*Kate*
Gdy dzieciaki poszły do szkoły, zabrałam się za sprzątanie po śniadaniu. Jednak zamiast skupić się na pracy, zwróciłam uwagę na przygnębiony wyraz twarzy męża.
- Eric, czy wszystko gra? - przysiadłam się do niego.
- Taak, tylko... martwi mnie sprawa Franky. - powiedział, po czym ciężko westchnął.
- Kochanie, ja też jestem w szoku, po tym czego się dowiedzieliśmy, ale to nic nie zmienia. Ona wciąż jest naszą córką.
- Tak, wiem. Ja również tak uważam. Chodzi o to, że dziś rano dzwonił do muzeum jej biologiczny ojciec. - na jego słowa wytrzeszczyłam oczy ze zdziwieniem. Franky powiedziała nam, że to właśnie on stoi za tym, że jest jaka jest.
- Czego chciał? - spytałam, nie ukrywając przerażenia.
- Chciał spotkać się z Franky. - po tym wszystkim co on jej zrobił, miałabym mu na to pozwolić?
- Nie zgadzam się na to. Przecież to własnie on...
- Wiem, ja też mu nie ufam, ale jeśli istnieje cień szansy, że rzeczywiście się zmienił... Nie możemy zakazać Franky spotkania się z nim. - miałam codo tego mieszane uczucia. Jeśliby to ode mnie zależało, za nic w świecie nie pozwoliłabym mu się zbliżyć do córki, ale przecież ta decyzja nie należy do nas.
- Zrobimy tak. Powiemy Franky, że jej ojciec chce ją widzieć. Jeśli będzie chciała się z nim spotkać, nie będziemy stawać jej na drodze. Jeśli nie, zapomnimy, że kiedykolwiek się z nami kontaktował.
- Myślisz, że to dobry pomysł, żeby jej o tym mówić? Wiesz, że jest przerażona tym, co się z nią kiedyś działo.
- Wiem, ale obawiam się, że nie mamy innego wyjścia.
*Franky*
Po raz pierwszy odkąd zaczęłam chodzić do szkoły, przyszłam z niej w pełni zadowolona. Mój nastrój nie spowodowała piątka z historii, którą dostałam z kartkówki. Cieszyłam się z tego, że jestem na jutro umówiona z Johnym. I pomyśleć, że jeszcze tydzień temu pewnie umierałabym z przerażenia. Myślałam, że nic nie zdoła zepsuć mi tego dnia. Myliłam się.
- Franky, czy mogłabym cię na chwilę prosić? - spytała Kate, gdy przekroczyłam próg domu.
- Jasne. - powiedziałam i udałam się za kobietą.
W kuchni
- Tooo, o co chodzi? - spytałam, gdyż dostrzegłam, że Kate zbiera się w sobie, żeby powiedzieć mi, to co ma do przekazania. Dziwne, bo zwykle to ja nie potrafię się wysłowić.
- Usiądź, proszę. - wykonałam polecenie kobiety, cały czas niepewnie na nią spoglądając. Ciężko było mi ocenić, czego mam się spodziewać po jej wyrazie twarzy. - Słuchaj, nie wiem, jak mam ci to powiedzieć. Może powiem wprost. Dzwonił dziś do nas twój biologiczny ojciec. Chce się z tobą spotkać. - na jej słowa zamarłam. Dobrze, że siedziałam, bo w przeciwnym razie ta informacja zwaliłaby mnie z nóg.
- A-ale jak to? To niemożliwe, przecież mój ojciec siedzi za to, co mi zrobił! - powiedziałam, starając się opanować targające mną emocje. Człowiek, który zmienił mnie w to coś, wie, gdzie mnie szukać. Skąd ma te informacje? Od policji ich nie dostał, przecież oni sami nie wiedzą, gdzie się podziewam. Generał Wolfgang i Kira o to zadbali.
- Franky posłuchaj mnie. Jeśli nie chcesz, nie musisz się z nim widzieć. To zależy tylko i wyłącznie od ciebie. Nie masz się też czego bać. Z nami nic ci nie grozi. Jesteś tu bezpieczna. Pamiętaj o tym. - przytaknęłam głową na znak, że rozumiem. To wszystko jednak nie miało sensu. Po tych wszystkich latach mój ojciec nagle się zjawia i oświadcza, że chce się ze mną widzieć, i to jeszcze w momencie, kiedy wszystko zaczęło się układać.
CZYTASZ
Hunter Street : Bezcenny skarb
FanfictionCześć, nazywam się Franky... po prostu Franky. Gdy miałam sześć lat, amerykańskie wojsko wyciągnęło mnie z łap szalonego naukowca i zamknęło w swojej tajnej bazie. Moja codzienność to liczne badania i treningi z wykorzystaniem moich nadludzkich zdol...