Dokładnie piątego listopada Leondre oraz Sage stanęli przed szkołą, czekając aż wszystkie osoby, które miały jechać do Swansea się w kóncu zbiorą
Po pół godzinie czekania weszli do autokaru, który miał ich przetransportować na lotnisko, z którego mieli lecieć do wyznaczonego miejsca
Wszyscy byli podekscytowani wizją dwóch tygodni bez rodziców. Mimo tego, że teoretycznie nauczyciele się nimi opiekowali to również zdawali sobie sprawę z tego, że dorosłych nie będą interesować poczynania nastolatków, co oczywiście wszystkich cieszyło
Kiedy cała grupa znalazła się na lotnisku, opiekunowie powiadomili podopiecznych, że mają się stawić o godzinie 1, przy bramce numer sześć
Para przyjaciół postanowiła pochodzić pójść coś zjeść, gdyż oboje nie jedli śniadania
Usiedli w kawiarni, w której było najmniej osób i rozpoczęli swoją rozmowę
—Ale się cieszę, że będziemy razem przez dwa tygodnie—farbowany ucieszył się jak dziecko, co rozbawiło szesnastolatkę
—Czy ty naprawdę myślisz, że przy pierwszej lepszej okazji, kiedy będziemy sami oddam się tobie?
—A ty ciągle o tym—westchnął—Chcę cię lepiej poznać, dotrze to kiedyś do ciebie?
Dziewczynie zrobiło się głupio, bo Leo coraz bardziej się otwierał a ona ciągle się obawiała
—Masz rację, przepraszam
—Nah, bo przecież nawet mój własny przyjaciel cię przede mną ostrzegał. Dobrze, że jednak jesteś tu teraz ze mną
Rozmawiali o jakichś głupotach, czekając na jedzenie, ale Sage przez cały czas zastanawiała się, czy Leo też na niej zależy
Godzinę później wyszli z kawiarni i udali się do bramki z numerem sześć, gdzie mieli zamiar przeczekać cały wolny czas aż do 1
O dziwo czas szybko zleciał i w mgnieniu oka znalaźli się w samolocie. Nienawidziła podróży tym środkiem lokomocji, więc próbowała zasnąć, co na szczęście się jej udało
Nauczycielka obudziła ją przy lądowaniu, za co dziewczyna była jej dozgonnie wdzięczna. Sage miała bardzo twardy sen
Dwie godziny później cała grupa znalazła się w ośrodku, który wyglądał całkiem przyzwoicie
Szarowłosej przydzielono pojedynczy pokój, ponieważ została wyczytana na liście jako ostatnia osoba
Od opiekunów dostali informacje, że do końca dnia mają wolne, co wszystkich bardzo ucieszyło
Sage lubiła samotność. Pomyśleć sama, w spokoju, bez nikogo. Miała tym razem zrobić tak samo. To była dla niej swego rodzaju terapia
Około godziny dwudziestej pierwszej usłyszała pukanie, więc zwlokła się z wygodnego łóżka i otworzyła drzwi
Przed nią stał nie kto inny jak Leo, który trzymał w ręku bukiet czerwonych róż
Sage zamurowało. Nie wiedziała, co ma zrobić, powiedzieć. Nic. Zupełnie
—Ugh, nie każ mi tego mówić. Poprostu powiedz to magiczne tak i mnie pocałuj
—Tak—odpowiedziała tym razem bez żadnego zastanowienia i wpiła się w usta farbowanego blondyna
Ten pocałunek był zupełnie inny niż poprzednie
Ten zawierał jakieś uczucia
CZYTASZ
𝙗𝙖𝙗𝙮 𝙬𝙚 𝙡𝙤𝙨𝙩 𝙞𝙩
Fanfiction𝙡𝙚𝙤𝙣𝙙𝙧𝙚 𝙙𝙚𝙫𝙧𝙞𝙚𝙨 𝙛𝙖𝙣𝙛𝙞𝙘𝙩𝙞𝙤𝙣 od początku było wiadomo, że długo trwać nie będą