powstrzymuję się żeby nie napisać Wam tu perspektywy Ryan'a, ale zdradziłabym tym pomysł na drugą część hah, życie jest ciężkie
Dłuższą chwilę staliśmy na środku salonu wpatrzeni w siebie. Z pewnością wyglądało to jak scena wyjęta z komedii romantycznej i szczerze powiedziawszy trochę tak się czułem. Tempo ostatnich wydarzeń było tak zastraszająco szybkie, że momentami miałem wątpliwości czy to wszystko dzieje się naprawdę.
- Przepraszam Andy, były korki na mieście do tego ten pieprzony autobu-
Moja głowa odskoczyła w kierunku otwierających się drzwi i stojącego w nich przyjaciela, który dysząc po biegu z przystanku wypalał w naszej dwójce dziurę. Zakłopotany odsunąłem się od bruneta zdając sobie sprawę, że w momencie, kiedy Brook wszedł do domu byliśmy zdecydowanie za blisko siebie.
- Uhm - drapiąc jedną ręką kark z zakłopotania poczułem jak moje policzki robią się czerwone. - Hej Brook - uśmiechnąłem się niezręcznie podchodząc bliżej przyjaciela. Przytuliłem go na powitanie czując z każdej strony ciążący na mnie wzrok Beaumont'a.
- Chyba przeszkadzam - mruknął Wyatt, a ja zagryzłem wargę wiedząc, że chłopak jest naprawdę na mnie zły.
- N-nie oczywiście, że nie Brook - zaprzeczyłem od razu zapraszając go gestem dłoni do salonu. - Poczekaj na mnie w salonie, j-ja pójdę tylko ... - spojrzałem na Ryana proszącym wzrokiem. Nie miałem argumentu, który zabrzmiałby wiarygodnie dla mojego przyjaciela dlatego miałem nadzieję, że ten jeden jedyny raz Rye mi pomoże.
- Nie musisz Andy - uspokoił mnie Rye, który zaczął wycofywać się w stronę wyjścia zakładając buty i kurtkę. - Wiem gdzie są drzwi, nie przeszkadzajcie sobie. Do zobaczenia w szkole - pokiwał głową w stronę Gibson'a, a mnie puścił dyskretnie oczko, po czym wyszedł.
Wiedziałem, że czeka mnie dość poważna rozmowa z Brookiem, który zasługiwał na to by o wszystkim się dowiedzieć.
- No więc? - Wyjmując mi z ust wszystkie słowa, jakie miałem przygotowane chrząknął znacząco obracając mnie w swoją stronę. - Już wiem, że o czymś nie wiem i bardzo chciałbym, żebyś mnie uświadomił bo mam wrażenie, że wydarzyło się za dużo.
- Może chcesz coś -
- Nie.
- Albo może -
- Nie.
- Ale -
- DO JASNEJ CHOLERY ANDY - wrzasnął Wyatt, a ja skuliłem się jednocześnie cofając krok w tył. Przecież to mój przyjaciel, ma prawo wiedzieć o ile nie powinien wiedzieć.
- No dobra już, dobra - uniosłem dłonie poddając się, a blondyn tylko wywrócił oczami. - Siadaj - zaprowadziłem go do salonu gestem ręki wskazując na wygodny fotel, na którym po chwili usiadł podkulając kolana pod brzuch.
Tak naprawdę nie miałem pojęcia jak ugryźć ten temat i co powinienem powiedzieć. Temat pocałunku był tym elementem całej historii, o którym nie chciałem wspominać. Dlaczego? Nie wiedziałem co one znaczą zarówno dla mnie jak i dla Ryan'a. Mimo, że głośno przyznał, że męczą go nasze sprzeczki i ciągłe skakanie sobie do gardeł to wciąż nie mogłem ufać mu w stu procentach.
Ryan Beaumont był znany dla mnie tylko i wyłącznie z imienia i nazwiska i palety złych rzeczy, jakie zrobił. Nie wiedziałem o nim kompletnie nic.
- Andy - chrząknął Brook, a moja głowa automatycznie zwróciła się w jego stronę. - Co tu robił Beaumont?
- Przyszedł sprawdzić jak się czuje - starałem się brzmieć jak najbardziej obojętnie. Brook uniósł podejrzliwie brew. - No co?
- Od kiedy ten cep interesuje się kimś, kogo traktował jak śmiecia? - Westchnął Wyatt przyglądając mi się uważnie. - Chcę wiedzieć co się działo przez ten czas, kiedy nie miałem z Tobą kontaktu. Nie odzywałeś się przez niego?
- Co? Nie, oczywiście, że nie - zaprzeczyłem kręcąc głową. Przecież nie powiem, że przez Ryan'a zapomniałem o własnym przyjacielu. - To długa historia i Ryana nie powinno w niej być, ale j-jakoś tak wyszło ... - wzruszyłem zrezygnowany ramionami.
- Mam czas - wzruszył ramionami. - Wręcz nie ruszę się stąd jeśli nie powiesz mi wszystkiego.
I tak rozpoczął się mój monolog, który mimo kilku ukrytych wątków zdawał się nie mieć końca. Powiedziałem o rozwodzie rodziców, że tego wieczoru, kiedy dowiedziałem się o wszystkim spędziłem noc w parku. Powiedziałem, że spotkałem Beaumonta, ale o pocałunku nie wspomniałem ani słowem. Brook słuchał uważnie wszystkiego, co mówię od czasu do czasu kiwając głową. Powiedziałem praktycznie o wszystkim pomijając wszystkie pocałunki jakie miały miejsce.
Twarz blondyna złagodniała gdy skończyłem mówić. Wstał z fotela i usiadł obok mnie mocno i czule przytulając.
- Nie myśl sobie, że nie masz u mnie przechlapane - burknął opierając podbródek na moim ramieniu, a ja zachichotałem cicho oddychając z ulgą. - Po prostu się stęskniłem.
- Obaj dobrze wiemy, że nie umiesz być na mnie zły dłużej niż dziesięć sekund - prychnąłem drocząc się, na co Brook tylko klepnął mnie w plecy.
- I to jest moja największa wada - westchnął wzmacniając uścisk.
Wada nie wada. Byłem szczęśliwy, że to właśnie on jest moim przyjacielem. Powinienem być świadom tego, że to on liczy się bardziej niż Beaumont, który nie miał prawa mieszać w moim życiu.
Za późno Fowler. Już namieszał.
Przepraszam najmocniej za kolejny zastój. Nie wiem który to już raz. Nie umiem w regularność :/
Mam nadzieję, że chociaż sie podoba.
CZYTASZ
school exchange • randy • sacklyn •
FanfictionTen dupek zrobi wszystko żeby mi dogryźć! Nienawidzę go z całego serca! Podły, zarozumiały, egoistyczny i zapatrzony w sobie furiat, który ewidentnie zatruwa mi życie doprowadzając do cholernych łez. Łez, których nikt nie powinien widzieć, a w szcze...