Rozdział 34

666 29 14
                                    

Wyszłam właśnie spod prysznica i ubrałam czyste ciuchy, bo te wcześniejsze całe ubrudził Clint, kiedy mnie dopadł mnie w windzie. Założyłam czarną krótką spódniczkę i czarną bluzkę z dekoltem i rękawami do łokci. Całość wyglądała jakbym miała sukienkę, a nie bluzkę i spódniczkę. Do tego czarne nie wysokie szpilki. Włosy które sięgały mi już do prawie do tyłka potraktowałam lokówką i zrobiłam przedziałek na lewą stronę. Zebrałam włosy z lewej strony spiełam wsówką. Makijażu nie robiłam za mocnego. Tylko puder, aby się nie błyszczeć, pomadka w kolorze ciemnego różu, tusz do rzęs i cienie do powiek. Całość jak zwykle prezentowała się bardzo ładnie. Czemu się tak stroje? Bo tata wymyślił sobie, że urządzi imprezę bezalkoholową na pożegnanie. Tylko ja, Avengers i może Fury. Bez Petera. Co dzień chciałam zadzwonić do niego pogadać, ale jak brałam telefon w rękę to zaczynałam mieć wątpliwościami i jednak nie dzwoniłam. Jestem zwykłym tchórzem. Tak jesteś tchórzem.  I ten głos w głowie. Nie daje mi spokoju od sześciu dni. I nie dam ci spokoju. Wal się. Jesteś po prostu małą tchórzliwą dziewczynką. Przestań. Dlaczego? Ty masz niby być córką potężnego boga? Wiesz ilu on zabił? I jakoś nie ma wyrzutów, a ty? Zabiłaś kobietę, która zniszczyła życie twojej matce i twojemu prawdziwemu ojcu, chciała cię zabić i masz wyrzuty sumienia? Zwykłą boi dupa z ciebie.

- Gotowa?- zapytał tata, którego głową wyłoniła się zza drzwi. Przerwałam kłótnie, samą sobą i kiwnełam głową, a ten otworzył szerzej drzwi i zmierzył mnie wzrokiem.- Wyglądasz ślicznie. Chodź bo reszta się niecierpliwi- wyszłam z nim z pokoju i skierowaliśmy się do windy, która pojechaliśmy na piętro z salą specjalnie przystosowaną do imprez. Czyli był w niej barek, wysokie krzesła, jakieś kanapy i taras z trochę wyższa balustradą ze wzmacnianego szkła, aby zminimalizować, że ktoś wypadnie przez nią po pijaku. W końcu upadku z 42 piętra raczej nikt nie przeżyje. Za barkiem stała Nat, a chłopaki siedzieli na kanapach. Powiedziałam tacie, że pomogę Natashy, na co kiwnął głową i sam skierował się do chłopaków. Ja za weszłam za bar i stanęłam przy kobiecie.

- W czym pomóc?

- No w końcu ktoś do pomocy muszę zrobić sześć bezalkoholowych drinków...

- Siedem, dla mnie mohito- spiorunowała mnie wzrokiem. Na co szybko podniosłam ręce w gescie obronnym. - Dobra, sama sobie zrobię- powiedziałam i wzięłam limonkę.

- To zrób mi i Bruce'owi jeszcze

- Wiesz co? Najlepiej zrobię cały dzbanek- spojrzała na mnie i coś chyba kalkulowała w głowie.

- To dobry pomysł - stwierdziła i zabrała się za robienie drinków.

Kiedy skończyłyśmy zaniosłyśmy napoje na tacach, postawiłyśmy na stołach i usiadłyśmy przy chłopakach.

- I jak młoda, spakowana? - zapytał wesoło Clint. A jego dobry humor był spowodowany tym, że ubrudził mnie całą nie dość, że barwnikiem to jeszcze zaciągnął mnie do kuchni i wysypał na mnie całą mąkę, oblał mnie wodą i roztłuk mi jajka na głowie. Po tem była wielka bitwa w której ucierpiały: kuchnia, salon, korytarze, winda, a nawet i łazienki. Wszędzie było pełno mąki, cukru, ryżu, soli, skrobi ziemniaczanej, jajek, barwników, mleka i bitej śmietany, a gdzie nie gdzie znaleźć można było jeszcze makaron. Ale najgorzej i tak miałam ja, ponieważ byłam chodzącym potworem, włosy, moje piękne włosy były całe w zaschniętej mące, która naprawdę ciężko jest całkowicie usunąć z głowy. Pod prysznicem spędziłam chyba godzinę doprowadzając się do porządku. A ten  głupek jeszcze się że mnie teraz śmieje o nie tak nie będzie. Nie wiem nawet jakim cudem mi się to udało, ale na twarzy Bartona zaczął pojawiać mocny makijaż. Najpierw widać było jak podkład rozprowadza się po twarzy sprawiając, że wyglądał jak porcelanowa laleczka z prawie białą skórą, dużo bronzera, różu i rozświetlacza i do tego smoky eyes i czerwona szminka. Z trudem powstrzymałam się od parsknecia śmiechem. Żeby mój plan zemsty się udał weszłam do głów wszystkich oprócz obiekt mojej zemsty i "powiedziałam" im żeby nie śmiali się z Bartona bo to moja zemsta i on nic na razie wiedzieć nie może. Z ogromnym trudem przyszły im starania, aby się nie zaśmiać. A Clint wyglądał komicznie z makijażem. Niczego nie świadomy dalej z nami gadał i pił, aż w końcu Thor powiedział że już czas. Wszyscy poszliśmy na dach, po drodze zachodząc do mojego pokoju abym zabrała torbę. Ostatni raz spojrzałam na mój pokój. Wiedziałam, że tu wrócę. Stanęliśmy na dachu, a w moich oczach pojawiły się łzy. Nie miałam już tu mieszkać, nie miałam codziwnnie oglądać ich twarzy, nie miałam codziennie się z nimi kłócić, bić i trenować. Nawet nie wiem, kiedy z moich oczy zaczęły wypływać łzy. Niekontrolowałam tego. Zaczęłam się z nimi żegnać. Najpierw że Stevem, który przytulił mnie mocno i zapewnił że tutaj zawsze będą na mnie czekać i zawsze mogę tu wrócić. Potem Clint, który również mocno mnie przytulił i powiedział bym uważa na siebie. Następny był Bruce, też mnie przytulił powtórzył to co mówili jego poprzednicy. Potem Natasha objęła mnie mocno i szepnęła mi do ucha " nie daj się tam i pamiętaj walcz o swoje" uśmiechnęłam się do niej przez łzy i zauważyłam że jedna łezka spłynęła po jej policzku. Na końcu był tata. Stanęłam przed nim. Przyłożył swoją dłoń do mojego policzka, a ja przymknęłam oczy i wtuliłam się w jego rękę. Otworzyłam oczy i spojrzałam w jego czekoladowe tęczówki. Przygarnął mnie do siebie i przytulił mnie tak mocno, że czułam jakby zaraz żebra mi miały pęknąć, ale nie przeszkadzało mi to.

Adoptowana || ZAWIESZONE ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz