nie świruj

345 62 34
                                    

Moim ciałem wstrząsnął dreszcz, kiedy poczułem jak ktoś zaciska  drugą dłoń na moim biodrze. Miałem łzy w oczach i zaczynając się wyrywać obróciłem się twarzą do napastnika. Z kącika oka spłynęła mi zła.

- Andy uspokój się - zdębiałem gdy usłyszałem bardzo dobrze znany głos. - To tylko ja, nie świruj. 

Patrzyłem na bruneta z wściekłością w oczach nie wiedząc czy się na niego rzucić z pięściami czy może wepchnąć go do stawu w ramach odwetu, ale ten cymbał nawet nie chciał mnie puścić, więc zacząłem się szarpać jeszcze bardziej.

- Czy możesz przestać się rzucać to cię puszczę? - Uniósł brew stawiając opór moim ruchom, a ja bardzo niepewnie odpuściłem.

- Jesteś nienormalny!? - Warknąłem gdy popuścił uścisk i zdjął dłoń z moich ust. - Chciałeś, żebym przedwcześnie na zawał zszedł? - Szturchnąłem go lekko w klatkę piersiową dzięki czemu zachwiał się i cofnął się krok w tył. Byłem wręcz wściekły. Nie dane mi było chociaż przez chwilę pobyć samemu już nie mówiąc, że musiał się tu pojawić akurat on. Ryan Pierdolony Debil Idiota Cwel Cymbał Beaumont. 

- Ciebie też miło widzieć - wywrócił oczami, a ja tylko prychnąłem chcąc jak najszybciej się od niego uwolnić. Zacząłem kierować się w stronę głównych alejek i po prostu wrócić do domu. - No ej, Fowler. Zaczekaj - ruszyłem przed siebie nie mając zamiaru słuchać się natarczywego bruneta, który próbował zniszczyć mi życie. - Jesteś głuchy czy głupi? Stój do cholery - warknął wyprowadzony z równowagi. 

- Przykro mi, że nie jestem zaprogramowany na Twoje polecenia Beaumont - fuknąłem przechodząc między drzewami tak, aby brunet nie mógł mnie złapać.  

Niestety. Wykrakałem sobie i chwilę później zostałem przyparty plecami do drzewa, a moje serce tak jak wcześniej ze strachu podeszły mi do gardła. Jego oczy błyszczały z wściekłości, a mięśnie szczęki co jakiś czas napinały się podkreślając rysy jego twarzy. Wyglądał teraz przerażająco, nie miałem pojęcia co jest w stanie mi zrobić. Nigdy wcześniej go takiego nie widziałem, ale nie mogłem pokazać, że to mnie rusza. 

- Powinieneś być Andy - nasze twarze nieznacznie przybliżyły się do siebie, a ja głośno przełknąłem ślinę trzęsąc się. - Jesteś strasznie nieznośny - podparł jedną dłoń na drzewie tuż obok mojej głowy, przez co krew zaczęła pulsować w moich żyłach. Był zdecydowanie za blisko, a sam zapach jego perfum uświadamiał mnie, że nasze ciała były milimetry od siebie. 

- Powiedział to anioł wcielony - prychnąłem odwracając głowę w inną stronę. - Czego chcesz Beaumont? Chciałeś mnie wystraszyć? Udało ci się, ale nie rozumiem po co nadal tu jesteś skoro nie chcę Twojego towarzystwa. 

- Nie zawsze dostajemy to czego chcemy Andy - stwierdził wzruszając ramionami, a ja zacisnąłem dłonie powstrzymując pyskówkę jaka siedziała mi na końcu języka. - Poza tym. Może ja chcę Twojego towarzystwa?

- Z całym szacunkiem, ale jakoś po Tobie tego nie widać - próbowałem go odepchnąć, ale wzmocnił uścisk na moim biodrze, przez co syknąłem. - Przy połowie szkoły potrafisz zmieszać ludzi z błotem, więc nie uwierzę, że zaszła w Tobie jakakolwiek przemiana. 

- Może powinieneś wreszcie spuścić trochę powietrza i nie traktować wszystkiego na poważnie - uśmiechnął się wrednie, a ja krzyżując z nim spojrzenia uniosłem lekko kolano trafiając w to typowe dla faceta miejsce, na co się skulił. 

Było mi go trochę żal, ale sam sobie na to zasłużył i nie obchodzi mnie to, jak bardzo będę miał przejebane od jutra. Liczyło się tylko to, że umożliwił mi drogę ucieczki. Spojrzałem na niego zgiętego w pół i po prostu zaśmiałem się. 

school exchange  • randy • sacklyn   •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz