Rozdział 14

1.4K 50 10
                                    

Wtulona dalej w tatę przypominały mi się wspaniałe wspomnienia z nim, drużyną. Kiedy gdy miałam pięć lat i bałam się burzy, tata zaprowadził mnie do Thora i ten mi wyjaśnił i pokazał, że to on robi burzę. Jak śmialiśmy się że mały piorun uderzył w tatę i miał on przez to sterczące włosy.
 Jak tata zabrał mnie na trening gdy miałam osiem lat i założył się z Clintem, że wygra z Natashą bez zbroi. Specjalnie wkurzał Nat aby ta z  nim powalczyła pewien że wygra, a skończyło się na tym, że Natasha skopała tyłek tacie.
Jak siedziałam w laboratorium w wieku 12 lat i pomagałam tacie i Bruce'owi w eksperymentach. I przez przypadek połączyłam złe substancje przez co mieliśmy mały wybuch, a później się z tego śmialiśmy.
Miałam z nimi wspaniałe wspomnienia, ale jednak chciałabym poznać swoją przeszłość. W końcu kto by nie chciał?

- Tato- szepnęłam. Podniósł wzrok i spojrzał mi w oczy.

- O co chodzi córeczko?- zapytał. Uśmiechnęłam się. Wzięłam głęboki wdech i zapytałam:

- Czy mógłbyś mi powiedzieć...- zawahałam się- jak umarła moja mama- wyrzuciłam szybko. Westchnął i odsunął się trochę ode mnie.

- To było prawie szesnaście lat temu. Mieliśmy rozwalić jedną z baz Hydry. Niby jedna z wielu takich samych misji... Ale nie tym razem. Szedłem podziemnym korytarzem szukając pomieszczenia, w którym ukrywali broń, albo jakieś ważne dokumenty. Nagle z za zakrętu wypadła na mnie kobieta. Na rękach trzymała zawiniątko. Kiedy mnie zobaczyła, oglądnęła się szybko i z powrotem spojrzała na mnie...

Wspomnienie Tony'ego:

Nie rozumiałem o co w tym chodzi. Ona miała kombinezon Hydry, ale nie wyglądała na złą, była raczej  wystraszona. Miała 26, 27 lat może trochę więcej.

- Proszę cię, weź ją. Ona musi żyć- mówiła szybko. Nic nie rozumiałem. Kogo mam wziąć? Kto musi żyć? Kobieta ciągle oglądała się za siebie, jakby się bała, że ktoś tu zaraz przyjdzie.

- Uspokój się. Powiedz kogo muszę stąd wziąć - starałem się ją uspokoić, ale ona wcisnęła mi w ręce zawiniątko. Dopiero teraz zauważyłem, że to tak naprawdę dziecko. Dziewczynka.

Kobieta nagle upadła. Dopiero teraz zauważyłem, że ma poważną ranę na brzuchu. Uklęknąłem przy niej z maleństwem na ręku.

- Spokojnie zabiorę stąd ciebie i małą- powiedziałem, ale ona pokręciła głową.

- Mi już nie pomożesz, ale proszę cie zaopiekuj się nią. Obiecaj mi to- powiedziała patrząc mi w oczy. Zerknąłem na śpiącą małą, była taka urocza. - Obiecaj mi, że się nią zajmiesz- powtórzyła. Z Powrotem spojrzałem na nią.

- Obiecuje- powiedziałem, a ona się delikatnie uśmiechnęła. Nagle zza zakrętu wypadł agent Hydry i wymierzył do mnie z pistoletu (Tony nie ma na sobie zbroi). Strzelił, a ja odwróciłem się zasłaniając dziecko. Jednak zamiast poczuć jak kula wchodzi we mnie, to usłyszałem jakby dwie osoby upadły na podłogę. Odwróciłem się i zobaczyłem leżącego agenta ze sztyletem wbitym w gardło, a ona jak wcześniej leżała po mojej lewej, teraz była po mojej prawej. Wyglądało na to, że skoczyła pomiędzy mnie a agenta i dostała kulą  zamiast mnie i dodatkowo rzuciła w niego sztyletem sztyletem. Podszedłem do niej i klęknąłem przy niej. Nie było dla niej szans. Poważna rana na brzuchu i jeszcze postrzał w klatkę piersiową. Zaczęła coś cicho mówić. Schyliłem się aby usłyszeć.

- Ona... Ma na imię... Izabella... Dzisiaj kończy pół roku... Zaopiekuj się nią- szeptała. A więc mała ma pół roku i ma na imię Izabella.

- A ty jak masz na imię?- spytałem. Chciałem wiedzieć jak mam ją pochować

-Sygin...- wyszeptała. Oczy jej się zamknęły i przestała oddychać. Nagle w odezwał się głos Natashy z mojego komunikatora.

~ Stark, gdzie jesteś? Zaraz odlatujemy

~ Poczekajcie na mnie chwilę

~ Przecież możesz dolecieć

~ Tak się składa, że nie mogę

~ Coś ci się stało?- dołączył się Steve

~ Po prostu poczekajcie na mnie- powiedziałem. Ruszyłem w stronę wyjścia

Kiedy  doszedłem do quinjeta (chodziło mi o ten ich samolot) w moją stronę wyszli Steve i Natasha.

- Tony gdzie twoja zbroja?- zapytał Steve.

- Co ty tam masz- zapytała Natasha podchodząc do mnie. Kiedy zobaczyła co trzymam zrobiła wielkie oczy i spojrzała na mnie.

- Skąd masz to dziecko?- Steve gdy to usłyszał też do mnie podszedł.

- Wejdźmy do środka tu jest zimno

W środku wszyscy patrzyli na mnie. Wytłumaczyłem co się stało. Mała nagle zaczęła się wiercić, więc oddałem ją Clintowi, w końcu ma dzieci, więc wie jak się nimi zajmować. Wystartowaliśmy. Po kilku minutach mała zaczęła płakać. Clint próbował ją ukołysać, ale to nic nie dało. Oddał na chwilę ją Natashy, aby poszukać czegoś do jedzenia, jakieś kanapki albo czegoś takiego. Mała darła się nawet u Natashy, mimo że ta ją kołysała, chodziła z nią i pokazywała różne w miarę "bezpieczne" rzeczy. W końcu się wkurzyła i oddała mi małą. Kiedy wziąłem ją na ręce, od razu przestała płakać i spojrzała w na mnie swoimi zielonymi oczami. W pewnym momencie uśmiechnęła się do mnie. Miała taki uroczy uśmiech. Wszyscy patrzyli na mnie i na nią z szeroko otwartymi oczami.

- No proszę, kto by się tego spodziewał-"

Koniec wspomnień

- Potem załatwiliśmy wszystko z Fury'm . W dokumentach wpisaliśmy mnie jako ojca, a Sygin jako matkę. Dzięki temu, że powiedziała wtedy, że kończysz pół roku to mogliśmy wyznaczyć  datę twoich urodzin- skończył tłumaczyć. Nareszcie poznałam prawdę, ale coś mi się nie zgadzało.

- Skoro mama naprawdę nie żyje, to czemu nigdy nie zabrałeś mnie na jej grób?

- Kiedy wróciliśmy tam po ciało Sygin... Nigdzie go nie było, zupełnie, jakby... rozpłynęło się w powietrzu- przerwał na chwilę i spojrzał na mnie z czułością- Na dzisiaj starczy. Idź się położyć- wstałam i dałam mu buziaka w policzek.

- Dobranoc tato

- Dobranoc kochanie




Przepraszam

Przepraszam

Przepraszam

Rozdział miał być wcześniej, ale miałam blokadę twórczą , mam nadzieję że zrozumiecie.

Tak wiem że rozdział do dupy


Adoptowana || ZAWIESZONE ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz