Rozdział 52

2.4K 125 57
                                    

Wszystko działo się tak szybko. Thomas wbiegający do Labiryntu. Krzyk Newta. Zamykające się Wrota. Gdy Rose zdążyła dobiec do murów, było już za późno. Zamknęły się, pozostawiając w środku Minho, Tommy'ego oraz Alby'ego. Wielu zapewne było pewnych, że na pewną śmierć, tak jak przez sekundę Rose, jednak szybko skarciła się w myślach za to.
Oni muszą przeżyć, muszą.
Newt zatrzymał się przed Wrotami, po czym zaczął z dużą siłą w nie uderzać.
- NIE. DLACZEGO? - wrzasnął, aż ciało dziewczyny zadrżało.
Próbowała dotknąć jego ramienia, lecz Newt wydawał się tym nie przejmować. Jego ciało drżało od nadmiaru emocji, kumulując się w nim. Chciał krzyczeć najgłośniej jak potrafił tak, aby usłyszeli go Stwórcy. Ale najbardziej pragnął być teraz z przyjaciółmi po drugiej stronie muru, bo jeśli mieli w tym być, to tylko razem. Przez chwilę zapomniał o stojącej przy nim Rose, która wciąż patrzyła na niego z nieustanną troską. Było jasne, że również cierpi, jednak na pierwszy rzut oka nie dawała tego po sobie poznać. Gdy jednak się obrócił i popatrzył głęboko w jej oczy, dostrzegł przejmujący smutek. Wiedział, że dziewczyna zmartwiła się go wybuchem, ponieważ rzadko mu się to zdarzało. Miał nadzieję, że tym razem go zrozumie i nie musiał się tym bardzo przejmować. Był pewny, że tak będzie. Kiedy patrzył na nią, mimowolnie zaczął się uspokajać. Złapał ją powoli za rękę, po czym przyciągnął do siebie i mocno przytulił. W jego ramionach Rose czuła się naprawdę bezpiecznie.

- Wybacz mi. - westchnął, chowając twarz w zagłębieniu jej szyi.

- W porządku. - odparła, głaskając go po włosach. - W porządku.

Odsunęli się i patrzyli na siebie bez słowa. Żadne z nich nie wiedziało co powiedzieć. Zdawało się, że czują wzajemny ból, który teraz im towarzyszył. Zapomnieli o reszcie Streferów znajdujących się niedaleko. Nie byli teraz istotni.

- Chodźmy do Bazy. - powiedziała cicho brunetka, nie puszczając jego dłoni. Chłopak przystał na jej propozycję skinieniem głowy. Mijając chłopaków, rzekł:

- Rozejdźcie się, nie ma na co patrzeć.

Tak też zrobili.

Gdy para znalazła się w pokoju Newta, blondyn stanął przy oknie, wpatrując się we Wrota. Ciągle miał przed oczami scenę, która odegrała się jakieś pół godziny temu i w którą wciąż nie wierzył.

- Newt. - usłyszał głos Rose siedzącej na łóżku.

Odwrócił się by na nią spojrzeć. Mówiąc szczerze, był bardzo zaskoczony jej postawą. Sądził, że to właśnie ona będzie to najbardziej przeżywać. Jej charakter był przecież wybuchowy, a sama Rose dawała się ponieść emocjom. Tym razem było inaczej. Była po prostu spokojna. Smutna, ale opanowana.

- Usiądź tu. - odrzekła, klepiąc miejsce obok niej.

Zrobił to, o co go prosiła, nie odrywając od niej wzroku. Po chwili wzajemnego patrzenia na siebie, bez słowa go pocałowała. Odwzajemnił go bez większego zastanowienia. Zrozumiał, że Rose stara się go w ten sposób jakoś uspokoić. Dotknęli się czołami, milcząc.

- Dziękuję. - szepnął.

- Za co?

- Za to, że jesteś, Rosie.

Dziewczyna mimowolnie się uśmiechnęła, po czym dotknęła jego policzka.

- Wiesz, że oni przeżyją, prawda? - powiedziała.

Naprawdę w to wierzyła i nie przyjmowała do siebie innej wersji wydarzeń. Jej przyjaciele byli zbyt silni by tak po prostu zginąć w Labiryncie. Potrzebowała ich, tak jak wszyscy. Thomas był jak świeża dawka nadziei, której nie mogło teraz zabraknąć.

- Nie wiem. - odparł, odwracając wzrok.

- Słuchaj. Najgorsze co możemy teraz zrobić, to stracić nadzieję, rozumiesz? Nie wolno nam tego zrobić. Jeśli zabraknie wiary równie dobrze możemy w tym momencie wszyscy strzelić sobie w łeb.

Lekko uśmiechnął się na te słowa, gdyż miała rację. I może faktycznie nie powinien od razu skreślać swoich przyjaciół. Może uda im się przeżyć? Był mu wstyd, że stracił nadzieję. Za to między innymi kochał Rose. Że nawet w najgorszej sytuacji nie traciła wiary.

Uznali, że tej nocy będą spali przy Wrotach, aby być na miejscu od razu, gdy się otworzą.

Wzięli ze sobą koce i rozłożyli się na ziemi. Niebo rozświetlał księżyc oraz miliony gwiazd wyglądających jak malutkie kryształy. Ten widok cieszył dwójkę zakochanych, ponieważ był jedną z niewielu pięknych rzeczy w Strefie. Myślami wciąż uciekali do Thomasa, Minho oraz Alby'ego. Strach o nich był ich głównym uczuciem, lecz obydwoje zachowywali swoje przemyślenia dla siebie. Wiedzieli, że myślą podobnie.

- Kocham Cię, Rosie. - powiedział nagle Newt, przerywając panującą ciszę.

- Ja ciebie też, Newt. - odpowiedziała, wtulając się w niego.

Po pewnym czasie przyłączyli się do nich inni Streferzy pragnący czekać na powrót owej trójki. To dodało sił Newtowi i Rose, gdyż zdali sobie sprawę, że nie tylko oni wierzą w ich powrót.

Ranek nastał szybciej niż się spodziewali. Blondyn nie spał zbyt dużo. Za bardzo wyczekiwał otwarcia się Wrót, które miało nastąpić już niedługo. Serce biło mu coraz szybciej, a dłonie drżały. A co jeśli jednak nie wrócą? Co jeśli ich zwłoki już leżą gdzieś w Labiryncie i nigdy nikt ich nie znajdzie?

Westchnął głęboko i podniósł się do siadu. Strefę wciąż otulała cisza. Zdawało się jakby była oazą spokoju, do której każdy chce uciec w trudnych chwilach. Szkoda, że tak naprawdę nią nie była.

- Przespałeś chociaż godzinę? - odezwała się Rose, ziewając.

- Powiedzmy.

Nagle usłyszeli znajomy dźwięk otwierających się Wrót.

- Już czas!- krzyknął Chuck, podbiegając do murów. Pozostali zrobili tak samo.

Pierwsze co poczuli to rozczarowanie. Nie było ich tam. Nie było. Zobaczyli pusty korytarz bez śladów jakiegokolwiek życia.

- Nie...- wydusiła Rose. - J-jeszcze jest czas.

- Rose. - powiedział Newt. - Wiem, co to oznacza. I ty też.

Po tych słowach odwrócił się i zaczął iść w stronę Bazy, po kryjomu ocierając płynące łzy.

Dziewczyna wciąż stała przy wejściu do Labiryntu, przegryzając mocno dolną wargę, aby nie wybuchnąć płaczem. W chwili gdy miała odchodzić, dostrzegła ruch w głębi korytarza, a potem trzy postacie pozostające w cieniu. To byli jej przyjaciele. Wracali. Naprawdę przeżyli.

******

Nie bijcie XD



Więźniowie uczuć || NewtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz