w czym mogę pomóc

242 34 10
                                    

RYE'S POV 

Czułem jak w moje ciało uderzają podmuchy powietrza, gdy z dość dużą prędkością przemierzałem kolejne przecznice. Nawigacja pokazywała, że jestem zaledwie dwieście metrów od domu, w którym mieszkał kolejny dłużnik. Mój wzrok uważnie skanował drogę jak i to, co znajduje się wokół. 

Wjechałem do jednej z bogatszych dzielnic. To było pewne, że dłużnikami byli w szczególności bogaci ludzie, którzy wplątali się w układy, z których nie potrafili się wyplątać. Najczęściej chodziło rzecz jasna o narkotyki, broń i tego typu rzeczy. Tyler i reszta ekipy oczywiście brali udział w nielegalnych walkach czy wyścigach, dzięki czemu zgarniali spore nagrody pieniężne. 

Ja w tym wszystkim byłem tym, który jeździ i zbiera w całość gotówkę, która im się należała. Nigdy nie brałem udziału w innych rzeczach i szczerze mówiąc lepiej żeby tak zostało. Nie mam zamiaru nadstawiać karku jeszcze bardziej niż to konieczne. 

Kiedy nawigacja pokazała mi, że jestem pod właściwym adresem zatrzymałem motocykl na chodniku przed dość dużą posiadłością w nowoczesnym stylu. Każdy dom w tej dzielnicy tak wyglądał, willa obok willi, a ich właściciele tylko prześcigali się w tym, która jest lepsza  kosztowniejsza w utrzymaniu. Mimo, że sam pochodziłem z zamożnej rodziny, która na każdym kroku pokazywało na ile rzeczy nas stać to nie kręciło mnie to. Przez jakiś czas pieniądz i lans miał dla mnie duże znaczenie, a w momencie kiedy zrozumiałem, że nie to jest najważniejsze ludzie przyzwyczaili się do tego, że jestem szkolnym szpanerem i bananowym dzieciakiem. Zostałem przy tej łatce wiedząc, że udowadnianie ludziom, że się zmieniłeś tak samo jak Twoje priorytety jest bezsensowne. Jeśli w oczach młodego pokolenia zaistniałeś jako dupek z bogatej rodziny to ciężko jest zmienić.  Robiąc to, czego oczekują inni masz spokój i uznanie. Jeśli się buntujesz ludzie tracą szacunek i w rankingu popularności z samego szczytu spadasz na dno. 

Takie życie. Trochę brutalne, ale musisz zacząć dawać sobie radę. Im bliżej dorosłego życia, obowiązków i rzeczy, o które musisz walczyć każdego dnia potrzebne jest nastawienie, że nic nie należy ci się odgórnie. Każdym swoim uczynkiem budujesz sobie pozycje. Jeśli chcesz być liderem czasem lub nawet bardzo często musisz mówić i robić to, czemu nie jesteś przychylny. 

Pokonałem szybko schody prowadzące mnie do drzwi. Kilkukrotnie nacisnąłem palcem na dzwonek i w oczekiwaniu na jakąkolwiek reakcje ze strony domownika rozejrzałem się po ogrodzie otaczającym posiadłość z każdej strony. Byłem w trakcie skanowania wzrokiem wielkiego tarasu i znajdującego się obok niego basenu, gdy drzwi otworzyły się, a w progu stanął mężczyzna wyglądający na około czterdzieści pięć lat ubrany w eleganckie, czarne spodnie, w które wciśnięta była biała koszula zapięta pod samą szyję. 

- W czym mogę pomóc? - Mężczyzna opierając się o framugę zmierzył mnie spojrzeniem. Wyraz jego twarzy z sekundy na sekundę zmieniał się diametralnie jakby dochodziło do niego kim jestem i po co tu jestem. 

- Tyler mnie przysłał - uniosłem brew pewnym siebie krokiem wkraczając do wnętrza domu trącając ramieniem Morrison'a. - Miałeś czas do dziś, więc jestem - rozsiadłem się wygodnie na skórzanej kanapie kładąc nogi na szklanym stoliku. 

- Ah tak - momentalnie zmienił ton z wzniosłego i władczego na skruszony i przestraszony. Nie musiałem wyciągać broni, żeby spowodować, że zaczął srać w gacie. Każdy z nich taki był, mocny tylko i wyłącznie w słowach, a jak przyszło co do czego to nogi miękły każdemu. - Ile to tam...

- Dwadzieścia tysięcy - odparłem bez emocji obserwując jego każdy ruch. - Nie mam wieczności - puściłem facetowi oczko sięgając po jabłko leżące w dużej misie razem z innymi owocami. 

- Już idę - odparł łamiącym się głosem na moment znikając z mojego pola widzenia. Zrobiłem dość sporego gryza jabłka i przeżuwając owoc wstałem z kanapy resztę wyrzucając za siebie. Korzystając z nieobecności pana domu zrobiłem obchód po całym salonie uważnie przyglądając się każdej fotografii wiszącej na ścianie. Były to w szczególności zdjęcia rodzinne z jakichś wyjazdów czy po prostu ważnych wydarzeń. 

Na każdej półce stały pamiątki rodzinne, książki czy elementy dekoracji. Było tu w miarę normalnie jak na tak bogatą dzielnicę. Sięgnąłem dłonią do jednej z komód, na której ustawione rzędem były książki w eleganckich, sztywnych oprawach. Wziąłem jedną z nich do ręki natrafiając na 'Dumę i uprzedzenie'. Wywróciłem oczami czytając pierwsze zdanie, które od razu wydało mi się niesamowicie łzawe i urokliwie nudne. Moja mama jest wielką fanką tej historii, którą tak naprawdę można przewidzieć już od pierwszej strony. Nigdy nie rozumiałem fenomenu książek, nigdy nie przeczytałem żadnej, która miałaby mnie czegokolwiek nauczyć. 

Andy kocha książki. W szczególności te starsze, które tak ciężko zrozumieć. 

Wywracając oczami wsunąłem książkę pod bluzę i po cichu zamknąłem drzwiczki komody w momencie, kiedy usłyszałem kroki. 

- Dwadzieścia tysięcy, co do grosza - wcisnął mi do ręki kilka zrolowanych plików gotówki. - Na wszelki wypadek proszę przeliczyć czy się zgadza - odparł drżącym głosem, gdy z jednego z kilku plików wyjąłem jeden banknot oglądając go z każdej strony. 

Jeśli okazałyby się fałszywe Tyler by mnie zajebał. 

- Odpuszczę to sobie. W razie czego z Tobą się policzą, że kwota nie była pełna - posłałem mężczyźnie sztuczny uśmiech i odwróciłem się zmierzając w stronę drzwi. 

Opuściłem posiadłość trzaskając drewnianą powłoką na tyle mocno, że huk rozniósł się po całej ulicy. Gotówkę schowałem do wewnętrznej kieszeni kurtki i wsiadłem na motor na głowę ubierając kask. Odpaliłem silnik ruszając w drogę powrotną. 

*20 minut później*

Wkroczyłem do starej fabryki, gdzie w dalszym ciągu przebywała cała banda czekająca na dostawę hajsu, który przejebią albo na trawę, albo na alkohol, albo na dziwki. Czując jeszcze mocniejszy zapach marihuany wywróciłem oczami wchodząc do pomieszczenia. 

- No wreszcie Beaumont - parsknął Tyler podchodząc do mnie z butelką piwa w dłoni. - Stęskniłem się za Twoją pocieszną buźką. 

- Ta - zaśmiałem się gorzko sięgając do jednej z wewnętrznych kieszeni. - Następnym razem wymyśl coś, w co uwierzę - wywróciłem oczami wręczając pijanemu chłopakowi do ręki wszystkie pieniądze jakie dostałem od Morrisona. - Pełna suma, nie podróby. - Burknąłem odwracając się napięcie i ignorując ich dogadywanie udałem się w stronę samochodu. 

Czując na sobie zapach zioła szybko ściągnąłem kurtkę razem z koszulką wrzucając je na tylne siedzenia. Spod fotela kierowcy wyciągnąłem drużynową bluzę z moim nazwiskiem i ubrałem ją siadając za kierownicą. Odpaliłem silnik ruszając w stronę miejsca, w którym zawsze czułem się bezpiecznie i spokojnie. 

Jeszcze dziś wpadnie  kontynuacja!

school exchange  • randy • sacklyn   •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz