7. Prawda ujrzała światło dnia

642 39 1
                                    

*Franky*

Po dzisiejszym dniu czułam, że muszę odreagować, więc postanowiłam wykonać swoją mocarną serię ćwiczeń trochę wcześniej, niż zwykle. To właśnie okazało się być moim wielkim błędem. Byłam w trakcie wyładowania energii, kiedy usłyszałam coś, czego miałam nadzieję nigdy tu nie usłyszeć: 

- O CHOLERA!!! - po pokoju rozległ się spanikowany głos. Momentalnie się odwróciłam i spojrzałam na przerażonego Jaka. O nie, tylko nie to! Mój brat próbował coś powiedzieć, ale biorąc pod uwagę jego stan, wydał z siebie jedynie bliżej nieokreślone dźwięki. Szybko wylądowałam na podłodze, a lewitujące wraz ze mną, przedmioty wróciły na swoje miejsce. Przestałam się też świecić na zielono, jednak chłopak nadal patrzył na mnie, jak na ducha. 

- Jake, ja ci to wszystko zaraz wytłumaczę. - odezwałam się w końcu. 

- ERIC, KATE!!! - po jakiejś chwili chłopak się otrząsnął i niespodziewanie rzucił do ucieczki. Na całe szczęście ja byłam szybsza. Za pomocą telekinezy zaciągnęłam go z powrotem do pokoju, po czym zamknęłam drzwi i zastawiłam je dodatkowo łóżkiem. Teraz, jak będzie chciał stąd uciec, będzie musiał się trochę namęczyć. - JAK TY TO ROBISZ?!! - Jake żywo wymachiwał rękami, pokazując na cały mój pokój. - Ty... latałaś! Wszystko tu latało! Ja... ja też latałem?!!! Do tego świeciłaś się, jak jakiś przybysz z obcej planety! I... I DLACZEGO MNIE TU ZAMKNĘŁAŚ?!! Zamierzasz pożreć mi mózg, czy coś?! - on musi ograniczyć czytanie komiksów, naprawdę musi. 

- Jake uspokój się. Ściągnęłam cię tu z powrotem telekinezą, bo chcę ci to wszystko wyjaśnić. Proszę cie, pozwól mi na to. Proszę! - starałam się do niego mówić najspokojniej, jak się tylko dało. Chciałam mu w ten sposób pokazać, że nie zamierzam zrobić mu krzywdy. Chyba podziałało, bo Jake skinął głową na znak zgody. Oboje więc usiedliśmy na nadal przesuniętym pod drzwi, łóżku. Wzięłam swoje sztuczne włosy do ręki, a mój brat wytrzeszczył oczy. 

- Nosisz perukę?! - zapytał zaskoczony. 

- Po tym, co widziałeś, to cię tak dziwi? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie. 

- Myślałem, że potrafisz w jakiś dziwny sposób zmieniać sobie kolor włosów. 

- Nie, zmieniają się wyłącznie na zielony. Wtedy też się świecą. - naprostowałam. Między nami nastała chwila niezręcznej ciszy. Zastanawiałam się, jak ubrać w słowa to, co chcę powiedzieć. W prawdzie myślałam o tym, czyby komuś nie wyznać całej prawdy, ale nigdy nie wyobrażałam sobie przebiegu tej rozmowy. - Posłuchaj, ja... Wszystko to co o mnie wiecie w znacznej większości jest jednym wielkim kłamstwem. 

- Tak, do tego już sam doszedłem. 

- No właśnie. Tak naprawdę nie wychowywałam się w sierocińcu o zaostrzonym rygorze. Ta kobieta, która mnie tu przywiozła, też nie była pracownicą biura adopcyjnego. Większość swojego życia spędziłam w tajnej bazie wojskowej. Ze względu na moje nadludzkie zdolności byłam wykorzystywana do różnych testów i eksperymentów, ponieważ chcieli zrobić ze mnie niebezpieczną broń. Dlatego nigdy nie chodziłam do szkoły. Zamknęli mnie i nie zamierzali wypuścić. 

- Twoi rodzice na to wszystko pozwolili?! - spytał zdziwiony. 

- Mojej mamy nie pamiętam, a mój ojciec siedzi w więzieniu. To właśnie on rozpoczął na mnie nielegalne eksperymenty. Przez niego jestem, jaka jestem. - wyjaśniłam, nie roniąc ani jednej łzy. Jakoś sprawa moich rodziców przestała mnie już ruszać. Teraz jednak zaczynam obawiać się czego innego. Mieszkam tu niezwykle krótko, a Hunterowie już zaczęli traktować mnie, jak członka rodziny. Czy toby się zmieniło, gdyby dowiedzieli się prawdy? Zobaczymy, jak będzie z Jakiem. 

Hunter Street : Bezcenny skarbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz