29. Tyle niewypowiedzianych słów.

461K 12.8K 118K
                                    

18k słów, odświeżać

Czy wiesz, co uczyniłaś?

Tylko te cztery słowa krążyły w mojej głowie od kilku minut, wkłuwając ostre szpilki w każdy nerw. Wydawało mi się, że jestem w innym wymiarze, w którym nie istniałam fizycznie. Nie czułam żadnej części swojego ciała. Nie oddychałam ani nie mrugałam. Wlepiałam zamglone oczy w nieruszające się ciało, nie potrafiąc skupić się na niczym innym, niż na tych trzech cholernych słowach. Słyszałam swoje myśli jakby znajdowały się za szybą. Nie dopuszczałam do siebie niczego. Absolutnie niczego. W tamtej chwili wskazówki zegarów się zatrzymały dokładnie tak, jak moje istnienie. W tamtym momencie zatrzymało się dla mnie dosłownie wszystko.

Nie wstaje.

Nie potrafiłam się poruszyć. Zaciskałam jedynie swoje skostniałe palce na drewnianej barierce, wbijając w nią pękające już paznokcie. Moje knykcie pobielały, jednak ból fizyczny był dla mnie niewyczuwalny. Dokładnie tak, jak wszystkie inne bodźce. Światło księżyca, które wpadało przez rozbite okno obok mnie, idealnie padało na jego bladą twarz, oświetlając również chudą sylwetkę wygiętą pod dziwnym kątem. Blade, tłuste kosmyki lekko przydługich już włosów, opadały na jego wysokie czoło oraz zamknięte powieki. Jedna z jego długich nóg była nienaturalnie wykręcona, a lekko rozłożone ramiona, odznaczały się na ciemnej i brudnej podłodze. Wyglądał okropnie. A mimo to czekałam. Przez kilka minut jedynie czekałam, aż wstanie i wszystko wróci do normy. Czekałam jak głupia, wgapiając się w jego nieporuszające się. Głosy wokół szeptały tylko jedno. Wstań.

Jednak tak się nie stało. Być może oczekiwałam cudu. Nie przyjmowałam do siebie innej opcji. Wydawało mi się, że po upadku ze stromych schodów, które zakończył upadkiem prosto na plecy, zaraz się podniesie. Po pierwszej minucie, dałam mu jeszcze czas. Tak samo było z drugą, trzecią i całą resztą. Obudź się. Otwórz oczy. Wmawiałam sobie, iż jego nieporuszająca się klatka piersiowa to tylko złudzenie. Że zaraz znów zacznie oddychać. Po pierwszej minucie, drugiej, trzeciej... Lecz i to nie miało miejsca, a ja zrozumiałam. Zrozumiałam, co uczyniłam.

Zabiłaś go.

Jak oparzona odskoczyłam od barierki, wciągając gwałtownie dawkę nieświeżego powietrza, która prawie rozerwała mi płuca. Poczułam mrowienie pod powiekami, a kiedy szybko nimi pomrugałam, obraz zaczął mi się lekko zamazywać. Nie mogłam powstrzymać szybkiego oddechu. Słyszałam głośne bicie swojego serca, oraz krew, która z zabijającą prędkością krążyła w moich żyłach i szumiała w uszach, zakłócając wszystkie myśli. To wszystko się mieszało. Nie potrafiłam nad tym zapanować. Czułam się, jakby ktoś właśnie rozrywał moje ciało na pół. Jęknęłam cicho, a cichy szloch wydostał się z mojego pokaleczonego gardła. Z prędkością światła zakryłam usta dłonią, aby nikt tego nie usłyszał. Chociaż chciałam krzyczeć. Pragnęłam wyć i wydrzeć z siebie wszystko, co właśnie miało miejsce. Lecz mimo iż ledwo kontaktowałam ze światem rzeczywistym, wiedziałam, że nie mogłam. Starannie zakrywałam swoje drżące wargi, przyciskając do nich dłoń w niemalże bolesny sposób.

Zabiłaś człowieka.

I właśnie wtedy te słowa zaczęły do mnie docierać. Bo naprawdę właśnie zabiłam żywą istotę. Czułam pierwszą łzę, powolnie toczącą się po moim zmarzniętym policzku. Wydawało mi się, że naprawdę wypalała moją skórę, wżerając w nią całe zło, które uczyniłam. Wypalała ją poczuciem winy, wyrzutami sumienia i odrazą do samej siebie. Byłam mordercą, niczym nieróżniącym się od tych, którymi za młodu straszył mnie mój ojciec. Nie chciałam tego. Tak bardzo tego nie chciałam. Hamując kolejny jęk, zacisnęłam z całej siły swoją szczękę, odciągając swoją nienaturalnie drżącą rękę od twarzy. Spojrzałam zamglonym wzrokiem na swoje blade i spocone dłonie, a następnie na zarys sylwetki Cody'ego Nixona. O Boże.

Burn The HellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz