23. Nie odejdę.

525K 13.3K 155K
                                    

Zatrzymaliśmy się przed kamienicą Sheya. Moje serce znajdowało się już gdzieś w gardle, a przyśpieszonego tętna nijak nie mogłam zatrzymać. Przełknęłam ślinę, wpatrując się w stary budynek, który był mi już tak dobrze znany. Ciche westchnięcie Luke'a wypełniło wnętrze dotychczas cichego samochodu. Kątem oka spojrzałam na jego ponurą twarz. Uparcie wpatrywał się w punkt na kierownicy, mrużąc brwi. W końcu uniósł głowę, blokując ze mną spojrzenie.

– Mam do ciebie prośbę, Victoria. – zaczął, na co skinęłam głową. – Proszę cię o jedną rzecz, a mianowicie... Po prostu go zrozum. Nie oceniaj, nie przytakuj tylko postaraj się go zrozumieć.

Z każdym jego słowem zaczynałam denerwować się coraz bardziej. Moje dłonie całe drżały, plecy oblewał nieprzyjemny pot, a ja sama co chwilę przełykałam ślinę. To miała być taka miła i spokojna niedziela, a wszystko diabli wzięli. Naprawdę martwiłam się o Nate'a. W końcu kłopoty bardzo go lubiły, a to było naprawdę poważne. W końcu nie mówiliśmy tu o zwykłych głupotach, a o przestępcach i to naprawdę groźnych, z którymi Nate miał jakieś interesy, a rykoszetem odbiło się to na mnie. To popieprzone.

– Okej, – odparłam i jeszcze raz niepewnie przeskanowałam wzrokiem budynek.

Dasz radę.

Odetchnęłam, a następnie na nogach jak z waty, wyszłam z pojazdu i skierowałam się do wejścia do klatki. Z każdym kolejnym krokiem, było mi coraz bardziej niedobrze. Nawet nie wiem, czego tak naprawdę się bałam. Po prostu przerażała mnie, jaka może okazać się prawda i co ona zmieni. W końcu znalazłam się przed drzwiami do jego mieszkania. Bite pięć minut patrzyłam pustym wzrokiem w brązowe drewno, błagając w myślach, aby to wszystko się jakoś popieprzyło. By chciał rozmawiać bez kłótni i krzyków i wszystko mi wyjaśnić, bo po tamtym nieszczęsnym incydencie, wyjaśnienia mi się należały.

Niepewnie nacisnęłam dzwonek. Słyszałam tylko krew szumiącą w moich uszach. Z każdą kolejną sekundą nic się nie działo, więc ponowiłam próbę, coraz bardziej zdeterminowana. Cholera, wiedziałam, że mogło go nie być. Niewiele myśląc, chwyciłam klamkę i nacisnęłam ją, gotowa na blokadę, jednak ku mojemu zdziwieniu, zamek ustąpił. Zmarszczyłam brwi, popychając delikatnie ciemne drewno. Od razu dotarł do mnie zapach, jaki panował tylko w jego mieszkaniu. Zapach Sheya, który przesiąkł na wnętrze. Odetchnęłam i weszłam do środka, zamykając za sobą drzwi. Objąwszy się swoimi ramionami, skierowałam niepewne kroki wąskim korytarzem, rozglądając się na boki.

W mieszkaniu jak zwykle panował idealny porządek, godny tego pedanta. Prócz swoich kroków i bicia serca, nie słyszałam niczego innego, toteż wydawało mi się, że może go nie być. Tylko on nigdy nie zostawiał otwartych drzwi... Weszłam do salonu, gdzie również nie było żywej duszy. Spojrzałam na skórzany narożnik oraz plazmę naprzeciw. Do mojej głowy od razu wpadło wspomnienie, kiedy to graliśmy tu po naszej zgodzie niecałe dwa miesiące wcześniej. Uśmiechnęłam się delikatnie do samej siebie.

– Nate? – zapytałam w przestrzeń, mocniej zaciskając dłonie na swoich ramionach. Mój głos był słaby i zachrypnięty. – Nate, jesteś tu?

Podeszłam jeszcze kilka kroków, spoglądając na jasną kuchnię. Wzdrygnęłam się, o mało nie krzycząc, kiedy zobaczyłam go w pomieszczeniu. Stał bokiem do mnie, a przodem do dużego okna, przez które spoglądał. Nadal stał w kurtce i butach. Dłonie umieścił w kieszeniach czarnych jeansów. Wyraz jego twarzy nie wyrażał absolutnie niczego. Po prostu stał, pustym wzrokiem wgapiając się w widok za szybą. Przełknęłam ślinę, taksując wzrokiem jego wysoką, wyprostowaną sylwetkę. Nie ruszyłam się nawet o krok, chociaż wszystko, czego w tamtym momencie chciałam, to podejść do niego i przytulić go najmocniej, jak mogłam. Chciałam, aby zapewnił mnie, że już wszystko w porządku, a ja jestem bezpieczna. Że nikt mnie już nie skrzywdzi. Tak bardzo tego pragnęłam.

Burn The HellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz