Rozdział 31

831 25 3
                                    

Pov. Bella

Ciemność, ciemność i jeszcze raz ciemność.
A, i jeszcze ból głowy. To jedyne co czułam.
A jednak nie, czuję jeszcze moje ręce i nogi. Mogę nimi ruszać, okej, teraz trzeba podnieść powieki. Próbuje raz, nic z tego, próbuje drugi raz, delikatnie mi się podnoszą, ale po chwili upadają. Dobra, do trzech razy sztuka. Hurra!! Chociaż nie, nie hurra. Od teraz nienawidzę światła.

Pov. Loki

Zobaczyłem, że Bella się wybudza. Czas działać. Otworzyłem delikatnie drzwi, a im "powiedziałem" tylko: idziemy. Najchętniej bym ich tu zostawił, ale i tak by za mną poszli.

Schodziliśmy po cichu po schodach, drzwi prowadzące na dwór były wyważone. Wychyliłem się sprawdzając czy nic nie leci i prawie od razu schowałem się z powrotem

Steve# Co jest?

Loki# Moja kiepska podróbka wraca

Tony# No to ją załatwimy- strzeliłem sobie... jak to się mówi...eee... Facepalma. Czy ten pseudo geniusz nie może choć przez chwilę pomyśleć.

Loki# Ktoś, kto sprowadził tu Bellę ma poniekąd kontrolę nad co się dzieje.

Clint#  Czyli?

Loki# Czyli mógł sprawić, że moja podróbka jest na przykład dużo silniejsza od oryginalnego mnie, może mieć więcej mocy albo mogła nawet sprowadzić tu inne istoty, które mogły by nas zabić w jednej chwili

Clint# Aaa... Okej

Loki# Wszystko wyjaśnione?

- Chyba jeszcze nie wszystko- wszyscy wyciągnęliśmy bronie. Tego nie przewidziałem. Moja podróbka stała teraz przed nami w dłoni trzymając berło, za którym tak tęskniłem.- Pani mówiła że się zjawicie, ale nie sądziła, że w takim składzie

- Jaka Pani?- wykrzyczał Anthony. Emocje zaczynały brać nad nim górę. Musiał je opanować, gdyż mogło się to dla nas źle skończyć. Zaatakowałem go sztyletem, który zmaterializował się w mojej dłoni. Może i nie zrobiłem mu większej krzywdy, ale przynajmniej  będzie przez jakiś czas nieszkodliwy. Wyszliśmy z budynku zwracając na siebie uwagę wszystkich stworów znajdujących się w pobliżu. Zaatakowali nas, a my nie pozostaliśmy dłużni. Uwielbiam walkę.
Kto by pomyślał, że będę walczył z moimi wrogami ramię. Robię to w słusznym celu. Dla Izabelli. Dla mojej córki. Tylko po to tu jestem. Tylko ze względu na nią znoszę tych bohaterów i nie próbuję ich zabić.
Ciąłem, pchałem i raniłem wszystkich wrogów, którzy znajdowali się w pobliżu mnie. Niektórzy mogliby pomyśleć, że wpadłem w jakiś trans walcząc, a tak naprawdę wszystkie moje ruchy były wykonywane z precyzją i nie traciłem kontroli nad swoim zachowaniem


- Idziemy!- krzyknąłem do reszty i wskazałem dłonią na budynek. Nie było już sensu używać telepatycznego połączenia. Nie musieliśmy już być cicho. Po woli przesuwaliśmy się w stronę żelaznych drzwi, które jak na razie były naszą jedyną przeszkodą. Oglądnąłem się, odnajdując wzrokiem siedemnastolatka. Walczył właśnie wręcz z jakimś stworem. To Peter cały czas atakował a stwór się cofał nie dając rady szybkim ruchom chłopaka połączonymi z siłą, może nie tak ogromną jak jego, ale jednak. Zmrużyłem oczy. Za Peterem  czaił się jakiś inny stwór z czymś co przypominało topór. Szybko teleportowałem się za plecy stwora i wbiłem mu sztylet w dolny odcinek pleców, a rękę z toporem złapałem i cofnąłem dzięki czemu topór poleciał w bok, a nie na plecy Petera. Pokonał on właśnie stwora i rozglądał się wokół czy nie ma jeszcze kogoś do walki. Kiedy mnie zobaczył uśmiechnął się.

- Jak tam Panie Loki?- dopiero po chwili zobaczył tego stwora leżącego pod moimi nogami.- Domyślam się że to Pana robota- kiwnąłem głową- W takim razie dziękuję

Adoptowana || ZAWIESZONE ||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz