przepraszam za nieobecność zarówno tutaj jak i na one shotach, ostatnio mam mega ciężki okres i trudno jest mi pisać bo za dużo się dzieje
Brook's perspective
Drugi dzień znikomego kontaktu z przyjacielem przyprawiał mnie o coraz większy niepokój. Wczoraj obiecałem mu, że przyjdę do niego i dotrzymam towarzystwa zostawiając przy okazji notatki z wszystkich ważnych lekcji, ale w ostatniej chwili zostałem zatrzymany w szkolę na dłużej. Całe popołudnie spędziłem na dodatkowej próbie przed przedstawieniem, które jest planowane na bal maturalny. Na tą chwilę wiedziało o nim tylko kółko teatralne, do którego należałem od początku liceum.
Zawsze wszystkich dziwiło to, że ścisłowiec potrafi mieć też wrażliwą duszę. W dzisiejszych czasach coraz częściej odchodzi się od typowego schematu i wiążącego się z nim podziału ludzi na ścisłowców i humanistów. Niezależnie od tego czego łatwiej ci się uczy możesz mieć zainteresowania z kompletnie innej bajki.
Mimo, że była sobota po raz kolejny wstałem zdecydowanie za wcześnie. Miałem w zamiarze iść do centrum handlowego na małe zakupy, a następnie do Andy'ego, który zapewne umiera leżąc w łóżku z gorączką. Odkąd pamiętam każda jego choroba wyglądała naprawdę źle. Blondyn był delikatnym chłopakiem o bardzo wrażliwym i nieuodpornionym organizmie. Wystarczył zwykły przeciąg w pokoju i Fowler był załatwiony na co najmniej tydzień.
- Dzień dobry mamo - uśmiechnięty i jeszcze w dresowych spodniach oraz polarowej bluzie wkroczyłem do kuchni, gdzie była moja mama ubrana w jeansy i beżowy sweter z kokardami na rękawach. Jej włosy spięte w kucyka odejmowały jej kilka lat, dzięki czemu wyglądała bardziej jak moja starsza siostra, a nie mama.
- Dzień dobry synku - kobieta obróciła twarz w moją stronę i obdarzyła uroczym uśmiechem, który odwzajemniłem. - Coś wcześnie ostatnio wstajesz. W dodatku w sobotę. Stało się coś?
- Nic szczególnego - wzruszyłem ramionami stawiając wodę na kawę, sięgnąłem do szafki nad głową po kubek, a z szuflady wyciągnąłem łyżeczkę. - Chciałem iść na zakupy i później do Andy'ego zobaczyć jak się czuje.
- Za często ostatnio choruje - westchnęła kobieta pakując do swojej torebki drugie śniadanie. No tak, za chwilę wychodzi do pracy. - Pasowałoby, żeby wybrał się do lekarza. Ledwo kończy się jedna choroba to wchodzi w następną. - Moja mama traktowała Fovvsa jak drugiego syna. Kiedy byliśmy młodsi blondyn często spędzał ze mną weekendy. Jeździliśmy na basen, nad jezioro, zimą na łyżwy lub snowboard, a w okresie ferii lub wakacji bardzo często przychodziliśmy do siebie na nocki. Nasze mamy dzięki temu złapały dość dobry kontakt, czasem zdarza się, że wychodzą wspólnie na zakupy czy kawę.
- Wyobraź sobie, że Andy jest tak samo uparty jak ja - zachichotałem zalewając kawę wrzątkiem. - Może być ciężko.
- Pogadam z Lesley żeby zaprowadziła go na jakieś badania. Organizm nie wytrzyma długo w takim błędnym kole - rodzicielka zabrała z krzesła swoją torebkę i odłączyła telefon od ładowarki. Złożyła pożegnalny pocałunek na moim policzku, a ja uśmiechnąłem się lekko. - Będę lecieć, wrócę wcześniej. Mam swoje kluczę, wiec nigdzie ich nie zostawiaj tylko postaraj się nie zgubić - spojrzała na mnie ostrzegawczo po czym opuściła pomieszczenie. - I pozdrów ode mnie Andy'ego! - Krzyknęła już będąc za drzwiami.
- Pozdrowię! - Zdążyłem tylko odkrzyknąć, a zaraz potem drzwi zamknęły się, a ja zostałem sam.
Niewiele czasu minęło jak sam zacząłem doprowadzać się do porządku i po niecałej godzinie w pełni gotowy byłem już za drzwiami i w drodze na przystanek.
Andy's perspective
Czując ciepło drugiego ciała obok otworzyłem szybko oczy i z bólem w klatce piersiowej podniosłem się do siadu. Mój oddech był świszczący i płytki, a głowa dosłownie pulsowała z bólu jaki mi towarzyszył tego ranka.
- O cholera - szepnąłem przestraszony zdając sobie sprawę, że obok mnie leży nie kto inny jak Beaumont. Myślałem, że to był tylko sen, który nie ma prawa się spełnić. Tymczasem ja naprawdę wpuściłem tego cymbała do domu i dałem mu się pocałować.
Gorzej być nie mogło.
Nadal będąc w szoku mozolnie podniosłem się z łóżka i udałem do łazienki żeby chociaż trochę się ogarnąć. Czułem jak moje ciało ugina się od nadmiaru potu, który spływał po mnie przez dwie nice z rzędu. Uprzednio zatrzymując się przy szafie wyjąłem z niej komplet wygodnych i ciepłych ubrań oraz bieliznę i z tym wszystkim przemknąłem przez pokój do łazienki.
Odetchnąłem z ulgą zamykając za sobą drzwi i po kolei zdejmując z siebie przepocone ubrania odpuściłem wodę pod prysznicem. Stanąłem pod strumieniem ciepłej wody zmywając z siebie wszystko to, co niechciane żebym mógł poczuć się odrobinę lepiej po wyjściu z łazienki.
Miałem nadzieję, że Rye będzie spał jeszcze długo, a ja będę miał więcej czasu na przemyślenie tego, co chcę mu powiedzieć i jaki kolejny kit mu wcisnąć. Że jego zachowanie i uwaga skupiająca się od kilku dni na mojej osobie mnie nie rusza, że jest mi kompletnie obojętny, że wciąż mam dość jego osoby, że mnie drażni i denerwuje, że jest w moich oczach dupkiem.
Części z tych rzeczy trzymałem się mocno, ale były też takie, dzięki którym obraz Ryana w moich oczach zaczął się zmieniać. Bywały chwile kiedy był czuły i delikatny wobec mnie, był spokojny i czuł się za mnie odpowiedzialny. Sam fakt, że zaczął interesować się moim życiem był dziwny, ale z drugiej strony nawet mi to schlebiało.
Gdyby nie miał więcej wad niż zalet może byłaby szansa na przyjaźń.
Jeśli prawdopodobnym jest to, że będzie chciał się zmienić i zależy mu na utrzymywaniu ze mną kontaktu to będzie musiał się trochę namęczyć żeby to zaufanie zbudować.
Mamy z trudem napisany rozdział. Przepraszam, że taki nijaki ten rozdział, ale jak już wspominałam wyżej nie jestem w nastroju na pisanie o chłopakach, ponieważ aktualnie w moim życiu dzieje się zdecydowanie za dużo.
Jeśli czas pozwoli dodam dziś jeszcze jeden rozdział późnym wieczorem. Idę do teatru na 19, więc jeśli coś wpadnie to nie wcześniej niż miedzy 22/23.
bye x
CZYTASZ
school exchange • randy • sacklyn •
FanficTen dupek zrobi wszystko żeby mi dogryźć! Nienawidzę go z całego serca! Podły, zarozumiały, egoistyczny i zapatrzony w sobie furiat, który ewidentnie zatruwa mi życie doprowadzając do cholernych łez. Łez, których nikt nie powinien widzieć, a w szcze...