałaby mieć właśnie kogoś takiego. Kochanego, ciepłego i rodzinnego. Cóż, ja nie miałam.
Kiedy zobaczyłam moją babkę, która właśnie przekroczyła próg salonu, w którym automatycznie zapadła cisza, zamarłam. Ponownie tamtego dnia. I cisza ta przerwana była niestety dźwiękiem dzwonka mojego telefonu, który wypełnił salon. I ja sama przez ten ogromny szok, nie zareagowałam. Nawet nie wiedziałam, co w tamtej chwili zrobić. Po prostu stałam, gapiąc się na dzwoniący telefon, który leżał tuż obok mnie na stoliku do kawy. Widziałam ten numer i nazwę kontaktu na podświetlonym wyświetlaczu, ale nijak nie zareagowałam, chociaż wiedziałam, że nasi goście wraz z moją mamą, również przyglądają się urządzeniu z odległości. A mnie jakby wtedy zamurowało. Patrzyłam przez kilka sekund na tego cholernego iPhone'a, w głowie mając zupełną pustkę. Sparaliżowało mnie.
– O, przepraszam. – nagle odezwał się, stojący dalej obok mnie, Theo. Szybko nachylił się nad stolikiem, po czym chwycił mój telefon i rozłączył się, a denerwująca melodyjka w końcu się skończyła, uwalniając mój umysł od pustego wsłuchiwania się w nią, bez żadnej reakcji. – Kolega dzwonił. – kiwnął przepraszająco głową, po czym zwinnie wsadził urządzenie do swojej tylnej kieszeni w czarnych jeansach.
W tamtej chwili byłam mu cholernie wdzięczna, że jakoś zareagował, bo ja nie dałabym rady i dobrze o tym wiedziałam. Stałabym tylko jak ten słup soli, gapiąc się w ten wyświetlacz i zastanawiając się, co ja w życiu robię nie tak. Bo coś robiłam na pewno. Przełknęłam ślinę i ponownie uniosłam wzrok na osoby przed sobą, a widok mojej babci, która patrzyła wprost w moje oczy, niemal zwalił mnie z nóg. Dosłownie, dzieliły mnie sekundy od palpitacji serca, bo nagle, bez żadnego uprzedzenia, zjawili się w moim domu ludzie, którzy byli tak bardzo specyficzni i problemowi, iż wiedziałam, że to będą koszmarne dni.
Bo o ile ciotka Louise, jak i Stephanie oraz wujek Martin narzekali niemal bez przerwy i marudzili, tak nie byli sami w sobie tak straszni, jak Arabella Clark, czyli jedna z najbardziej przerażających istot na tym świecie. Widziałam, jak moja matka niemal kuli się na widok swojej rodzicielki, która z miną tak zaciętą i zimną, powolnie kierowała się w naszą stronę, wsparta na drewnianej, czarnej lasce. Ubrana w czarną, elegancką spódnicę do samych kostek, która ukazywała tylko jej wypolerowane, wiązane lakierki, oraz również czarną garsonkę, wyglądała cholernie elegancko i dostojnie. Jej prawie białe, ulizane włosy zaczesane były w idealnie ciasnym koku, który podkreślał jej pociągłą twarz w kolorze porcelany. Skóra, okryta licznymi zmarszczkami, dalej wydawała się delikatna, a niebieskie oczy, które odziedziczyła po niej moja matka, rozglądały się czujnie po całym pomieszczeniu. Czułam moje serce obijające się o żebra, oraz słyszałam przyspieszony oddech Theodora. Ciotka Louise w tym samym czasie zdjęła swój płaszcz z nieodgadnioną miną, a Stephanie z nieszczerym uśmiechem stała obok wujka Martina, który gniewnie łypał na nas okiem.
Tego faceta można było określić jednym słowem. Nawiedzony. To był ten typ człowieka, który chodził do kościoła siedem razy w tygodniu, wyzywał ateistów oraz wyznawców innej wiary, niż chrześcijaństwa, a wszystko opierał na słowach „bo Bóg tak chciał". I jeśli weszło się już z nim w dyskusję na ten temat, to miało się ochotę skoczyć z mostu, ale ze względu na jego małomówność, graniczyło to z cudem. Dlatego zawsze siedział cicho i słuchał się swojej apodyktycznej żony, której zapewne on także nie znosił.
CZYTASZ
Burn The Hell
Teen Fiction~I podpalę nawet piekło, aby tylko znów znaleźć się w twoich ramionach~ Druga część trylogii "Hell". __________ © Pizgacz, 2018/2019