miałem swoje powody...

334 54 20
                                    

RYE'S POV

Nie chcąc kolejny raz stracić okazji na szczerą rozmowę po prostu wybiegłem z klasy chcąc dogonić blondwłosego zanim zniknie mi z oczu. Nie odszedł daleko, dostrzegłem jego drobną sylwetkę w pośpiechu zakładającą kurtkę i popychającą drzwi wyjściowe. Przyspieszyłem dobiegając do niego w momencie, kiedy chciał wyjść i zagrodziłem mu drogę. 

- Pogadajmy Andy - odparłem dysząc cicho i odgarniając opadającą na oczy grzywkę. Spojrzałem w jego oczy czując się niesamowicie źle, płakał. Zraniłem go i zamiast w porę go przeprosić milczałem powodując, że czuł  się zraniony jeszcze bardziej. - Proszę, wysłuchaj mnie. 

- Niby dlaczego miałbym Cię słuchać? - Zagryzł mocno wargę do krwi jednocześnie ocierając policzki z łez. 

- B-bo - zacząłem niepewnie wciągając powietrze przez zęby, spuściłem głowę w dół chwilę później znów ją unosząc krzyżując wzrok z tym należącym do blondyna. - Chcę wszystko naprawić... Miałem swoje powody...

- Powody - prychnął wywracając oczami. - Daj mi spokój Rye, nie powinienem w ogóle z Tobą rozmawiać. - Szturchnął mnie zmuszając tym samym do ustąpienia. Gdy w końcu to nastąpiło minął mnie bez słowa i wyszedł na zewnątrz. 

Nie poddawaj się Rye, nie teraz...

Idąc za nim krok w krok zastanawiałem się co powinienem powiedzieć, żeby blondyn chciał mnie wysłuchać. Zależało mi żeby spojrzał na wszystko moimi oczami i spróbował zrozumieć. Nie oczekiwałem cudów, chciałem po prostu aby między nami był spokój jeśli na nic innego nie mogę liczyć.

- Po prostu mnie wysłuchaj! - Wrzasnąłem szarpiąc go za ramię odrobinę za mocno w wyniku czego Andy niekontrolowanie zachwiał się wpadając na mój tors. Nasze twarze dzieliły dosłownie centymetry, a ja w tym momencie czułem się jak w jakiejś komedii romantycznej. Jego wzrok uważnie skanował moją twarz, czułem uderzające w moją twarz zimno i gorąco jednocześnie. Jeśli się nie powstrzymam sytuacja powtórzy się powodując, że blondyn dostrzeże we mnie po raz kolejny żałosnego dupka, który bawi się uczuciami innych. Puściłem go spuszczając dłonie wzdłuż ciała i odsuwając się na niewielką odległość. 

- Zgoda - powiedział obojętnie, a ja poczułem ja żołądek zaciska mi się w supeł z nerwów. - Ale potem dajesz mi spokój. Wszystko wraca do normy - ostatnie zdanie powiedział ciszej jakby nie będąc pewien czy właśnie tego chce. - Rozumiesz? 

- Nie mogę ci tego obiecać - powiedziałem poważnie wsuwając obie dłonie do kieszeni swojej kurtki. Fowler tylko westchnął w odpowiedzi wywracając oczami co swoją drogą w jego wykonaniu wyglądało cholernie uroczo. - To jak?

- Mam jakieś inne wyjście? - Prychnął patrząc pod nogi. 

- Raczej nie - wzruszyłem ramionami, co już nie spotkało się z odpowiedzią, ponieważ blondyn był w trakcie podziwiania własnych butów. - Będziesz tak sterczał czy łaskawie się ruszysz? 

Byłem kilka kroków dalej od niego, w momencie kiedy zorientował się, że idę. Otrząsnął się dobiegając do mnie.

- Gdzie tak właściwie idziemy? - Spojrzałem na jego twarz pełną nieufności. 

- Tam, gdzie jest cisza i spokój - odparłem jakby to była oczywista odpowiedź. Patrząc przed siebie robiłem kolejne kroki. 

- Jesteśmy w parku Rye - fuknął, a na moje usta mimowolnie wstąpił uśmiech. - Tu jest cisza i spokój. 

- Przynajmniej raz postaraj się nie marudzić - i mi zaufaj. - Znam fajne miejsce z dala od ludzi. 

- Czy ty mnie właśnie informujesz, że prowadzisz mnie na jakieś pustkowie idealne do przeprowadzenia na nim morderstwa bo jest z dala od ludzi? - Uniósł brew, a ja zerkając na jego poważną minę nie mogłem się powstrzymać od sarkastycznego śmiechu.

- Za dużo filmów akcji - wywróciłem oczami schodząc ze ścieżki idąc w stronę tej bardziej zalesionej części parku, w którym się znajdowaliśmy. - To nie film, więc wyluzuj i po prostu bądź cierpliwy... - westchnąłem idąc ze skupieniem wymalowanym na twarzy. Raz po raz czułem na swojej osobie jego szybkie i krótkie spojrzenia, ale nie zwracałem na nie uwagi. W tym momencie wchodziliśmy do mojego świata, którego jeszcze nikomu nie miałem odwagi pokazać. 

Między nami od dłuższej chwili panowała cisza, na szczęście ta przyjemna przepełniona rozmyślaniami na temat swojego własnego czasami szarego życia. W tym miejscu było pełno takich myśli, które postanowiłem trzymać tylko tutaj. Nie obnosić się z nimi a co dopiero o nich mówić. Przychodziłem tu z każdym żalem, każdym problemem i zmartwieniem, a wracałem czysty od myśli, które czasem powodowały, że wariowałem i obnosiłem się z ludźmi jak z przedmiotami. 

W momencie, kiedy doszliśmy w zamierzone miejsce zatrzymałem się. Spojrzałem na zaszkloną taflę wody, która wyjątkowo stała w miejscu nieporuszana przez wiatr czy krople deszczu. Cała okolica otulona była ciszą, ptaki na moment zamilkły chowając się w koronach drzew i wiatr przestał dąć w nasze zarumienione twarze.

- Jesteśmy - powiedziałem wymijająco nie zerkając nawet na chłopaka, który stał obok i lustrował uważnie cały widok. Zrobiłem krok w przód podchodząc bliżej do tafli wody i siadając ze skrzyżowanymi nogami przy samym brzegu. Trawa była mokra, a w okół można było dostrzec kałuże, ale jakoś w tym momencie nie miało to dla mnie znaczenia. 

Po jakimś czasie Andy dołączył do mnie siadając obok w niewielkiej odległości. Zapatrzony w przestrzeń próbowałem zebrać myśl. Nie byłem gotów powiedzieć wszystkiego, ale zasługiwał na to aby wiedzieć cokolwiek. 

Bo przecież kiedyś było inaczej... 

A  ja to zepsułem. 

- Rye - Andy - rzuciliśmy w tym samym momencie co spowodowało, że na policzkach blondyna pojawiły się rumieńce. - D-dokończ co chciałeś powiedzieć - powiedział nieśmiało. 

- To jest dość długa historia, może chcesz mówić pierwszy? - Zapytałem unosząc brew i patrząc mu w oczy. Pokiwał głową przeczące, a ja westchnąłem próbując wydusić z siebie cokolwiek. 

- Nie jestem dobry w przeprosinach i innych pierdołach - szepnąłem spoglądając na swoje dłonie. - Przepraszam, że tyle razy Cię raniłem i udawałem jakby nasza wcześniejsza relacja była niczym .... 

Blondyn wpatrywał się we mnie pozwalając mi mówić.  Nie umiałem mówić o takich rzeczach, byłem w tym beznadziejny. 

- Przychodzę tu od jakiegoś czasu - wzruszyłem ramionami rozglądając się po rozciągającym się przede mną widoku. - Zawsze jest tak spokojnie, czasem mam wrażenie, że te wszystkie drzewa chłoną to co mam im do powiedzenia  - szepnąłem na moment przymykając powieki, wziąłem głęboki oddech kontynuując. - J-ja ... - zagryzłem wargę podkulając nogi pod brodę i chowając głowę miedzy kolanami. - Nie dam rady, przepraszam.... Chciałbym, ale nie umiem. 

Poczułem jak drobne dłonie chłopaka, które były dosłownie lodowate unoszą moją głowę do góry. Sam już nie byłem w stanie określić czy moje serce galopuje jak oszalałe czy już milion razy zdążyło się zatrzymać przez jego dotyk.

  - Chciałbym znać powód - szepnął gładząc kciukiem mój policzek, w wyniku czego przeszły mnie dreszcze. - Ale widzę, że potrzebujesz czasu, żeby mi o tym powiedzieć. J-ja swoją drogę też powinienem Cię przeprosić ....

- Z-za co? - Zdziwiłem się patrząc uważnie w jego oczy próbując za wszelką cenę rozszyfrować uczucia tego chłopaka w tym momencie.

- Za to, że nie pozwoliłem ci mówić - szepnął, przybliżając się do mnie jeszcze bardziej jednocześnie jedną dłoń wplatając w moje włosy. - I za to, że udawałem, że nic do Ciebie nie czuje. 

W momencie kiedy blondyn zainicjował pocałunek ja zamknąłem oczy odpływając do takiego stopnia, że czując lekkie szturchnięcie otworzyłem oczy zdając sobie sprawę, że to był tylko sen. Rozejrzałem się dookoła zatrzymując wzrok na lekcyjnych ławkach, tablicy i mapach wiszących z tyłu klasy. Zaraz potem moje rozbiegane oczy zatrzymały się na blondynie stojącym nade mną z książkami w dłoni. 

- Wszystko w porządku Rye? 

Nie bijcie mnie guyz

Widzę, że aktywność pod rozdziałami spada wobec tego następny ukaże się jeśli pod tym 

zbierze się:20 gwiazdek i 10 komentarzy xx


school exchange  • randy • sacklyn   •Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz