14. Czy to już czas na łzy?

404K 13K 77.3K
                                    


Rozdział znów dla mamuśki, która dziwnie na mnie patrzy.

O Boże.

O MÓJ BOŻE.

Okej, dobra spokojnie. Chłodna kalkulacja, tak? To jest to, co ratuje ludziom życie, czyż nie? Właśnie tak. Czy to możliwe, żebym właśnie usłyszała to, co usłyszałam? Przecież nie mogłam stać właśnie przed matką Sheya... Jezu Chryste. Ładna kobieta z bardzo bystrym spojrzeniem, delikatnie uniosła brew, nie spuszczając ze mnie wzroku i nie opuszczając wyciągniętej ręki. Nawet nie wiem, jak zmusiłam swoje ciało, aby podać jej dłoń. Szok przysłonił mi mózg, bo ja właśnie rozmawiałam z mamą Sheya. Z MATKĄ SHEYA. Nie, to nie mogło dziać się naprawdę.

Jej skóra była chropowata i szorstka, a do tego wychudzona, więc kiedy złapała mnie w uścisku, bałam się, iż mogę coś jej zrobić, jednak nic bardziej mylnego. Zielonooka mocno zacisnęła palce na mojej dłoni, ochoczo i z entuzjazmem nią potrząsając. Nie potrafiłam spuścić z niej wzroku, więc tylko stałam jak kołek, gapiąc się na nią z rozchylonymi ustami i tępą miną. Boże, czy to działo się naprawdę, czy miałam udar? Rozbawiona kobieta tylko zaśmiała się perliście na moją zdzwioną i jednocześnie przerażoną minę, odsłaniając równe zęby w uśmiechu, który jak za machnięciem czarodziejskiej różdżki, odjął jej kilka ładnych lat.

- Kochanie, wiem, że pewnie nieco się zdziwiłaś, ale proszę, zacznij oddychać, bo wyglądasz, jakbyś miała zaraz zemdleć. - rzuciła rozbawiona, a jej zielone tęczówki, błysnęły zaczepnym blaskiem, niemal identycznym, jak u Nate'a. Chyba mi duszno. Po kilkunastu długich sekundach ciszy, w końcu głośniej zaczerpnęłam powietrza, rozchylając powieki i wydając z siebie cichy jęk, bliżej niezidentyfikowany.

CO DO CHOLERY?!

- Prze-przepraszam. - wyjąkałam zachrypniętym głosem, starając się jakoś ogarnąć to wszystko, jednak mój umysł nieźle mi to uniemożliwiał. Oblizałam spierzchnięte wargi, po czym zacisnęłam je w wąską linię, marszcząc twarz, bo cholera, czy ja śniłam? Albo byłam w tym cholernym „Mamy cię". - Ale ja nie za bardzo wiem, co się właśnie dzieje. - wypuściłam z siebie powietrze, czując ulatującą energię. Mój wysoki pisk i zdezorientowana mina rozbawiła ją jeszcze bardziej, bo zaśmiała się cicho, kręcąc głową, a następnie z gracją odwróciła się w stronę Jasmine, która łypała na mnie groźnym okiem.

- Słońce ty moje, mogłabyś pójść do kawiarenki? Chciałabym chwilkę pogadać z Victorią. - zaczęła, a ja niemal udusiłam się własnym językiem, bo co? Ona chciała ze mną rozmawiać? Sam na sam? Chyba właśnie w tej chwili umarłam. Stojąca nieopodal blondynka zblokowała spojrzenie z kobietą. Założyła ręce na piersi i westchnęła, nie będąc do końca przekonaną.

- Jesteś pewna? - zapytała znów, zjeżdżając mnie tym oceniająco-surowym spojrzeniem niebieskich oczu.

- Jestem dużą dziewczynką, a Victoria nie jest psychopatką. - mruknęła, po czym spojrzała na mnie kątem oka z figlarnym uśmieszkiem. - No, przynajmniej na taką nie wygląda.

Nic nie mówiłam, gdy Jasmine z uwagą na mnie spojrzała, po czym wyszła z pomieszczenia, zostawiając nas same. Cisza zapanowała między nami, kiedy kobieta spojrzała na mnie z delikatnym uśmieszkiem. Czułam się cholernie przytłoczona, bo nie byłam na to gotowa. Jasmine nie powiedziała mi, ani po co jedziemy. Wiedziałam, że chodzi o Nate'a, ale na tym się kończyło. Do głowy mi nie wpadło, że chodziło o jego rodzinę, a tym bardziej o samą matkę!

- Kochanie, nie patrz tak na mnie. Przecież cię nie zjem. - zaśmiała się, ale żebym nawet chciała się jakoś ogarnąć, to po prostu nie mogłam.

- Ja bardzo przepraszam, ale ja nie miałam pojęcia, gdzie ona chciała mnie przywieźć i nie jestem... - wyrzuciłam z siebie na jednym wdechu. Kobieta przerwała mój słowotok swoim perlistym śmiechem, przez co zrobiło mi się jeszcze bardziej głupio.

Burn The HellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz