wybacz, ale...

294 57 24
                                    

*zastanawiam się czy pisać w tym ff perspektywę Ryana czy zostawić sobie ją na później*

*dajcie znać jak wolicie bo w mojej głowie już wykreowała się wizja drugiej części*

Sprawdziłem na wyświetlaczu swojego telefonu godzinę idąc szybkim krokiem w stronę domu. 

19:03. Nie było tak źle. Zdążę odrobić wszystkie prace domowe na jutro, tyle wygrać. Jedynym plusem tego, że Beaumont wtargnął do domu Brooka było to, że mam wystarczająco dużo czasu aby nauczyć się na jutrzejsze zajęcia i przy okazji wyspać. 

Jedyna rzecz, za którą mogę podziękować temu wybrykowi natury. 

***

Po kilkunastu minutach znalazłem się pod drzwiami swojego domu. Przeszukując każą możliwą kieszeń w celu znalezienia kluczy dygotałem z zimna, ponieważ wieczory stawały się coraz bardziej mroźne. Moje ramiona otulała jedynie cienka kurtka, dłonie były zmarznięte, a uszu i nosa już praktycznie nie czułem. Trzeba zacząć ubierać czapkę i szalik, definitywnie. 

Zanim zdążyłem skostniałymi dłońmi dostać się do kluczy drzwi otworzyły się, a w progu stanęła moja mama ubrana w swój pracowniczy uniform. Przywitała mnie ciepłym uśmiechem i przepuściła, abym mógł wejść.

- Witaj synku - potargała mi grzywkę, co miała w zwyczaju robić aby zrobić mi na złość. - Jak w szkole i gdzie byłeś do tak późna? 

- Cześć mamo - cmoknąłem kobietę w policzek jednocześnie zsuwając z ramion kurtkę. - W szkole nie najgorzej - skłamałem odwieszając materiał na wieszak, po czym zająłem się zdejmowaniem butów. - A wracam od Brooklyna. Pomagał mi z kilkoma zadaniami na sprawdzian z matmy. 

- Rozumiem - kiwnęła głową i podążyła za mną do kuchni. - Jesteś może głodny? Zrobiłam zapiekankę, zjemy razem. Co ty na to? - Uśmiechnęła się, ale mimo to doskwierało jej zmęczenie i smutek. Była smutna, widziałem to doskonale, ale nie znałem powodu. Miałem wrażenie, że chce mi o czymś powiedzieć i podświadomie czułem, że to nie będzie nic dobrego.

- Czemu nie - uśmiechnąłem się szeroko chcąc poprawić kobiecie nastrój. - Tylko zostawię swoje rzeczy w pokoju i wezmę prysznic.

- Nie spiesz się Andy - powiedział wymuszając uśmiech obracając się plecami do mnie, aby z szafki nad jej głową wyjąć talerze. Westchnąłem cicho i udałem się po schodach do swojego pokoju, aby przygotować się psychicznie na to, co może za chwilę się wydarzyć. 

***

Po wzięciu szybkiego prysznica i osuszeniu swojego ciała z ręcznikiem wokół bioder udałem się do swojego pokoju. Zostawiając za sobą mokre ślady zamknąłem drzwi swojego azylu od razu podchodząc do szafy, która pękała od nadmiaru ubrań. Lubiłem eksperymentować z modą i w pewnym sensie było to dla mnie hobby. Ku niezadowoleniu Brooka uwielbiałem zakupy i perspektywa spędzenia kilku godzin w galerii handlowej nie przerażała mnie tak jak jego. Zawsze miałem z niego ubaw, kiedy po przejściu kilku sekund zaczynał marudzić i siadać na co drugiej napotkanej ławce. 

Narzuciłem  na siebie dresowe spodnie, a tors otuliłem polarową bluzą. Gotowy opuściłem pomieszczenie schodząc po schodach, aby z rodzicielką wspólnie zjeść kolacje. 

- Już jestem - powiedziałem przeczesując jeszcze wilgotne po prysznicu włosy.

- Siadaj, jedzenie na stole - kiwnąłem głową zajmując miejsce przy stole, gdzie już czekała na mnie porcja pysznie pachnącej zapiekanki ziemniaczanej. Uwielbiałem kuchnie mojej mamy, szczególnie potrawy świąteczne smakowały w jej wykonaniu obłędnie. Barszcz z uszkami mógłbym jeść nałogowo.  

Zabrałem się za jedzenie swojej porcji. Czułem jak przez mój żołądek przechodzi ciepły posiłek, którego potrzebowałem w ciągu dnia. Z dnia na dzień zdarza mi się jeść coraz rzadziej. Kiedyś przechodziłem prze zaburzenia odżywiania i cudem boskim udało mi się wyjść z anoreksji bo każdy rówieśnik wmawiał mi, że jestem gruby. Miałem wtedy dziesięć lat, więc jako tak młodego chłopca bardzo mnie to dotknęło i zacząłem robić wszystko, żeby nie jeść. Rok wystarczył, żeby moje ciało diametralnie się zmieniło. Psychika ucierpiała na tym najbardziej bo nadal gdzieś wewnątrz czuję silną pokusę zwrócenia wszystkiego, co dotychczas zjadłem, ale nie chcę być po raz kolejny powodem do litowania się nade mną. Nie po to z tego wyszedłem, żeby znów do tego wracać.

- Andy? - Z rozmyślań wyrwał mnie głos rodzicielki, który brzmiał zupełnie inaczej niż przed chwilą. Był jeszcze bardziej zdołowany i nerwowy. Podniosłem wzrok znad talerza i skrzyżowałem spojrzenie z rodzicielką, które z jakiegoś powodu były lekko zaczerwienione i zaszklone. 

- Tak mamo? - Zapytałem cicho łapiąc dłoń kobiety i zamykając w swojej, na co ta delikatnie zadrżała.  

- J-ja n-nie wiem jak mam ci to powiedzieć - jej głos załamał się, a mój żołądek automatycznie zacisnął się z nerwów, gdy dostrzegłem spływającą po jej policzku łzę. 

- Mamo co  się dzieje - szepnąłem zaniepokojony. 

- Dziś przyszedł do mnie pozew o rozwód - szepnęła na wdechu po chwili wybuchając gorączkowym płaczem. 

Rozwód? Co kurwa? Jaki rozwód? 

Nie ruszając się z miejsca wzmocniłem uścisk na dłoni mamy zagryzając z emocji dolną wargę. Nie mogłem uwierzyć, że własny ojciec okaże się być takim tchórzem i egoistą. Nie pojawił się w domu od zeszłego tygodnia i jedyne co od niego przyszło to pieprzony pozew rozwodowy?!

- Dzwoniłam do niego - wydukała między napadami płaczu, a ja nawet nie próbowałem jej uspokajać bo dobrze wiedziałem, że niewiele to da. - Powiedział, że chce się wreszcie ode mnie uwolnić i być szczęśliwy ... z inną - zakryła usta wolną dłonią nie mogąc opanować płaczu, a mnie samemu kilka łez spłynęło po policzku.

Od jakiegoś czasu miałem  świadomość, że człowiek, który kiedyś nosił mnie na barana i odbierał z przedszkola czy też siedział w szpitalnej poczekalni kiedy złamałem rękę już nie ma prawa nazywać się moim ojcem. Ten tytuł już mu się należy i wydaje mi się, że ja sam już go nie obchodzę. 

- M-mamo - powiedziałem lekko załamującym się głosem. - Damy radę, znajdę jakąś dorywczą pracę po lekcjach i pomogę ci spłacić rachunki. Nie zostawię cię z tym samej. 

- Nie ma mowy Andy - pokręciła przecząco głową kładąc dłoń na moim wilgotnym policzku. - Masz maturę, to na niej powinieneś się skupić synku. Ja dam sobie radę. 

Westchnąłem cicho wiedząc, że i tak nie odpuszczę i i tak znajdę pracę, dzięki której będę mógł pomóc mamie w opłaceniu rachunków. 

- Nie chcę żebyś zmarnował przeze mnie swoją przyszłość - otarła łzy ze swoich policzków. - Idź się połóż, odwiozę Cię jutro do szkoły i proszę nie szukaj nic. Dam sobie radę, dobrze? 

Spojrzałem przenikliwie w oczy rodzicielki i zrezygnowany kiwnąłem głową wstając od stołu. Przytuliłem ją mocno i otarłem płynące łzy, po czym wyprany z wszelkich emocji zamknąłem się w swoim pokoju. 

Przez pół nocy przewracałem się z boku na bok nie wiedząc co ze sobą zrobić. Gdy po po raz setnym sprawdzeniu godziny stwierdziłem, że już nie zasnę powolnym i cichym ruchem wstałem z łózka i ubrałem na siebie jeszcze jedną, grubą bluzę. 

Krótki, nocny spacer jeszcze nikomu nie zaszkodził. 

Wlatuje kolejny rozdział. Przepraszam, że wczoraj nic nie dodałam, ale miałam trochę rzeczy do zrobienia. Dziś mimo wszystko kolejny rozdział pojawi się późnym wieczorem, więc oczekujcie.  

20 gwiazdek + 20 komentarzy = następny rozdział!

school exchange  • randy • sacklyn   •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz