Rozdział 36

694 33 11
                                    

Wypakowałam swoje kosmetyki do szafki w łazience, a pozostałe rzeczy schowałam w szafkach w pokoju. Moją uwagę przykuł strój wiszący na drzwiach szafy. Z wyglądu przypominał trochę strój Lokiego. Strój składał się ze spodni z materiału wyglądającego na skórę i wyglądały na mocno opinające nogi. Góra składała się z bluzki z małym okrągłym dekoltem i długim rękawem, także wyglądała na zrobioną ze skóry i miała jeszcze takie jakby wstawki z utwardzonego materiału na łokciach, ramionach i piersiach. Pod strojem stały jeszcze buty na wzor naszych ziemskich kozaków, tylko były sznurowane i były chyba jakoś utwardzone, czy jak to się tam nazywa. Podeszwa była płaska i miała jakieś z 2 cm. Podniosłam jednego kozaka i zaczęłam go oglądać. Złapałam w pewnym momencie za cholewkę i wyszyłam skrytkę na broń.

Ktoś zapukał do drzwi. Krzyknęłam " Proszę" i wróciłam do przeglądania szafy z asgardzką odzieżą.

- Podobają ci się? - usłyszałam damski głos. Odwróciłam się w kierunku drzwi, stała tam Frigga, a mimo jej promiennego uśmiechu i roześmianych oczu, w których tańczyły wesołe iskierki można, było można poczuć jej potęgę i wielką moc. Loki mi mówił kiedyś, że każde boskie stworzenie i mag ma taką aurę otaczającą go i ona zawsze zostaje po rzuceniu jakiegoś zaklęcia. Każdy ma inny kolor, ale tylko doświadczony czarodziej może ją zobaczyć. Moja aura ma kolor morski, taki niebieski zmieszany z zielonym. Lokiego jest zielona.

- Bardzo, ale... Nie jestem przyzwyczajona do noszenia w kółko sukienek--odpowiedziałam szczerze. Na Ziemii sukienki zakładałam bardzo rzadko, lepiej się czułam w spodniach

- A kto ci kochanie powiedział, że musisz je nosić cały czas? W tamtej szafie- wskazała na szafę stojąco niedaleko tej co teraz przeglądałam.- Masz spodnie, koszule, buty; więc nie jesteś skazana tylko na ten jeden rodzaj ubioru. Masz jakieś plany jak spędzić teraz czas?- zapytała.

- W zasadzie tak Pani.. Znaczy Friggo... To znaczy- miotałam się. Chyba pierwszy raz mam taki problem z wysławianiem się.

- Po prostu babciu skarbie


Nie wiedziałam, gdzie znajduje się arena na której miałam się spotkać z Lokim, Thorem i ich przyjaciółmi. Mijali mnie co jakiś czas strażnicy, ale tak trochę bałam się ich zapytać. Wolałam udawać, że wiem gdzie idę i podziwiać jakieś kwiatki w ogrodzie. Kiedy mijałam kolejna parę strażników, ci zaczęli mi się przyglądać i nie za bardzo im wychodziło ukrywanie tego. Ja za to zaczęłam spoglądać na fioletowe kwiaty rosnące przy ścieżce. Tak się starałam nie patrzeć na nich że nawet nie zauważyłam jak wpadłam na kogoś. Wydawało mi się, że polecę i nie myliłam się stłukłam sobie boleśnie tyłek i do tego lewa ręka mnie bolała, bo próbowałam zamortyzować nią upadek. Podniosłam wściekły wzrok na sparwce mojego upadku. Brunet wyciągał do mnie dłoń chcąc pomoc wstać. A że u mnie obudził się tryb obrażonej, obrzuciłam tylko spojrzeniem jego dłoń i prychnęłam. Podniosłam się sama i patrzyłam mu w oczy, które swoją drogą miały bardzo ładny brązowy odcień. Zagryzł wargę i zabrał dłoń uśmiechając się.

- Nic ci się nie stało?- zapytał. Mruknęłam tylko "nie nic", uniosłam podbródek i chciałam odejść, ale poczułam tylko uścisk na ramieniu. W ułamku sekundy złapałam za jego umięśnione ramię i wykręciłam je, ale on zamiast klęknąć i choćby zasyczec z bólu to wywinął się złapał mnie tak, że moje plecy i jego tors oddzielała tylko moja ręka zgięta w łokciu i trzymana przez niego, a drugą dłoń położył na moim brzuchu. Próbowałam się szarnac, ale z każdą moją próbą zwiększał moc uścisku.

- A może tak jakieś przepraszam, księżniczko?- zapytał i delikatnie poluzował uścisk, a ja już naprawdę zdenerwowana wyrwałam się.

- Przepraszam? A niby za co? To ty do cholery wpadłeś na mnie i mnie wywaliłeś!

Adoptowana || ZAWIESZONE ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz