co za dupek...

508 79 23
                                    

Kiedy lekcja dobiegła końca, a dzwonek mocnym echem odbił się od ścian szturchnąłem śpiącego blondyna tak, że prawie spadł z krzesła. 

- C-co się dzieje? - Wymamrotał sennie przytrzymując się blatu ławki. Zaśmiałem się cicho wstając i zarzucając plecak na jedno ramie. 

- Wstajemy blondi - puściłem przyjacielowi oczko kierując się w stronę wyjścia z klasy. - Historia literatury - usłyszałem za sobą przeciągły jęk niezadowolenia. - Nie marudź tylko rusz dupsko grubasie.

- Ja ci dam grubasa krasnalu - fuknął złośliwie przepychając się w progu klasy tak, abyśmy zablokowali się w nim ciałami.

- Nie mogę wyjść - prychnąłem odpychając go w tył. Takie zaczepki były u nas na porządku dziennym. - Grubasy wychodzą na końcu Gibson.

Historia literatury była przedmiotem dodatkowym, który mogliśmy wybrać spośród dwudziestu innych na początku roku szkolnego. Można było dokonać maksymalnie trzech wyborów. Większość brała tylko jeden przedmiot dodatkowy, ponieważ nie widzieli sensu w dłuższym przebywaniu w szkole tymczasem takie zajęcia każdemu z nas dawały możliwość bezpłatnego rozwijania swoich zainteresowań i aspiracji. 

Ja nie widziałem w tym żadnego problemu biorąc pod uwagę, że mój dom był bardziej hotelem. Rodzice pracowali dużo i często wyjeżdżali, dzięki czemu w domu byłem tylko ja i przyjaciółka mamy Josephine, która była jednocześnie moją opiekunką (w dzieciństwie) i gosposią. Bardzo szybko stała się również moją przyjaciółką, widziałem w niej bratnią duszę, potrafiła wysłuchać bez szufladkowania moich czynów. Wspólnie rozwiązaliśmy dużo moich problemów bez robienia głupstw. Byłem jej za to ogromnie wdzięczny. 

Moi rodzice byli jednak w tym całym wirze pracy kochającymi ludźmi, którym zależy na tym, abym miał dach nad głową. Zaspokajali każdą moją potrzebę i nigdy niczego mi nie brakowało. Owszem, odczuwałem niedobór ich bliskości, ale zdawałem sobie sprawę, że w każdej sytuacji mogłem liczyć również na ich pomoc i wsparcie.

- Andy - odwróciłem głowę obdarzając przyjaciela zdezorientowanym spojrzeniem.

- Hmm? - Wydobyłem z siebie cichy pomruk marszcząc brwi w skupieniu.

- Mówię do Ciebie od pięciu minut - wywrócił oczami przepychając mnie przez próg sali teatralnej będącej jednocześnie wielką aulą, która służyła szkole gdy wystawiane były sztuki, koncerty czy inne tego typu rzeczy. Nastrój panował jak w teatrze w szczególności dlatego, że każde okno było zasunięte przez wielkie zasłony, dzięki czemu cała aula pokrywała się mrokiem. Jedynym odznaczającym się miejscem była wielka scena, na której stała tona różnych teatralnych bibelotów i instrumenty wsparte na stojakach. - Pytałem co robisz po lekcjach? - Szepnął wpychając mnie w rząd foteli na samym środku widowni.

- Musze zrobić zakupy, a poza tym to chyba nic szczególnego - mruknąłem zrzucając plecak z ramion tak, aby móc wygodnie usiąść. Brooklyn bardzo szybko poszedł w moje ślady. - I do biblioteki po kilka książek.

- Tak z ciekawości - szepnął zarzucając nogi na oparcie fotela przed nim. Klasyczny Brooklyn. - Ty połykasz te książki? Wczoraj pożyczyłeś trzy.

- Ja je przynajmniej czytam, a nie przeglądam obrazki - wytknąłem chłopakowi język, w momencie gdy usłyszeliśmy stukot kobiecych obcasów. Lekcja rozpoczęła się wraz z wtargnięciem do sali wysokiej brunetki ubranej jak zwykle w swój oficjalny strój. Wszyscy uczniowie rozpierzchli się po sali zajmując przypadkowe miejsca.  

♡♡♡

Reszta dnia spędzonego w szkole minęła mi spokojnie, a ja nie natknąłem się na nikogo nadzwyczajnego.

... a w szczególności na tego idiotę!

Opuściłem budynek w asyście przyjaciela, z którym umówiłem się popołudniu u mnie w domu na granie w Fifę. Rozeszliśmy się w dwie różne strony. Od, do domu, a ja w kierunku przystanku autobusowego. 

Zakupy same się nie zrobią. Niestety.

Wyjąłem słuchawki z kieszeni spodni podpinając kabel do telefonu. Włączyłem playlistę z piosenkami, które słuchałem najczęściej, dzięki czemu droga przebyta droga miała minąć mi szybciej. Patrząc przelotnie na godzinę zorientowałem się, że najwcześniejszy autobus do centrum odjeżdża za cztery minuty.

- Czyli muszę biec - fuknąłem niezadowolony przyspieszając kroku. Za swoimi plecami usłyszałem mocny warkot samochodowego silnika. Dźwięk, który wydobyła z siebie maszyna był charakterystyczny dla sportowego samochodu, który ujrzałem na własne oczy sekundę później.

Moje oczy rozszerzyły się na widok krwisto czerwonego cadillaca. Mogłem sobie tylko wyobrażać jak wygląda od wewnątrz. Luksusowe, skórzane obicia, wygodne fotele i napęd taki, że głowa mała. Na taki musiałbym zbierać całe swoje życie. 

Moje podziwianie przerwał mocniejszy warkot, a kierowca jakby na mój widok przyspieszył obroty maszyny. Samochód niespodziewanie najechał jednym z kół, na znajdująca się blisko krawężnika kałużę. Zaskoczony stałem, gdy brudna, deszczowa woda chlusnęła z impetem na moje ciało mocząc od stóp do głów. Byłem pewien, że nie było to przypadkowe zachowanie kierowcy, który zniknął tak szybko jak się pojawił zostawiając mnie osłupiałego na środku chodnika. 

- Dupek! - Krzyknąłem w przestrzeń zaciskając pięści na materiale przemoczonej bluzy. Moje policzki ze złości zrobiły się czerwone, a szczęka zacisnęła się powodując, że rysy mojej twarzy stały się mocniejsze. 

Na bank będę chory ... 

Biorąc pod uwagę, że mój organizm i odporność nie są w najlepszej kondycji to zwykła kostka lodu w szklance z sokiem wypita w upalny dzień jest w stanie spowodować, że utknę w domu na co najmniej tydzień.

Postanowiłem podarować sobie podróż do sklepu w takim stanie i zamówić coś do domu. Wiatr zaczął nieprzyjemnie dąć w moje ciało co tylko przyspieszyło mój powrót. Co jakiś czas odlepiałem od siebie skrawki mokrego materiału aby zminimalizować uczucie chłodu. 

Nie miałem aż tak daleko. Pozostało jedynie wytrzymać dystans jaki miałem do pokonania. W takim stanie trzy przecznice brzmiały jak koniec świata.

kolejny rozdział za nami! ♡

Mam nadzieję, że się podoba!

25⭐ + 15💬 = kolejny rozdział!

school exchange  • randy • sacklyn   •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz