Dwadzieścia osiem pieprzonych dni.
Nie pamiętam, kiedy sekundy przerodziły się w minuty, minuty w godziny, a godziny w dni. Pamiętam tylko, że czas się nie zatrzymał. Wręcz przeciwnie – gnał nadal, nie dając mi czasu na wytchnienie. Pędził w nieznane, ciągnąc mnie, bez mej woli, za sobą. Nie pamiętam również momentu, kiedy się z tym pogodziłam. A wszystko tylko krzyczało. Dwadzieścia osiem dni śmierci.
Dwadzieścia osiem dni.
Tyle czasu minęło od naszej ostatniej rozmowy, kończącej naszą relację. Poetycko mogłabym rzec, iż tyle minęło od kiedy słońce przestało dla mnie świecić. Przedramatyzowane? Być może, jednak chyba na swój sposób trafne. Dwadzieścia osiem dób odkąd pierwszy raz od dawna postawiłam tylko i wyłącznie na siebie.
Wtedy ostatni raz go słyszałam.
Cholerna, pamiętna rozmowa telefoniczna, która rozrywała moje serce za każdym razem, gdy tylko wracałam do niej pamięcią, a na moje nieszczęście zdarzało się to często, czego nienawidziłam. Nie znosiłam swojego umysłu za to, że pamiętałam dokładnie każdy jej szczegół. Każde jego słowo wypowiadane ochrypniętym tonem do słuchawki budki telefonicznej. Cały ból, jaki opanował pojedyncze komórki mojego ciała. Każde westchnięcie i świadomość, że to naprawdę koniec. Czasami chciałam o niej zapomnieć. Prosiłam wszystkie bóstwa, aby to w końcu wyleciało z mojej głowy, wprowadzając wewnętrzny spokój, którego nijak nie mogłam zaznać. Potem jednak to cichło, a ja zdawałam sobie sprawę, że chcę pamiętać. Że chcę pamiętać wszystkie chwile z nim. Te dobre, jak i te tragiczne. Po prostu. Pamiętać chwile, kiedy byłam szczęśliwa i smutna. Pamiętać osobie, dzięki której nauczyłam się żyć.
Tamte dni były jednymi z najgorszych, bo właśnie wtedy uświadomiłam sobie, co to znaczy nie czuć dosłownie niczego. Przez pewien czas cieszyłam się z tej pustki. Z tej emocjonalnej nicości, która zawładnęła moim ciałem i umysłem, po tych tonach bólu i cierpień. Pustka była czymś pięknym. Niczym za dotknięciem magicznej różdżki, zabierała wszystkie troski, wprowadzając nieokiełznaną ciemność, która przyćmiewała cierpienie. Ale było to uczucie chwilowe. Złudne. Piękno przerodziło się w złość; złość w strach. Bałam się. Bałam się dosłownie wszystkiego. Nicość zaczęła mnie przerażać tak, jak moja obojętność, której nie potrafiłam się wyzbyć. A ta tylko śmiała się prosto w moje oczy, napawając się moją słabością. Najbardziej żałowałam tego, iż jej posmakowałam. Może gdybym tego nie zrobiła, ta malutka cząstka nicości, która wżarła się we mnie jak trucizna, nigdy by się nie pojawiła.
Było ciężko. Cholernie ciężko. Kurwa, czasami zastanawiałam się, czy takie cierpienie jest w ogóle możliwe. Ono nie było tylko psychiczne. To było jak uzależnienie. Wpadałam w furie, kiedy zbyt długo nie dostałam kolejnej dawki narkotyku. Następnie potrafiłam godzinami wyżywać się w myślach na samej sobie, aby skończyć w łazience pod zimnym prysznicem, powtarzając sobie jak mantrę, że tak musiało być. Czy to było szalone? Oczywiście, ale szalone rzeczy robią tylko wariaci. Ja się nim stałam, kiedy go poznałam. Oszalałam dla niego, dobrze zdając sobie sprawę, jak to się skończy. Ale czy wcześniej na to patrzyłam? Gdybym patrzyła, mogłabym teraz oszczędzić swojego cierpienia. Cierpienia wszystkich wokół. Ale ja ich nie słuchałam. Ślepo lgnęłam do jego osoby, która dawała mi poczucie bezpieczeństwa w swoim chorym, sadystycznym świecie.
Ale dzięki temu uświadomiłam sobie, że musiałam tak postąpić. Musiałam w końcu zakończyć te męki, aby odnaleźć wewnętrzny spokój. Poproszenie, aby Nathaniel odszedł było jedną z najtrudniejszych decyzji, jakie musiałam podjąć w całym swoim osiemnastoletnim życiu, co na swój sposób było zabawne, bo nie wiedziałam, w którym momencie stał się dla mnie kimś, bez kogo nie mogłam żyć. Pamiętałam wiele rzeczy z nim związanych. Pamiętałam nasze pierwsze spotkanie, pocałunki, rozmowy i kłótnie, a za nic w świecie nie mogłam przypomnieć sobie tego momentu, kiedy stał się dla mnie powietrzem, bez którego nie mogłam oddychać. Nie potrafiłam opisać tego, co czułam. Bez niego sekundy zmieniały się w minuty, a te w godziny. Wszystko zlewało się w zamazany obraz, w którym nie potrafiłam niczego dostrzec.
CZYTASZ
Burn The Hell
Teen Fiction~I podpalę nawet piekło, aby tylko znów znaleźć się w twoich ramionach~ Druga część trylogii "Hell". __________ © Pizgacz, 2018/2019