Rozdział 47

2.9K 173 75
                                    

Rose leżała nad jeziorem, patrząc w niebo. Obserwowała chmury, które co chwilę zmieniły swoje położenie. Słońce oświecało okolicę, odbijając swoje promienie w taflii wody. Dziewczyna westchnęła i zamknęła oczy. Gryzły ją wyrzuty sumienia na temat Thomasa, który wciąż nie był świadomy roli, jaką pełnił w jej życiu. Nie wiedział nic o sobie, o swojej przeszłości.
- Życie jest popikolone. - mruknęła.
W jej głowie w dalszym ciągu odbijały się echem słowa wypowiedziane przez niego, gdy wkradł się do jej umysłu. Kogo zabił? Czemu? Miała do niego tak wiele pytam, lecz wiedziała, że na żadne nie jest jej w stanie odpowiedzieć, a mogłoby to wywołać u niego tylko przerażenie.
Chłopak był tu od kilku dni, odbywał praktyki u każdego z Opiekunów, a dziś miał znaleźć się w Labiryncie. Newt powtarzał, że widzi w nim potencjał na Zwiadowcę. O niej też tak kiedyś mówił.
Przed oczami miała korytarze Labiryntu oraz blondyna u boku, jeszcze w czasach kiedy wspólnie badali te zakamarki. Tak bardzo chciałaby do nich wrócić.
Samotna łza spłynęła po jej policzku, gdy zdała sobie sprawę, że dopiero przez próbę samobójczą Newta, dopiero w obliczu możliwości jego straty potrafili wyznać sobie, co czują. Co by było, gdyby wtedy nie skoczył? Czy nigdy nie doszłoby między nimi do takiego zbliżenia? Żyliby w nieustannej nieświadomości.
Przerwała swoje rozważania, po czym podniosła się z ziemi. Przetarła twarz dłonią i spojrzała przed siebie.
Ogarnęła ją chęć walki z całym złem, które ich spotkało. Musiała coś zrobić. Tylko co?

Newt od dłuższego czasu chodził po Strefie i nadzorował prace pozostałych mieszkańców. Alby postanowił dzisiaj odpocząć, więc wszystko spadło na niego.
Ben pomachał mu z oddali, na co chłopak uczył to samo. Przypomniał sobie, że jego kolega również ma dziś wolne z racji praktyk Thomasa.
Spojrzał w niebo i mimowolnie się uśmiechnął. Było dziś naprawdę cudownie. Newt sam nie wiedział czemu ma tak dobry humor. Może dlatego, że wyjaśnił sobie wszystko z Rose? Świadomość ich uczuć oraz panującej wokół nich szczerości napawała go radością i sprawiała, że czuł się choć trochę lepiej w tym świecie.
Czuł też niepokój. Niepokój o jutro i o to czy da radę ją ochronić, a także resztę swoich przyjaciół.
- Hej. - odezwał się dobrze znany mu głos. Natychmiast się uśmiechnął i obrócił w stronę dźwięku.
- Hej, Rosie. - odparł, po czym pochylił się, aby ja pocałować, na co się osunęła. Przecież byli w miejscu publicznym. - No tak, przepraszam.
- Nie szkodzi. Też już mnie to męczy. - westchnęła. - Nie wiadomo jak Alby by zareagował. No i reszta chłopaków. Co by było gdyby nagle wszyscy się na Ciebie rzucili?
Blondyn zaśmiał się.
- Uratowałabyś swojego chłopaka, prawda?
- Nie, delektowałabym się chwilą. - posłała mu cwany uśmiech.
- O ty! - zawołał, po czym zaczął ją łaskotać, a po Stefie rozgległ się jej śmiech.
Nie pozostała mi dłużna. Położyła mu nogę, przez co chłopak wywrócił się na ziemię, pociągając za sobą brunetkę.
Rose leżała na jego klatce piersiowej i intensywnie wpatrywała się w jego oczy.
Newt zarumienił się obficie, a następnie powiedział:
- Miażdżysz mi udo.
Rose natychmiast się podniosła.
- Przepraszam.
- Czy to nie Chuck? - rzucił, patrząc gdzieś w dal, a ona zrobiła to samo.

Chłopiec znajdował się w miejscu, gdzie znajdowały się prysznice i najwyraźniej robił komuś kawał. Po chwili usłyszeli czyjś krzyk, a z pomieszczenia wyszedł jakiś Strefer w samym ręczniku. Chuck uciekł, śmiejąc się od ucha do ucha.
Rose wywróciła oczami z uśmiechem na ustach.
- Teraz wiemy kto jest odpowiedzialny za te żarty. - pokiwał głową Newt.
- Nasza krew. - zgodziła się Rose.

W tym momencie Rose po raz pierwszy pomyślała o tym, że może kiedyś mogłaby mieć dzieci z Newtem. Mieć rodzinę. Jednak czy warunki panujące w prawdziwym świecie będą im sprzyjać? Czy zdołają chociażby przeżyć? Nigdy aż tak daleko nie wybiegała w przyszłość, ale gdyby wszystko poszło dobrze, czy właśnie tak wyglądałoby jej życie? U boku Newta?

- Rosie? Wszystko ogay? - wyrwał ją z zamyślenia jego głos.

Spojrzała na niego. Znów patrzył na nią z dobrze znaną jej troską. Tak bardzo się o nią martwił, czasem aż za bardzo. Dziewczyna uważała, że to naprawdę urocze.
Dotknęła policzka blondyna, po czym delikatnie ucałowała go w usta. Newt zdziwił się jej nagłym zachowaniem, ale musiał przyznać, że nie przeszkadzało mu to. Jednak co powiedzą inni?
Odsunęła się od niego nieznacznie i szepnęła:
- Teraz już tak.

Około pory obiadowej do Strefy wrócił Minho oraz Thomas. Newt i Rose byli bardzo ciekawi jak przebiegły praktyki nowego, więc gdy tylko ich spostrzegli, od razu udali się w ich kierunku. Njubi zobaczył ich pierwszy, a sposób w jaki patrzył na Rose zaczął dawać jej wiele do myślenia.
- Jak poszło? - spytał blondyn. 
- Świeżuch jest naprawdę dobry. Dorównuje mojej kondycji, rozumiesz? Biegliśmy przez długi czas, a on nawet się nie zmęczył. - odparł Minho, który, jak widać, nadal był pod dużym wrażeniem. Trójka przyjaciół przeniosła wzrok na bruneta.
- T-to nic takiego. - powiedział.
- Skromny się znalazł. - wywrócił oczami Azjata, na co Rose się zaśmiała.
- Chodź, Thomas. - odrzekła. - Pewnie umierasz z głodu po katorgach z tym smrodasem. 
- Ej! Ja też jestem głodny! - oburzył się Minho.
- Ty masz jeszcze do narysowania mapy, ale pocieszę Cię. Im szybciej skończysz, tym szybciej znajdziesz się na obiedzie. - uśmiechnęła się przebiegle.
- Co za wredna kobieta. Newt, jak ty z nią wytrzymujesz? 
- To nie łatwe, ale jakoś daję radę. - odpowiedział chłopak.
- Aha, ogay. Specjalnie dopilnuję, żebyście dostali mniejsze porcje! - zagroziła, pokazała im język i poszła przed siebie, ciągnąc za sobą Thomasa.
Początkowo szli w ciszy, lecz pierwszy odezwał się Świeżuch:
- Nie chodzi tylko o obiad, prawda?
- Prawda. Dobrze myślałam, sądząc, że jestem bystry.

Zaczęli kierować się w stronę lasu, aż w końcu dotarli nad jezioro.

- Ładnie tu. - stwierdził.
- Często przesiadujemy tu z Newtem i Minho. To takie...nasze miejsce. - wyjaśniła, na co Thomas kiwnął głową.
- Jesteście chyba bliskimi przyjaciółmi.
- Zgadza się. 

Znów nastała chwila ciszy.

 - Jesteś inny niż pozostali Streferzy. Ty to wiesz i ja to wiem. - powiedziała.
Brunet początkowo nie wiedział, co to może znaczyć. Rose widząc zdezorientowanie na jego twarzy, kontynuowała:
- Nikt nie pamięta nic ze swojej przeszłości, po za imieniem. Myślę, że z Tobą jest inaczej. 
- M-miałem kilka snów. Wydawały się, że są to formy retrospekcji. Widziałem Cię w nich. - wyznał, a ona zamknęła oczy.
- To dlatego tak mi się przyglądałeś.
- Wiedziałem, że Cię kojarzę, że kiedyś widziałem Cię na oczy. Wolałem nikomu o tym nie mówić, bo przecież wspominaliście, że wszyscy mają amnezję. 
- Nie wszyscy. - wydusiła, a on spojrzał na nią z zaciekawieniem. - Tak jak ty miałam sny. Obrazowały one momenty z różnych okresów mojego życia. Była tam moja rodzina, niektórzy Streferzy, Alby, Newt, Minho. Ty również. Przyjaźniliśmy się, wszyscy. Traktowałam Cię jak starszego brata, choć czasem nie było między nami zbyt dobrze, jednak wiele dla mnie zrobiłeś. 
- To znaczy? - dopytywał, a gdy Rose już otwierała usta, rozległ się znany jej odgłos.
- To niemożliwe... - szepnęła.
 - O co chodzi?
- To dźwięk sygnalizujący, że jedzie Njubi, ale przecież pojawia się co miesiąc, a od twojego przybycia minął tydzień! 

Brunetka wstała i zaczęła biec w stronę Pudła, a za nią Thomas. Dotarli do tłumu Streferów, którzy również byli zszokowani całą sytuacją. Przepchnęli się na początek, w czasie gdy Newt wskakiwał do środka.
- Newt! Mów! - krzyknął Gally.

Blondyn spojrzał na nich.
- To dziewczyna.

~
Dam, dam, dam!!! Tereska nadjechała XDD
Wattpad chyba mnie nie lubi, bo nie mogłam dodać rozdziału, ale w końcu się udało 😂 Mam nadzieję, że się podobał ❤

Więźniowie uczuć || NewtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz