Rozdział 53

2.3K 108 48
                                    

- O mój Boże. - odparł Newt z wyraźnym szokiem, robiąc przerwy między każdym słowem.
Oczywistym faktem było, że nie tylko on znajdował się teraz w stanie niemałego zdumienia. Każdy ze Streferów, który żył w tym miejscu dłużej niż kilka miesięcy, wiedział, że taki wyczyn graniczył się z cudem. Czyli po prostu był praktycznie niemożliwy. a jednak przeżyli, choć Alby nie był w najlepszym stanie.
- Chłopaki! - krzyknęła Rose, po czym podbiegła do nich. -  Nic wam nie jest?
- Jest okej, ale Alby potrzebuje pomocy. - powiedział Thomas.
Wyglądał na wycieńczonego, podobnie jak Minho.
- Nosze, szybko! - zawołał Newt, a dwaj Streferzy pobiegli do Szpitala.

- T-thomas. - wydusił Minho. - Zabił Bóldożercę.

Nikt do końca nie wiedział, co właśnie się dzieje. Wszystko działo się bardzo szybko i nim Rose spostrzegła, była już w drodze do kuchni po jedzenie dla Thomasa i Minho, którym towarzyszył nie mały głód. Pozostała trójka udała się do Szpitala, gdzie Rose miała ich opatrzeć, ponieważ byli podrapani i zranieni. Słowa Minho odbijały się echem w jej głowie. Nie mogła uwierzyć, że nowemu naprawdę się to udało, gdyż nikt jak do tej pory tego nie dokonał. Było to dla niej kolejnym dowodem na to, że Thomas jest wyjątkowy.

- Możesz się nie ruszać chociaż przez 5 minut? - powiedziała przez zaciśnięte zęby, gdy próbowała odkazić łuk brwiowy Azjaty.

- Ale to strasznie piecze. - jęknął, a Newt oparł zrezygnowany czoło o dłoń.

- Smrodasie, przetrwałeś noc w Labiryncie, a boisz się zwykłego odkażania rany? Myślałem, że teraz jesteś nieustraszony. - odrzekł blondyn.

- Bo jestem! Ale to jest nieprzyjemne... - mruknął Minho, na co reszta się zaśmiała.

- Tak, tak. Jeśli ty jesteś nieustraszony, to ja jestem Bóldożercą. - zażartowała Rose. - I po krzyku.

Odłożyła waciki oraz płyn do dezynfekcji ran. Nastała krótka cisza, którą przerwał Newt.

- Więc...- zaczął, drapiąc się po włosach - Tommy załatwił cholernego potwora?

- No tak wyszło. - powiedział nieśmiale Thomas, na co Minho prychnął.

- Tak wyszło! Widziałem to na własne oczy, mało kto by tego dokonał!

- Ciekawe. - odparła pod nosem brunetka. - Cóż, to może mieć ogromne znaczenie dla naszej ucieczki z tego piekła. 

- Co masz na myśli, Rosie? - zapytał Newt, łapiąc ją za dłoń.

- To, że jeśli Thomasowi udało się zabić to coś, to nam też może. To klucz do wolności.

Zapadła cisza, a każdy z nich zatopił się we własnych myślach.

Rose czuła, że nastał dla nich przełomowy moment. To wszystko co się działo, nie mogło być zwykłym przypadkiem. Od przybycia Thomasa i tej tajemniczej dziewczyny za dużo rzeczy zaczęło się zmieniać, a oni sami byli coraz bliżej rozwiązania zagadki Labiryntu. A przynajmniej tak jej się wydawało.

Bez słowa wyminęła Streferów i udała się do pomieszczenia, w którym znajdował się Alby. Jeff i Clint dobrze się nim zajęli, bo chłopak spał, ale wciąż nerwowo oddychał.
- O Rose. - powiedział Jeff na jej widok. - Daliśmy mu już lekarstwo, ale przemiana jeszcze przed nim.
Dziewczyna przytaknęła na te słowa, patrząc ze zmartwieniem na Alby'ego.
Wiedziała, że jego organizm jest silny i miała nadzieję, że przywódca poradzi sobie z tym, co go czeka. Jednak wciąż cała sytuacja nie dawała jej spokoju. Może sama powinna zbadać Labirynt? Jak za starych czasów. Wiedziała, że Newt nie będzie zadowolony jej pomysłem, ale może warto spróbować? 

Wyszła z pomieszczenia, kierując się w stronę drzwi, gdy nagle ktoś zawołał donośnie jej imię.

- ROSE! - krzyknął Clint, biegnąc w jej stronę. 

Rose spojrzała na  niego ze zdezorientowaniem, nie wiedząc, o co może chodzić.

- Nie uwierzysz, co się stało. - wydusił, a dziewczyna bała się o co może chodzić.

Tymczasem Newt, Thomas  i Minho nie zamieniając ze sobą słowa, siedzieli pod drzewem, ukryci w cieniu. Żaden z nich nie miał ochoty na rozmowę, a cisza była dla nich w tym momencie zbawieniem. Zagłębili się we własnych myślach, próbując odszukać i zrozumieć, co dzieje się wokół nich. Newt ukradkiem spoglądał od czasu do czasu na Thomasa, zastanawiając się, co wyjątkowego jest w tym chłopaku.

- Słyszeliście już? - usłyszał za plecami głos Chucka. - Dziewczyna się wybudziła.

 Wszyscy trzej popatrzyli na siebie z szokiem wymalowanym na twarzy.

- Skąd to wiesz, młody? - spytał Minho.

- W jak zwykle niepoinformowani. - pokręcił głową z rezygnacją. - Wszyscy już o tym wiedzą!

Niewiele mówiąc, chłopcy udali się z powrotem do Szpitala. Weszli do pomieszczenia, gdzie od kilku dni znajdowała się dziewczyna w śpiączce. Widok, który zastali lekko ich zaniepokoił, gdyż spostrzegli Rose nachylającą się do nieznajomej z wrogim wyrazem twarzy. 

- Słuchaj, ty wredna... - zaczęła z wyraźnym gniewem Rose, lecz kiedy spostrzegła trójkę przyjaciół, zamilkła.

Newt zbliżył się do nich, po czym złapał Rose za dłoń.

- Co się tu dzieje, Rosie? - zapytał z troską w głosie.

- Spójrz, co ona napisała sobie na ręce! - odparła brunetka, wskazując palcem na nową.

Pozostali chłopcy również się zbliżyli do niej. 

Widząc, że przyjaciele obawiają się dotknąć dziewczyny bez jej zgody, Rose westchnęła i złapała ją mocno za rękę, na co czarnowłosa cicho syknęła.

- Popatrzcie. - powiedziała Rose, pokazując im trzy słowa, których nie spodziewali się ujrzeć.

"DRESZCZ JEST DOBRY"


*************************

Mój duch literacki wciąż mówił mi "Zacznij znów pisać od jutra". To jutro długo nie przychodziło, ale w końcu nastało :) Rozdział mocno średni, ale zawsze coś.


Więźniowie uczuć || NewtOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz